Obietnica

390 34 1
                                    

Wybraniec obudził się przez światło, które drażniło jego powieki oraz dziwne pikanie w tle. Zielone tęczówki powoli się otworzyły a wszystkie zmysły szatyna oszalały. Wokół panowała jasność a do niego docierało milion dźwięków na sekundę. Złoty Chłopiec mruknął coś cicho i chciał się podnieść jednak nie był w stanie. Potter popatrzył dookoła siebie z zaskoczeniem zauważając że nie jest w swoim domu, ani w swojej sypialni.
- Gdzie ja jestem do cholery...
Drzwi do jego sali się otworzyły i do pokoju weszła pielęgniarka. Kobieta uśmiechnęła się do niego.
- Dzień dobry panie Potter. Dobrze, że już pan się wybudził.
- Wybudził? Gdzie ja jestem? Co to za miejsce?
- Jest pan w szpitalu. Został pan postrzelony zeszłego wieczora.
W tej chwili wszystkie wspomnienia uderzyły w niego ze zdwojoną mocą.
- A gdzie jest Draco? Nic mu nie jest?
Kobieta zmarszczyła brwi.
- Ma pan na myśli tego blondyna? Spokojnie nic mu nie jest. Ale narobił wczoraj niezłego rabanu jak nie chcieli go do pana wpuścić.
- Tak, to musiał być Draco.
Pielęgniarka podłączyła pacjentowi nową kroplówkę i obejrzała bandaże na jego ciele.
- Miał pan dużo szczęścia, ale proszę się nie ruszać. Nie chcemy, aby szwy panu poszły.
- Kiedy będę mógł wrócić do domu?
- Jeszcze trochę panie Potter...
Do pokoju wtargnął blondwłosy mężczyzna nie zważając na krzyki dobiegające za nim. Kobieta popatrzyła lekko zaskoczona na nowego gościa.
- Proszę pana, odwiedziny zaczynają się dopiero za pół godziny.
Jednak Malfoy ją zignorował i podszedł do łóżka swojego partnera. Zielonooki patrzył na niego z lekkim uśmiechem. Ślizgon usiadł na krześle przy jego łóżku i również na niego popatrzył.
- Nie wiem co cię tak cieszy Potter.
- To, że cię widzę Draco.
Pielęgniarka popatrzyła jeszcze raz na te dziwną scenę po czym opuściła pomieszczenie.
- Dobrze cię widzieć słońce.
- Nie próbuj mnie uspokoić czułymi słówkami.
- Draco...
- Nie! Miałeś już nigdy nie walczyć, pamiętasz? A ty jak gdyby nigdy nic zaryzykowałeś własne życie.
- Chciałem nas stamtąd wyciągnąć.
- Mogłeś pozwolić działać policji.
- Skarbie, wiem, że zrobiłem coś idiotycznego, ale ważny jest efekt. Wszyscy wyszli z tego cało.
- Dostałeś kulkę prosto w klatkę piersiową. Mogłeś zginąć!
- Ale nie umarłem. Nadal jestem z tobą, jedynie nieco obolały i zmęczony.
- Nienawidzę jak jesteś taki spokojny, kiedy na ciebie krzyczę.
- Już się nauczyłem jak z tobą rozmawiać. Normalnie bym cię teraz pocałował, ale mam ograniczone ruchy.
Blondyn przewrócił oczami, ale schylił się i złożył pocałunek na ustach ukochanego.
- Nie myśl sobie, że już się nie gniewam.
Zielonooki zaśmiał się lekko, jednak po chwili skrzywił się.
- Śmiech chyba nie jest mi wskazany.
- Odpoczywaj skarbie.
- Słyszałem, że zastraszyłeś cały szpital.
- Nie chcieli mnie do ciebie wpuścić. O mało nie uderzyłem samego ministra.
- Kingsleya? To porządny facet.
- Nie chciał mi pozwolić kogoś zabić.
- Czyli będę musiał mu podziękować za zachowanie resztki rozumu.
- Tak się o ciebie martwiłem...
- Wiem. Ale wszystko już będzie dobrze. Co z Teddym?
- Spokojnie, ma najlepszą opiekę pod słońcem.
- Jestem zmęczony...
- Idź spać. Będę tutaj, kiedy się obudzisz.
- Obiecujesz?
- Dałeś mi wczoraj pierścionek. Kiepsko, gdybym teraz nie spełniał obietnicy.
- Jeszcze ci się nie oświadczyłem.
- Ale złożyłeś mi obietnicę. A teraz śpij kochanie.
Zielonooki uśmiechnął się lekko i przymknął oczy wpatrując się w swojego partnera. Po chwili odpłynął do krainy snów.

Heeej! Miłego poniedziałku i reszty tygodnia słoneczka!

Ostatni razOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz