CHRISTIAN
Razem z Ethanem bierzemy na ręce nieprzytomnego Graysona (on za ramiona, ja za nogi) i cofamy się z nim do miejsca z którego przyszliśmy. Do miejsca gdzie pożegnaliśmy się z tamtą dwójką. Zapewne nie uda nam się już ich znaleść, możliwe że już nie żyją. Nie wiem, pomyślimy o tym jak Grayson się ocknie. Mimo iż do wielkich nie należy, to jednak coś waży. Zmęczeni kładziemy go na ziemi w połowie drogi do sklepu. Ethan okrywa go swoją bluzą. Oboje nie za bardzo wiemy jak zachować się w takiej sytuacji. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z nieprzytomną osobą, musiałem też nie uważać na lekcji jak mówili o tym w szkole. Ethan pewnie tak samo.
-Mam jeszcze trochę czipsów- informuje mnie, co jeszcze bardziej utwierdza mnie w tym przekonaniu. Wydaje mi się, że słyszę zmartwienie i poczucie winy w jego głosie. Tak, pewnie tylko mi się wydaje. To w końcu nie w jego stylu. Uważam, że bardziej przydałoby się dać Graysonowi coś do picia, niż jeszcze bardziej podnoszące pragnienie słone czipsy, zresztą nie tylko mu. Słyszałem kiedyś, że jak jest się odwodnionym to nie powinno się jeść dopóki nie jest się w stanie czegoś napić. Podobno trawienie przyspiesza odwadnianie się czy coś. Sklep na przeciwko, ten w którym mieliśmy już okazję być, jest jednak totalnie pusty.
-Mam pomysł.- Ciemnooki odrywa wzrok od niebieskookiego i spogląda na mnie- Ty z nim zostań a jak się obudzi to nakarm go tym co masz. Jak nie będzie chciał to nalegaj. Musi coś zjeść.
-A Ty?
-A ja pójdę się rozejrzeć i znaleść coś co mogłoby nam się przydać.- Ethan pewnie kiwa głową- Nie przejmuj się jak długo mnie nie będzie- dodaję, podnosząc się.- Jakbym nie wrócił to idźcie beze mnie...
-Nie- wtrąca ciemnooki, czego ani trochę się nie spodziewałem. Szybko mrugam.
-Co?
-Masz obiecać, że wrócisz. Inaczej, nigdzie nie idziesz.- Jego słowa nie mało mnie zaskakują. Spodziewałem się usłyszeć coś w stylu „Okej to na co czekasz? Idź już" albo „Mam to gdzieś", ewentualnie „Idź i nie wracaj". A tu taka miła niespodzianka. Mam aż wątpliwości czy to serio się wydarzyło czy tak naprawdę śpię i mi się to przyśniło- I masz wrócić szybko. Inaczej, gdy Grayson tylko się ocknie pójdziemy Cię szukać.
Kto ze mną rozmawia? Gdzie oschły Ethan, którego tak dobrze znam? Jeżeli można w ogóle powiedzieć, że go znam. Może to jego prawdziwe oblicze. Może jednak chociaż trochę mnie lubi. A może po prostu poczuł się winny. Ale to przecież nie jego wina w jakiej sytuacji się teraz znajdujemy. To było oczywiste, że prędzej czy później zapasy nam się skończą i po kolei będziemy upadać.
Kiwam głową i pod nosem mówię ciche „jasne", którego zapewne nawet nie usłyszał. Nie chcę przedłużać rozmowy. Gdyby sytuacja nie była tak poważna napewno spytałbym co jest grane.
Pierwsze co rzuca mi się w oczy po rozejrzeniu się to ogromny budynek szkolny. Decyduję się pójść w jego stronę.
Szkoła, do której ja chodziłem była dwa razy mniejsza. Moim osobistym zdaniem wyglądała jednak bardziej przytulnie, ta nieco przypomina szpital, to że nim nie jest podpowiada mi zdradzająca tabliczka „Adam Green High School and Middle School".
Po drodze zastanawiam się jak wejdę do środka. Mógłbym wejść przez bramę a następnie poszukać jakiegoś wybitego okna, ewentualnie sam jakieś wybić. Bo wszystkie drzwi z pewnością będą zamknięte na klucz.
W środku napewno będzie coś do jedzenia. Jak w każdej innej szkole z pewnością będzie tam stołówka, a na niej cała sterta jedzenia. Może znajdą się nawet jakieś automaty. Mam nadzieję, że nikogo z podobnymi intencjami nie było tam przede mną i coś rzeczywiście tam znajdę. Coś nadające się do zjedzenia, nie spleśniałe jabłka czy stare niejadalne puree.
Gdy zbliżam się na miejsce, dostrzegam że coś leży pod bramą, a bardziej ktoś. To człowiek. I wygląda na martwego. Z taką też myślą ignoruje go i jak gdyby nigdy nic zaczynam wspinać sie po bramie. Wtedy jednak, mężczyzna nagle zaczyna krztusić się krwią, przez co odruchowo zeskakuje z powrotem na ziemię i robię pożądny krok w tył.
-P-Pomóż mi- udaje mu się wyjęczeć. Krztusi się jednocześnie własną krwią i sięga do mnie ręką. Dopiero teraz zauważam, że jest ugryziony. I nie jest to byle jakie ugryzienie, tylko to ugryzienie. Odsuwam nogę, nie dając się złapać.
-Przykro mi- rzucam, ruchem głowy wskazując mu jego własną ranę.- Nic nie mogę zrobić.
-Możesz- odpowiada szybko i lekko się uśmiecha.
-Śpieszę się- oznajmiam.
Ponownie przygotowuję się do przedostania po bramie na drugą stronę. Muszę się pospieszyć. Szybko przeszukać to miejsce i szybko wrócić do chłopaków. Nie wiadomo ile czasu zostało temu mężczyźnie do przemiany. Wbrew pozorom, u niektórych dzieje się to wyjątkowo szybko, zdążyłem to już zaobserwować. Nie wspominając już o tym, że potrzebujemy znaleść schronienia na noc. Nie możemy stać w miejscu, musimy ciągle się przemieszczać, chociaż wieczorem wolałbym nie przebywać na zewnątrz.
-W s-szkole- zaczyna ranny. Po raz kolejny zeskakuję na ziemię. Co mi tam dwie minuty. Ten człowiek umiera. Jedyne co mogę dla niego zrobić to chociaż go wysłuchać- j-jest dwójka...
-Nie rozumiem?
-...Dziewczyna i chłopak!- Udaje mu się wydukać za jednym razem, pluje przy tym porządną ilością krwi. Marszczę brwi i przyglądam mu się przez chwilę z takim właśnie wyrazem twarzy. Moment zajmuje mi domyślenie się o kim mówi- Widziałem was razem w nocy, gdy l-leżałem czuwając w ruinach na przeciwko w-was... nie mogę spać od początku tej p-pandemii... W-wiesz o kim mówię, p-prawda?
Kiwam głową. Uśmiecha się do mnie z nadzieją w oczach. Coraz bardziej się jąka. Znowu pluje krwią.
-Muszę już iść.
-Tak, idź już!- woła umierający i szczerzy się. Z ust leci mu strużka krwi. Spływa mu po brodzie i kończy na jego, kiedyś zapewne białej, koszuli. Przedostaję się w końcu na drugą stronę bramy- Tylko od razu wybij szybę, bo drzwi są zablokowane- dodaje, gdy jestem już po drugiej stronie.- A jedyne przejście zakryli!
W tym momencie zaczyna zastanawiać mnie czy ten człowiek nie wolałby przypadkiem gdybym szybko zakończył jego cierpienie. Wiem jak dziwnie może to brzmieć ale „przemiana w zombiaka" na pewno nie jest miłym procesem. Na dodatek gdy zabiję go zanim się przemieni to się nie przemieni, nie? Wątpię, że on tego chce a już na pewno nie ja. Wolę nie spotkać go potem w nocy jak będę wracał do chłopaków. O ile w ogóle tak ro działa.
-Proszę pana?- odzywam się jeszcze. Nie mam zamiaru robić nic wbrew jego woli, bez jego zgody. Mężczyzna patrzy na mnie przez szyję, nadal z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Tak, młody?- Jego głos drży.
-Nie chce pan może...
Nie daje mi dokończyć.
-Chcę.- Ledwo zauważalnie kiwam głową, nie mam pojęcia czy zwrócił na to uwagę. Po chwili ciszy odzywa się ponownie- Tam jest taki duży kamień. Gdybyś mógł...
-Ten?- Wskazuję na naprawdę sporej wielkości głaz. Tym razem to on lekko kiwa głową.
-Pozwól, że zamknę oczy.
Patrzę chwilę na kamień, który mi wskazał ale ostatecznie sięgam po inny, taki nie za duży. Rzucam nim w jedno z okien na parterze.
Biorę jeden z tych większych kawałków rozbitego szkła i wracam w stronę mężczyzny. Ma zamknięte oczy. To musi być dla niego straszne, dokładnie wie że za sekundę jego żywot dobiegnie końca. Nie wygląda na złego człowieka, dlatego właśnie chcę zakończyć jego ból w miarę szybko. Pomysł z kamieniem wydaje mi się zbyt brutalny. Kawałek szkła, który mam w ręku wbijam mu głęboko w klatkę piersiową, mając nadzieję że udało mi się trafić w serce. Chyba tak, bo mija zaledwie kilka sekund i już leży martwy.

CZYTASZ
𝐙𝐀𝐑𝐀𝐙𝐀
TerrorPo tym jak z laboratorium, w którym powstać miała wzmacniająca ludzi szczepionka, ucieka zarażony nieznanym wirusem człowiek, na świecie rozpętuje się istne piekło. Zarażeni ludzie zamieniają się w potwory, miasta w ruiny. Okazuje się jednak iż wśró...