56.

24 4 0
                                    

ETHAN

Odczuwam wielką ulgę gdy okazuje się, że to czym zagryzają się zarażeni to duży pluszowy miś, nie Grayson.
Z Chrisem zdążyliśmy wyciągnąć już pistolety. Celując przed siebie skradamy się po alejkach w poszukiwaniu przyjaciela. Dopiero teraz zauważam zarażonego za sklepową ladą. Przyglądam się mu chwilę. Szpera w stercie porozwalanego asortymentu. Po chwili wyjmuje coś z tamtąd i się w to zagryza. Wytrzeszczam oczy gdy dociera do mnie, że jest to ludzka ręka.
-Ethan- cicho woła mnie chowający się za ladą pełną lalek Christian. Powoli i ostrożnie dołączam do niego. Ruchem głowy pokazuje otwarte na oścież drzwi, przy których widać zaschniętą plamę krwi. Właśnie niedaleko nich trójka umarlaków rozrywa miśka na strzępy i zajada się jego pluszem.
Niedaleko drzwi coś leży. Szybko rozpoznaję, że jest to ta sama latarka jaką mamy my i w jaką wyposażony był też Grayson. Domyślam się, że ta należy właśnie do niego. Musiał ją upuścić. Mam nadzieję, że nie podczas ucieczki przed zarażonymi... A jak tak, to liczę że udało mu się ich zgubić, znalazł dobrą kryjówkę i jest bezpieczny. Musimy go znaleść. Tylko gdzie mógł się udać?
-Co robimy?- pytam ale nie dostaję odpowiedzi.
Uwagę Chrisa, a po chwili i moją, przyciągają zarażeni którzy akurat w tym momencie tracą zainteresowanie miśkiem i podnoszą się. Każdy udaje się w inny obszar sklepu, jeden postanawia ruszyć w naszym a nie innym kierunku. Mimo szybkiej próby zmiany kryjówki, zostajemy zauważeni. Za cel potwór wybiera sobie mnie. Na szczęście należy do tych powolnych. Z wyciągniętymi rękami ślimaczy się w moją stronę. Szeroko zaczyna otwierać buzię, a ja domyślam się że chce dać znać reszcie o mojej egzystencji. Odruchowo chwytam za leżącą na podłodze na przeciwko mnie zabawkową ciężarówkę, szybko podnoszę się i wpycham mu ją do buzi. Biegnę przed siebie.
-Schody- dobiega mnie głos ledwo nadążającego za mną przyjaciela, który gwałtownie skręca w prawo, co widzę kątem oka.
Gdy odwracam się w jego stronę, dostrzegam schody ruchome po których zbiega na dół. Jest już prawie w połowie. W momencie, w którym cofam się aby do niego dołączyć, miejsce ma głośny ryk. Zgaduję, że to nasz ślamazarny koleżka próbuje raz jeszcze, po usunięciu z buzi zabawki, zwrócić uwagę swoich kompanów. Tym razem mu się udaje. Jego krzyk alarmuje dwójkę, która szybko zaczyna rozglądać się po alejkach. Nam na szczęście udaje się po cichu zejść na parter i tam ukryć zanim te się pojawiają. Słyszę jak przemieszczają się piętro wyżej. Biegną w stronę najmniejszych dźwięków. Nie wpadają jak na razie na pomysł aby zejść na dół, nie mam jednak pojęcia czy nas stąd nie usłyszą jak tylko się ruszymy. Mam wrażenie, że są blisko. Nie wiem co myśli Christian ale jak dla mnie jest to sytuacja alarmowa. Powinniśmy po prostu zastrzelić tą dwójkę i mieć ją z głowy.
Patrzę na szarookiego, a gdy łapię jego wzrok, spoglądam na swój pistolet. Kiedy wracam do niego wzrokiem, kręci głową. O dziwo nie uznaję mojego pomysłu za dobry. Marszczę brwi. Już mam się odezwać i powiedzieć coś typu 'Nie mamy wyboru' czy 'Co innego mamy niby zrobić', ale wtedy Chris ruchem głowy pokazuje mi coś znajdującego się za moimi plecami. Odwracam się. Niedaleko wejścia wałęsa się kolejna dwójka zarażonych. Teraz tym bardziej uważam, że powinniśmy je wszystkie zastrzelić. Co innego nam pozostaje? Musimy udać się tamtędy aby stąd wyjść, a przecież nie uda nam się przejść tuż koło nich bez zostania zauważonym. Zanim jestem w stanie palnąć głupotę, zdaję sobie sprawę że to nie umarlaki pokazywał mi Christian a wchodzącego z powrotem na górę Graysona. Dzieli nas od niego zaledwie kilka metrów. Wygląda jednak na to, że on nas nie widzi.
Chris szturcha mnie w ramię. Dwójka przy wejściu wcale nie jest już przy wejściu, rozeszła się i jak się domyślam Chris chce abyśmy wykorzystali to i niezauważenie opuścili sklep. Postanawiam nie kłócić się i działać zgodnie z jego planem. Rusza przodem. Nie mam pojęcia czy dopiero co to zauważam czy wcześniej nie było aż tak źle, ale Chris widocznie kuleje. No tak, przecież coś było z jego nogą. Jest to w końcu powód, dla którego zostaje z Ally w kryjówce. Tak dobrze ukrywał dotąd ból, że aż udało mi się zapomnieć.
Nieco przyspieszam aby zrównać się z nim, po czym biorę go pod ramię. Chłopak ewidentnie się tego nie spodziewał, wygląda na bardzo zdziwionego. Mam nadzieję, że zwyczajnie go zaskoczyłem, nie że ma już o mnie tak niskie zdanie że tak drobny uczynek z mojej strony aż tak go zszokował.
Udaje nam się opuścić sklep bez zaalarmowania żadnego potwora. Na zewnątrz zauważamy kilka kolejnych, ale są na tyle daleko że nie ma się co nimi przejmować. Znacznie szybszym krokiem kierujemy się w stronę schodów. Mam nadzieję, że Grayson grzecznie poczeka tam gdzie czekać mieliśmy i nie zacznie nas szukać. W ten sposób nigdy się nie znajdziemy.
Po około dziesięciu minutach, iż trochę się zgubiliśmy, docieramy pod kawiarnię. Na całe szczęście, Grayson stoi i czeka w wyznaczonym na to przez nas jakiś czas wcześniej miejscu. Uśmiecha się na nasz widok.
-Gdzie byliście tak długo?- pyta, gdy dołączamy do niego.
-My? To Ciebie nigdzie nie było więc poszliśmy Cię szukać- mówię, nieco głośniej niż miałem w planach.- Miałeś pójść po ubrania dla małej i wracać, nie?
-Ethan, ścisz ton.
-Wcale nie było mnie aż tak długo... Ciężko poczekać dziesięć minut?
-Baliśmy się o Ciebie i woleliśmy sprawdzić czy coś Ci się nie stało- odpowiada mu tym razem Chris.
-Było tam o grom zarażonych- wtrącam.
-Nie było ich tyle gdy tam wszedłem- rzuca pod nosem. Unoszę brew. Zerkam na Chrisa, który wzrusza ramionami. Wracam wzrokiem na Graysona, a wtedy kontynuuje, patrząc mi już w oczy- Zobaczyłem pewne drzwi i no nie mogłem się powstrzymać- dodaje, nie zbyt szczegółowo ale reszty można się chyba domyślić.
Otwierając je wypuścił uwięzione w środku umarlaki. Jestem też o niemal pewien, że wiem o które drzwi mu chodzi.
Teraz gdy mamy już co nieco, kierujemy się w stronę parkingu. Windy nie działają, zmuszeni więc jesteśmy poruszać się schodami, co równa się temu że droga jest dłuższa. Prowadzą nas znaki. Galeria jest naprawdę spora, nie kłopot się w niej zgubić, nam udaje się to aż dwa razy. Na miejsce trafiamy za trzecim podejściem.
-Nienawidzę galerii handlowych- rzuca Chris, gdy tylko wychodzi z łazienki do której postanowiliśmy wstąpić przed udaniem się do odnalezionego już miejsca docelowego.
-Aż tak? Chociaż w zasadzie też nigdy za nimi nie przepadałem- stwierdza Grayson.
Spoglądają na mnie i czekają aż podzielę się z nimi własnym zdaniem. Pewno spodziewają się, że powiem coś w stylu 'Też ich nienawidzę', 'Okropne miejsce' czy coś tego typu, ja natomiast zawsze lubiłem chodzić z rodzicami do galerii handlowych. Zwłaszcza w okresie zimowym, świątecznym. Kupowanie sobie nawzajem prezentów zawsze sprawiało mi wielką radość. Tak jednak uważał stary Ethan. Ethan, który nie przetrwałby w tym świecie za żadne skarby. Bywał naiwny, pokorny, słaby. Nie był w stanie znieść samotności. Bał się utraty czegokolwiek, stracił wszystko.
Nowy Ethan, ten którego znają i jakim można powiedzieć że się stałem, nie lubi tego typu rzeczy.
-Ta, okropne miejsce.
Szczerze to nie wiem już co on tak właściwie lubi. Co chciałbym aby lubił. Co sprawia mu radość. Czego od niego tak właściwie chcę?

𝐙𝐀𝐑𝐀𝐙𝐀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz