13.

109 4 0
                                    

GRAYSON

-Patrząc na Ciebie mógłbym się spodziewać że właśnie takiego typu uczennicą jesteś- śmieję się.
-Zrobiło mi się go strasznie szkoda... miał jakieś 80 lat!- opowiada Vera, dużo gestykulując przy tym rękoma.- Powiedział, że układał ten sprawdzian kilka dni. Na dodatek całkiem sam!
-Wszyscy oprócz ciebie dostali wtedy jedynki?
-Wszyscy, na których nagadałam... Przez Ciebie czuję się teraz źle.- Chichocze- Może teraz postąpiłabym inaczej, nie wiem.
-Zrobiłaś to co uważałaś za słuszne. Każdemu nie da się przecież dogodzić.
-Racja.
Przechadzamy się po dużym, pustym podwórzu i wdychamy świeże powietrze. Drzwi chaty, w której zadecydowaliśmy się chwilowo zamieszkać, otwierają się. Oboje rzucamy na nie wzrokiem. Po ich drugiej stronie stoi teraz Ethan.
-Coś się stało gołąbeczki?- pyta z głupim uśmieszkiem na twarzy, na co śmieję się krótko. Nie powiedziałbym, że był to szczery śmiech, brzmiał jak ten mój wyćwiczony. Mama z pewnością by to zauważyła, może nawet tato, ale nie oni. Kątem oka widzę jak Vera spuszcza głowę. No tak, był to w końcu typowy, nieco żałosny komentarz od którego wypowiadania są zawsze robiący przypał wujkowie. Reakcja Very całkowicie na miejscu. Robię krok w stronę kolegi.
-Gdzie idziesz?- pytam, serio ciekaw.
-Chciałem rozejrzeć się po podwórku, ogólnie po okolicy. Nie przeszkadzajcie sobie- mówi i oddala się.
Jeszcze przez chwilę na niego patrzę, odprowadzam wzrokiem za dom, ale Vera dość szybko obraca mnie w swoją stronę i zmienia temat.
-Co Ty na to żeby się lepiej poznać?- pyta z szerokim i pogodnym uśmiechem na twarzy. Kuca i sięga coś z ziemi, zanim jestem w stanie coś powiedzieć. Korzystam z chwili, w której nie patrzy i szukam Ethana wzrokiem. Nie ma już po nim śladu, zniknął gdzieś.
-Co masz na myśli? Chcesz usiąść w kółeczku i porozmawiać?
-Nie wiem. Może.- Wstaje z dmuchawcem w ręku. Jego widok przypomina mi to, jak byłem mały i razem z mamą przechadzaliśmy się po łące i robiliśmy wianki z kwiatów. Lubiłem jak wspólnie zdmuchiwaliśmy dmuchawce. Przypomina mi się jej uśmiech, tęsknię za nim. Nie wiem czy kiedykolwiek ją jeszcze zobaczę. Nie zdążyłem się z nią nawet pożegnać, nie tak jakbym chciał.
Moje rozmyślenia przerywa dmuchająca mi prosto w twarz Vera. Uśmiecham się do niej, po czym spoglądam w niebo. Ulubione kwiaty mojej mamy były to Słoneczniki. Zawsze jak o niej myślę to wyobrażam ją sobie na przepełnionej nimi łące w jej różowo żółtej sukience, często ją nosiła. Tęsknie za mamą.
Coś mokrego spływa mi po policzku. Szybko ocieram pojedynczą łzę, mając nadzieję że dziewczyna nie zdążyła jej zobaczyć. Nie czuję potrzeby aby inni widzieli jak płaczę. Wtedy będą ciekawscy albo uznają mnie za słabeusza. Żadna z opcji mnie nie zachęca. Tata zawsze chciał żebym był męski. Powtarzał, że gdy mężczyźni płaczą to nie są męscy, są słabi. Są tchórzami. Wysłał mnie do szkoły wojskowej z internatem gdy skończyłem dwanaście lat. Zgodziłem się, bo i tak nie wiedziałem co chcę robić ze swoim życiem. Nigdy nie miałem za wielu pasji, hobby. Szkoła ta miała podobno zrobić ze mnie „prawdziwego mężczyznę". Do dziś nie jestem jednak pewien czy zwyczajnie nie chciał ukryć przede mną tego co robił w laboratorium. Otóż zawsze byłem ciekawy co tak właściwie tam robi, to w końcu mój tata. Mu zawsze to przeszkadzało, tak jakby coś przede mną ukrywał. Przede mną i mamą.
Nie mam z nim za wiele miłych wspomnień. Co prawda kocham go, tak myślę, to w końcu mój ojciec, ale nigdy nie mieliśmy bliskiego kontaktu. Nie widzieliśmy się za często więc nie mieliśmy jak wybudować jakiejkolwiek relacji. Dobrej relacji.
-Chciałabym dowiedzieć się czegoś o was, skoro i tak jesteśmy na siebie skazani.- Veronica puszcza mi oko. Mówi to zapewne w żarcie, wie przecież że nikt nie trzyma tu nikogo na siłę. Obserwujemy się nawzajem w ciszy. Uśmiecha się, ja natomiast przyglądam jej się bez większego wyrazu, nie mam zamiaru jej o sobie opowiadać. Wydaje się zdezorientowana gdy mija dłuższa chwila, a ja nie odwzajemniam jej gestu- Jeżeli nie podoba Ci się ten pomysł to może po prostu zmieńmy temat, co?
-Wiesz, cieszę się że wydajemy Ci się na tyle interesujący że chcesz cokolwiek o nas wiedzieć.
Jej uroczy uśmiech z powrotem wraca.
-Wolałbym jednak żebyśmy zachowali nasze życie prywatne i to co się u nas działo przed wirusem dla nas samych.- No i znika tak szybko jak się pojawił, zastępuje go zawód- Oczywiście nie bronię Ci dzielić się takimi informacjami z resztą czy coś, po prostu wolę nie dzielić się swoimi...
-Rozumiem- przerywa moje niezręczne tłumaczenie się.- Chociaż mam małą nadzieję, że zmienisz zdanie. Jest szansa, że przekonam Cię kiedy powiem coś o sobie?
Cieszę się, że ona jak i jej brat zdecydowali się z nami zostać. Im nas więcej tym lepiej. Musimy się wspierać w tak trudnym czasie. Pomagać sobie nawzajem. Nie łatwo jest teraz wpaść na dobrych, normalnych ludzi. Z chłopakami mieliśmy szansę spotkać kilka dziwaków na drodze, ale na szczęście udało nam się ich minąć. Nie czuję potrzeby posiadania wiedzy o jej życiu ani dzielenia się z nią własnymi przeżyciami. To zbędne. To co było i tak już nie wróci. Mimo to puszczam jej sztuczny uśmiech, starając się aby wyglądał szczerze i wiarygodnie. Uradowana skacze w tą i z powrotem, z bukietem niedawno zerwanych dmuchawców w rękach.
-Jestem Veronica Gardner i mam 18 lat. Miło mi Cię poznać.- Puszcza mi oczko i zdmuchuje jednego- Interesuje mnie psychologia. Lubię konie, psy... i koty też. Tego nie wiedziałeś, prawda?
-No nie.
-A Ty? Jakieś zainteresowania?
-Szczerze to... Kiedyś chodziłem na szermierkę.
-O rany, serio?- Kiwam głową- Lubiłeś to?
-Sam nie wiem.
-Powiedz coś jeszcze.
Wygląda na zaciekawioną i wsłuchaną więc śmiało kontynuuje.
-Uczęszczałem do szkoły wojskowej. Zawsze lubiłem podróżować.
-Też lubię podróżować! Z Ray'em i rodzicami byliśmy raz we Francji. To był chyba mój ulubiony wyjazd za granicę. Jaki był Twój?
-Wycieczka do Grecji. Byliśmy tam całą rodziną jak miałem 10 lat. Wszystko pamiętam tak dokładnie jakby to było w tym roku. Bardzo dobre wspomnienia.
Przypominam sobie wynajęty przez ojca dom z basenem i zapoznanych tam sąsiadów, z którymi przez kolejne dni chodziliśmy na obiady, zwiedzać i urządziliśmy nawet wspólnego grilla. Równie dobrze pamiętam dzienne spacery po plaży i zabawę w wodzie z mamą oraz nocne wyprawy po mieście i jedzenie souvlaki z tatą.
-Jak myślisz, czy Twoi rodzice...- zaczyna zadawać kolejne pytanie Vera, widocznie smutnieje. Nie musi kończyć żebym wiedział o co chce spytać. Nie mam ochoty na to odpowiadać. Spuszczam głowę.
Właśnie wtedy z nikąd z powrotem pojawia się Ethan.
-Nie uwierzycie co znalazłem- rzuca spanikowany.- Zarażone świniaki!
Nie dowierzam temu co słyszę. Moja pierwsza myśl to, że robi sobie z nas żarty. Wygląda na to jednak zbyt poważnie. Mam odruch wymiotny kiedy wyobrażam sobie to co opisuje.
-Chodźcie za mną!- woła.
Patrzę na zielonooką. W jej oczach dostrzegam strach, wzrusza jednak ramionami. Jestem wręcz pewny, że ona tak samo średnio co wierzy w jego słowa.
Ruszamy za Ethanem w wyznaczonym przez niego kierunku.

𝐙𝐀𝐑𝐀𝐙𝐀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz