19.

61 3 0
                                    

GRAYSON

Czas na modlitwę. Czy ja dzisiaj umrę?
Mój wzrok spotyka się z jego wzrokiem. Zobaczył mnie, ale czy mnie poznał?
Czy oni naprawdę chcieli mnie spalić? Ale myśleli, że już nie żyje...
Po co był im krzyż? To co przeczytał... Anielskie oczy. Mam anielskie oczy?
Oczy jak Anioł. Ofiara. O co tutaj chodzi?
I gdzie jest Ray? Czemu go tutaj nie ma?
On cały czas na mnie patrzy.
Czy ja panikuję? Czy powinienem się zgodzić? Może powinienem się zgodzić... Oczywiście, że nie! To szaleństwo!
Czemu panikuję? Mamy przecież plan. Dobry plan. Moje plany zawsze są dobre.
Uspokój się, Grayson. Wszystko będzie dobrze. Uspokój się...
Coś się stało Grayson? Panikujesz?
Nie. Czekaj. Co-
-Coś się stało Grayson?- pyta Chris, odciągając mnie tym samym od przytłaczających myśli. W tym też momencie kończy się modlitwa, a rozpoczyna uczta.
Patrzę na Veronicę. Nie je, tak samo jak ja. Pewnie myśli o bracie, zastanawia się gdzie może być, a może tak jak ja obawia się czy jedzenie nie jest zatrute.
-Nie, nieco się zamyśliłem- odpowiadam trochę po czasie, z uśmiechem na twarzy którego nie odwzajemnia. Nic też już nie mówi. Wraca wzrokiem do pustego talerza, który niepewnie ale z czasem napełnia.
Myślę o Ray'u. Co jak po tym jak uciekłem musieli wziąć kogoś innego i wybrali go? Nie. To niemożliwe. Dosłownie.
Przecież oni...
Może zwyczajnie zaspał. Może zapomnieli go obudzić i jeszcze śpi.
Co jak przyłapią nas jak będziemy uciekać?
Co jak dowiedzą się przed ogniskiem o...
Chyba znowu odzywa się panika.
Nagle z oddali korytarza wszyscy jesteśmy w stanie usłyszeć krzyk, a już po chwili głośne trzaśnięcie drzwiami. Pewna kobieta wbiega do jadalni, przerażona.
-Izidumbu ezi-6 egumbini lomnikelo!- krzyczy i chociaż nie znam znaczenia żadnego ze słów jakie wypowiedziała, jestem pewien że wiem o czym mówi.- Umlilo! Kuyasha!- dodaje, ciężko kaszląc. Niedługo po tym upada na ziemię.
Dwóch sporych mężczyzn, każdy z innej strony stołu, natychmiastowo podnosi się z krzeseł i rusza jej z pomocą. Wkrótce wszyscy zaczynają się podnosić i spanikowani kierują się w stronę drzwi wyjściowych. Szarogłowy mówi coś pod nosem i macha rękoma w stronę wyjścia. Nasze oczy spotykają się. Zaczyna przeciskać się przez tłum i iść w moją stronę z zezłoszczoną miną. Z  b a r d z o  zezłoszczoną miną.
-Co się dzieje?!- rzuca spanikowany Ethan.
-Pali się! Ewakuacja! Wszyscy uciekać na dwór!- tłumaczy Jeannie. Nagle zatrzymuje się, widocznie coś sobie przypomniała. Wygląda jak człowiek, który za późno zdał sobie sprawę, że zostawił psa w rozgrzanym samochodzie, jeżeli wiecie o co chodzi. Zapłakana oddala się od nas- Mona! Dona! Ukuphi?!
Ethan łapie mnie za ramię i podnosi z krzesła, kiedy ja odprowadzam ciemnowłosą wzrokiem. Podąża za Chrisem, który prowadzi nas w stronę wyjścia. Rozglądam się za Veronicą. Nie trudno jest mi ją znaleść. Nadal jest w towarzystwie jasnowłosej, która mocno trzyma ją za przedramię (to pewnie o niej mówił wcześniej Chris), obie znacząco wyróżniają się z tłumu. Vera zdaje się być od niej wyraźnie silniejsza, z łatwością wyrywa się z jej uścisku. Domyślam się, że idzie szukać brata.
Każdy chce wydostać się stąd jak najszybciej, dlatego każdy przeciska się do przodu, w wyniku czego poruszamy się żółwim tępem. W niektórych momentach mam wręcz wrażenie, że się cofamy. Odwracam głowę aby sprawdzić jak daleko jest siwowłosy. Natychmiast go dostrzegam, przepycha się przez tłum, ani na chwilę nie spuszczając ze mnie wzroku. Jest coraz bliżej. Z punktu widzenia ucieka mi Vera i towarzysząca jej blondynka. Na dodatek jakaś kobieta wpycha się pomiędzy mnie a Ethana i w efekcie rozdziela raz. Przez ułamek sekundy widzę jeszcze jego twarz, jak patrzy na mnie przez ramię, później go całego zasłaniają mi już plecy tej obszernej kobiety.
Muszę wrócić po dziewczyny kiedy tylko tłum opuści budynek i w środku zrobi się luźniej. Nie pozwolę aby przeze mnie miały zginąć w tak okropny sposób. Bo to moja wina. To wszystko to moja wina. Mam nadzieję, że szybko je znajdę. Mam również cichą nadzieję, że Ray'owi też uda się uciec, że go znajdą.
W końcu udaje mi się wydostać na zewnątrz. Mogę z powrotem oddychać świeżym, nieskażonym powietrzem. Robię duży wdech i w tym samym czasie słyszę swoje imię, od razu rozpoznaję głos Ethana. Zdążam jedynie podnieść na niego wzrok, a wtedy ktoś uderza mnie w plecy, na tyle mocno że ląduję na ziemi, upadam na kolana.
-Grayson!
-Zostaw go gnojku!
Dobiegają mnie głosy znajomych. Spoglądam w ich kierunku akurat gdy obcy mi ludzie rzucają się na nich z łapami. Uporczywie trzymają ich gdy siwowłosy lotem strzały związuje mi czymś ręce za plecami, być może grubym sznurkiem, napewno nie jest to taśma. Łapie mnie za kaptur bluzy i nieznacznie podnosi. Gruby, podduszający mnie materiał znacząco utrudnia mi oddychanie.
Wszystko to dzieje się w ułamku zaledwie kilku sekund.
-Lokhu ukwenza kwakhe!- podnosi głos siwowłosy.
-Mówi, że to wszystko jego sprawka.- Słyszę jak Jeannie tłumaczy jego słowa chłopakom. Przytula do siebie znacznie niższe ale i tak do niej podobne dziewczyny, całkiem możliwe że ta trójka to siostry.
Czuję na sobie wzrok wszystkich. I ani trochę mi się to nie podoba. Czuję rozpierający ból pleców. Zaciskam zęby oraz pięści.
-Wabulala thina abangu-6!- kontynuuje mężczyzna. Jeannie obiema rękoma zakrywa usta, zresztą nie tylko ona- Washisa nendlu yethu!
-Co? Co powiedział?- dopytuje, nie zaprzestający prób wydostania się z uścisku dwa razu większych facetów, Ethan.
-Zabił sześć z nas. Spalił nasz dom- wyjaśnia ciemnooka. Patrzy na mnie z przerażeniem na twarzy, tłum tak samo, czego wcale nie rozumiem. Ethan i Chris również przyglądają mi się z zawodem w oczach, wyglądają jakby naprawdę tak łatwo mu uwierzyli. A przecież ja zwyczajnie się broniłem. To oni chcieli mnie zabić i złożyć w ofierze!
Buzuje się we mnie. Mam ochotę rzucić się na wszystkich, którzy próbują odwrócić ode mnie jedyne bliskie mi osoby. Chłopaków mam natomiast ochotę mocno spoliczkować, nie taka powinna być ich reakcja. Co to za zawód w oczach? Czyżby w to uwierzyli?
Kołnierz bluzy coraz mocniej zaciska mi się na szyi, co sprawia coraz to większe kłopoty z oddychaniem. Mimo to próbuję się odezwać.
-E...Ethan. Chris...- Gdy tylko to robię, mimo iż jest to prawie niesłyszalne, zostaję powalony na ziemię przez jasnookiego.
Puszcza mnie i uderza w plecy swoim twardym obuwiem, sprawiając tym że upadam na kolana. Kiedy z jeszcze większą siłą uderza mnie po raz drugi, z jękiem upadam na twarz. Dociska swoją ogromną stopę do moich łopatek i przyciska mnie w ten sposób do ziemi. Oboje moich przyjaciół ponawia próbę wyrwania się. Chrisowi nawet się to udaje, ale ktoś z tłumu podkłada mu nogę gdy zaczyna biec w moją stronę. Nie przewraca się ale traci równowagę i właśnie wtedy znowu zostaje złapany.
W miejscu uderzenia zaczynam czuć silny, narastający ból o charakterze ściskania. Mogę chociaż oddychać, nie na długo, bo wkrótce but starca ląduje na mojej głowie i to ją dociska do ziemi, ale to zawsze coś.
-Umlilo ulawulwa... hlala uzolile- odzywa się ponownie.
-Pożar jest pod kontrola! My mamy się nie bać!- po raz kolejny tłumaczy Jeannie.
-Amehlo aluhlaza okwesibhakabkaha... Ingelosi noma USathane?- zadaje pytanie do swoich ludzi. Oni nie mają jednak za wiele czasu na odpowiedzieć, bo gdy tylko je kończy, zza jego pleców wszyscy jesteśmy w stanie usłyszeć głośne trzaśnięcie drzwiami. Ktoś agresywnie otwiera je, tak mocno że z wielkim hukiem odbijają się o ścianę budynku.
Z trudem wyglądam przez ramię. W wejściu stoi nikt inny jak Veronica, w towarzystwie tajemniczej blondynki z jej bratem na rękach. Ray wygląda na nieprzytomnego.
To one przykuwają teraz uwagę wszystkich zebranych. Vera zza pleców wyciąga włócznię. Krzycząc na całe gardło celuje nią w starszego mężczyznę, a on w panice również zaczyna krzyczeć. Mocno chwyta mnie za ramiona i podnosi, używa mnie jak tarczy. Vera robi zamach zanim jest w stanie ogarnąć co się zadziało.
-Grayson!- słyszę wrzask.
Przygotowany na wszystko zamykam oczy.
Po chwili, zamiast ostrza wbitego prosto w serce, czuję jak ktoś żarliwie mnie odpycha. Całe moje ciało pokrywa ból, ale jest to ból tymczasowy. Przez chwilę szumi też mi w uszach. Gdy przestaje, otwieram oczy. Żyję i nawet lepiej, nigdzie nie krwawię. Podnoszę wzrok na osobę, której w ostatniej chwili udało się wyrwać mnie z objęć tego tchórza. To Ethanowi zawdzięczam życie.
Niewiele myśląc podnosi się i rusza mi z pomocą, nie marnuje nawet czasu na otrzepanie spodni z ziemi. Rozwiązuje mi ręce i pomaga wstać. Przez cały ten czas serce bije mi niesamowicie szybko. Przelotnie patrzymy sobie w oczy, oboje prędko zmieniamy nie mniej punkt patrzenia. Przestraszeni ludzie szepczą coś między sobą. Dzieci kryją się za dorosłymi.
-Umbulali... nguwe- mówi Vera, zimnym wzrokiem patrząc na mężczyznę, któremu w sam środek klatki piersiowej wbiła włócznię.
Lisa wychodzi na środek.
-Ukhululekile! Jesteście wolni!- woła. Swoje słowa kieruje do tłumu, ale do nas chyba też, w końcu mówi również po angielsku.
Nie byłem w stanie tego zobaczyć, ale mężczyźni uparcie trzymający Chrisa i Ethana musieli odpuścić. Pewnie w momencie, w którym zjawiła się Vera. Teraz stoją gdzieś na tyłach, nie zauważyłbym ich gdyby wzrostem tak bardzo nie odstawali od reszty. Do ich twarzy nie pasuje niepokój i przerażenie, jakie im teraz towarzyszy.
Chris podchodzi do jasnowłosej i odbiera od niej Ray'a. Tak samo jak ja, zauważył pewnie że ledwo co miała już siłę go trzymać. Pierwsze co robi mając go już na rękach, to sprawdzenie pulsu. Zniecierpliwieni czekamy z Ethanem aż da nam jakiś znak. W końcu odwraca głowę w naszą stronę. To wystarcza, słowa nie są potrzebne, jego spokojna twarz mówi wszystko. Prawie niewidocznie kiwa głową. Wnioskuję z tego tyle, że Ray oddycha, wypuszczam zatem powietrze z ulgą.
-Akukho ukuzidela kusuka manje! Koniec ze składaniem ofiar!- kontynuuje swoją przemowę  tajemnicza dziewczyna, płynnie posługująca się naszym jak i ich językiem. Tłum słucha jej uważnie, większość przygląda się jej się z zachwytem- Akusekho ukwesaba ukulahlekelwa othandekayo noma impilo yakho! Koniec ze strachem przed utratą bliskiej osoby czy własnego życia! Mamy wystarczająco zmartwień!
Dawny lider tego całego cyrku, którego Jeannie i podobno reszta tu zwie umholi, nieoczekiwanie porusza się. Nic takiego, lekko porusza dłonią i głową, ale i tak wszystkich tym szokuje. Każdy myślał, że już nie żyje. W tym ja.
-Awuqondi lutho- odzywa się. Jego głos jest ochrypły, ledwie słyszalny. Jasnowłosa, słysząc go podskakuje i odruchowo się cofa, Ethan łapie mnie natomiast za rękę i mocno ją ściska. Na widok przebudzającego się Ray'a, w oczach znowu pojawia mu się błysk, przez co wygląda na odrobinę mniej martwego- Yena! Ray uyithemba lethu! Ray!
Przygląda mu się ze łzami w oczach ale też z szerokim uśmiechem na twarzy. Jest blady, a jego niegdyś biała koszula, cała jest teraz we krwi. Kiedy Ray w końcu na niego spogląda, z trudem wypowiada swoje ostatnie słowa.
-Ungu uhlukile Ray... yisebenzise... sisindise.
Po tym martwo upada na ziemię, na prawy bok, a błysk w jego oczach znika już na zawsze. Jest już stuprocentowo martwy.
Vera podchodzi do niego i wyjmuję mu dzidę z ciała, następnie kuca obok i zamyka mu powieki. Słodka blondynka podchodzi do Ray'a, nadal trzymanego przez Chrisa, i pyta czy zrozumiał on co powiedział starzec, bo nie trudno jest się domyślić że swoje ostatnie słowa skierował właśnie do niego. Ku mojemu zaskoczeniu, młody kiwa głową.
-Isa! Isa!- wołają wesoło otaczający nas ludzie. Przechodzą mnie dreszcze. To Ci sami ludzie co mieli dzisiaj tańczyć wokół ogniska podczas gdy ja miałem zostać składany w ofierze. Z tego co rozumiem, to tylko i wyłącznie dlatego że mam niebieskie oczy.
Blondynka przyjaźnie uśmiecha się do wiwatującego tłumu. Znajdują się w nim również tacy co płaczą, jest to niemniej znaczna mniejszość. Jak się okazuje każdy człowiek znajdzie sobie zwolennika. Te też osoby nie spuszczają ze mnie wzroku, wyglądają jakby chcieli zatłuc mnie na śmierć. Nie jest tajemnicą to, że woleliby abym to ja skończył dzisiaj martwy. Odwracam wzrok na starca leżącego w kałuży własnej krwi. Zamiast niego wyobrażam tam sobie siebie, z pustym wzrokiem i dziurą w klatce piersiowej. Dostaję gęsiej skórki. Całe moje ciało nadal jest obolałe, ale jest to ból do wytrzymania. Ponownie zmieniam punkt patrzenia, tym razem na Verę. Na jej widok uśmiecham się pod nosem. Podchodzę do niej i Chrisa. Niedługo po mnie, dołącza się też Ethan.
-Kiedy i jak?- pytam. Vera staje do mnie przodem. Odwzajemnia uśmiech.
Ray siedzi w tym czasie na trawie, niedaleko martwego ciała, któremu się przypatruje. Może myśli o tym co ten pokręcony typ mu powiedział. Szczerze to nie interesuje mnie nawet co to było, go też nie powinno. Towarzysząca przedtem Veronice blondynka rozmawia natomiast z zebranymi jeszcze na zewnątrz ludźmi.
-Gdy Lisa... Ah, nie znacie się przecież!- Vera pokazuje na słodko uśmiechniętą, pocieszającą dzieciaki dziewczynę- To Lisa Holland. To ona przetłumaczyła mi to co mówił umholi.
-Umholi?- Chris unosi brew.
-To nie ważne!- stwierdza Vera i macha na to ręką.- Od razu wiedziałam, że bez Ray'a nigdzie nie idę, zapytałam ją więc czy nie widziała może gdzie zabiera go Um... to znaczy, ten starszy człowiek. Widziała go jak wychodził z łazienki, gdy czekała aż się wyszykuję. Kiedy wszyscy zaczęli panikować, udałyśmy się właśnie w tamto miejsce. Zaczęłyśmy go wołać, a on na całe szczęście usłyszał nas i odpowiedział. Wtedy wystarczyło już tylko wybić drzwi dzidą którą wytrzasnęła skądś Lisa. W korytarzu było pełno dymu i Ray strasznie kasłał, ale nie wiem w którym momencie zemdlał... Przez okno zobaczyłam co dzieje się na zewnątrz. Musiałam coś zrobić. Spojrzałam na tą włócznię, którą Lisa nadal miała w rękach i plan stworzył się sam. Oddałam jej Ray'a, chwyciłam dzidę i otworzyłam drzwi.
Kiedy kończy, dumnie unosi brodę i posyła nam wszystkim zwycięski uśmiech.
-To może teraz Grayson opowie nam co działo się w tym czasie u niego- proponuje Ethan. Nie podoba mi się sposób w jaki na mnie patrzy, z urazą i pretensją. Nie jestem też fanem tego tonu.
-Ethan, powiedziałem Ci prawdę.- Przewracam oczami. Oczywiście, że musi zaczynać tą rozmowę- Zwyczajnie nie powiedziałem wszystkiego.
-No to słucham, teraz masz okazję. Czemu Cię nie gonili, huh?- Puszczam mu najwredniejszy wzrok na jaki mnie w tym momencie stać. Jakby nie mógł tego po prostu zostawić. Lubi się chyba kłócić.
-O czym wy gadacie?- wtrąca zmieszany Chris. Pytająco spogląda na Verę, która jedynie wzrusza ramionami.
-A może by tak od początku?- odzywa się po chwili, łapiąc się za ramiona i opierając ciężar ciała na biodrze.
-Chcieli mnie zabić, Ethan. Co miałem zrobić?
Dać im się podpalić? Co Ty byś zrobił, huh?
-Uciekł. Po prostu. Nie musiałeś ich-
-Żeby zaczęli mnie gonić i żeby w końcu mnie złapali? Słyszysz się w ogóle?!- Robię krok w jego stronę, dzieli nas teraz zaledwie kilka centymetrów. Zaciskam dłonie w pięści, mocno wbijając sobie przy okazji paznokcie w skórę. Patrzę mu prosto w oczy. Tak łatwo byłoby mu teraz przywalić w twarz- Bo Ty napewno byś zwyczajnie uciekł i ich nie dobił, co? Jasne, że zrobiłbyś to samo!
-Chłopaki? Wiecie, że jakby no.... nie musimy o tym rozmawiać, nie?- Stara się załagodzić sytuację Vera, bez żadnych rezultatów. Ethan sarkastycznie się śmieje, nie na jej słowa, tylko na moje. Kładzie dłoń na moim barku i ściska, w sumie to swoją bluzę.
-Ta, bo Ty mnie znasz najlepiej!- Odpycha mnie od siebie jednym ruchem. I to nawet nie w delikatny, przyjacielski sposób. Prycham pod nosem. Coraz bardziej ochotę mu przywalić. Vera w porę staje między nami.
-Chłopaki, uspokójcie się!- zarządza i przez chwilę rzeczywiście jest spokój, a bardziej cisza. Otwiera usta, mając w planach znowu się odezwać, lecz wyprzedzam ją.
-Masz rację, wcale Cię nie znam. Tak samo jak Ty nie znasz mnie. Nie wiesz co w życiu robiłem, z kim się zadawałem. Nie wiesz gdzie byłem i co widziałem. Nie wiesz kim byłem. Tak samo jak ja nie wiem nic z tych rzeczy o Tobie. Więc zamiast czepiania się co zrobiłem, czego mogłem nie robić i co mogłem zrobić lepiej, siedź kurwa cicho. Sam pewnie nie wiesz co byś w takiej sytuacji zrobił bo Cię w takiej kurwa nie było!
Dawno ktoś mnie tak nie wkurzył, jedyna osoba z którą wcześniej rozmawiałem w ten sposób to mój ojciec.
-Niech zgadnę, nie obudziłeś się nigdy w trumnie i nikt nie stał nigdy nad Tobą z ogniem i benzyną w ręku!- drę się najgłośniej jak potrafię, nie pozwalając mu dojść do słowa. Ethan przewraca oczami, co wkurza mnie tylko bardziej- Nikt nie chciał Cię podpalić. Nikt nie chciał Cię kurwa złożyć w Ofierze! Brałeś gorącą kąpiel z bąbelkami, kiedy ja musiałem podjąć bardzo ważną decyzję; czy dać się im zabić czy zabić ich w celu przetrwania.
Nie daję mu czasu na odpowiedź. Nie jestem w stanie dłużej na niego patrzeć. Nie odwracając się za siebie, ruszam w głąb lasu.

𝐙𝐀𝐑𝐀𝐙𝐀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz