22.

55 4 0
                                    

ETHAN

Siadam za kierownicą. Grayson o dziwo zajmuje miejsce z przodu, koło mnie.
-Nie masz zamiaru o tym gadać?- pytam lekko zirytowany głupim pomysłem Very, jakim było zostawienie mnie z nim sam na sam. Nie jestem ślepy, wiem co chciała tym osiągnąć. Dużo razy widziałem taki scenariusz w filmach. Skłócone osoby zawsze kończą razem. Serio chciałbym się z nim pogodzić, ale jeżeli znowu jedynie mnie wkurzy to nie ręczę za siebie.
-O czym?- Nie wygląda ani na wkurzonego ani nawet na poirytowanego. Wręcz przeciwnie, brzmi w miarę pogodnie i jest uśmiechnięty. Uwielbiam ten jego delikatny ale bez problemu zauważalny, chociaż nie na tyle szeroki aby ukazywał dołeczki w policzkach, przyjazny uśmiech. Już Ci przeszło? pytam w myślach, decyduję się nie mówić tego na głos.
Przez dłuższy czas jadę prosto, potem skręcam w lewo, gdzie jest znacznie mniej drzew a między nimi widoczne jest już nasze miejsce docelowe. To ładne miejsce, nie miałem wcześniej czasu aby zwrócić na to uwagę. Budynek otoczony jest pełną kwiatów polaną, która natomiast z każdej strony obramowana jest urodziwym lasem.
Nie jestem w stanie nie spojrzeć na rzucającą się w oczy ranę Graysona. Krew ciurkiem leje się z ramienia, w które wbiłem ostry odłamek szyby, najwidoczniej głębiej niż mi się wydawało. Na swoje usprawiedliwienie, myślałem że jest kimś innym. Nieznajomym, złodziejem, wrogiem. Grayson nie wydaje się zbytnio przejęty faktem iż krwawi. Patrzy na mnie pytająco kiedy zatrzymuję samochód.
-Czemu stanąłeś?- zadaje idiotyczne pytanie.
-Krwawi Ci ręka, ciołku.- Bez większego namysłu odrywam kawałek materiału swojej koszulki, wystarczająco duży aby owinąć nim ramię przyjaciela. Grayson mruga- To mnie rozprasza gdy prowadzę.
-To Ty to zrobiłeś- mówi cicho pod nosem, gdy bandażuję mu ranę; w domu będzie trzeba ją przemyć, jak na razie nie mam czym. Podkreśla drugie słowo, wymawia je głośniej i wyraźniej niż pozostałe.
-Myślałem, że ktoś ukradł nam auto. Nie miałem pojęcia, że w środku jesteś...- Podnoszę wzrok. Nasze oczy spotykają się- ...Ty.
Mam nadzieję, że wyczyta z nich to iż jest mi bardzo przykro i naprawdę nie chciałem go skrzywdzić. Nigdy bym go nie skrzywdził. Nieznacznie podnosi kąciki ust, albo widzę to co chcę widzieć. Czuję dziwne łaskotanie w brzuchu. Spuszczam wzrok na jego lekko zarysowane ramię, które nieumyślnie zadźgałem. Co jak przeze mnie będzie miał bliznę? Będzie na nią patrzył i za każdym razem myślał wtedy o mnie, o tym jakim potwornym jestem człowiekiem i okropnym przyjacielem, o ile w ogóle mnie za takowego uważa.
-Wystraszyłem się?- pytam po krótkiej chwili. Chłopak przewraca oczami.
-Wcale.
-Wyglądałeś na przestraszonego.- Kończę go bandażować. Biały materiał, kiedyś będący moim T-shirtem a teraz robiący za opatrunek, mocno kontrastuje z lekko śniadą skórą Grasyona. Rozglądam się jeszcze po jego ciele, szukając innych miejsc którym przydałoby się obandażowanie. Obie dłonie ma złożone w pięści, ale nawet w ten sposób nie jest w stanie ukryć tego że jedna z nich krwawi- Pokaż prawą dłoń.
-Nie musisz. Zaraz będziemy w środku i sam to zrobię.
-To moja wina, więc nie. Ja to zrobię. Daj mi ją albo przestanę być taki uprzejmy.- Grayson parska, ale pokazuje mi ranę. Rozrywam kolejny kawałek koszulki, tym razem znacząco ją sobie przy tym skracając. Chwytam szczupłą rękę kumpla i przyglądam się dość głębokiemu zadrapaniu.
-Nie musisz, serio.- Ignoruję go i zaczynam ciasno owijać jego dłoń materiałem. Gdy tylko kończę, ruszam dalej.
Stąd nie długo zajmuje nam dojechanie na miejsce. Parkuję jeepa z boku budynku, po czym szybko go z Graysonem opuszczamy i dołączamy do czekających już na nas pod drzwiami towarzyszy. Chris i Vera stoją oparci o murowaną ścianę i rozmawiają, a niedaleko na trawie siedzi Ray. Dziewczyna zauważa nas jako pierwsza, uśmiecha się szeroko i macha.
-Miło was widzieć żywych i w jednym kawałku!- żartuje sobie. Nikt oprócz niej rzecz jasna się nie śmieje, Grayson uśmiecha się pewnie tylko po to aby nie robić jej przykrości. Chris z drugiej strony nie zdaje sobie chyba nawet sprawy, że miał to być żart.
-Szybko wam poszło, skąd wiedzieliście gdzie iść?- pytam. Szarooki wzrusza ramionami, wygląda w tej chwili aż za poważnie. Właśnie ta jego powaga sprawia, że zaczynam się zastanawiać o czym takim rozmawiał z Verą zanim mu przerwaliśmy.
-Jakoś tak wyszło- mówi zobojętniały. Veronica podchodzi do mnie i głupio się uśmiechając, klepie po ramieniu. Jedną brew marszczę a drugą unoszę.
-Co robisz?
-Fajny top- rzuca, szybko po czym wybucha śmiechem. Oprócz przywalenia jej w twarz, jedyne co przychodzi mi do głowy to wywrócenie oczami. Chociaż po zrobieniu tego czuję wyraźny niedosyt.
Grayson bezcelowo się rozgląda, nucąc coś pod nosem. Vera wraca do Chrisa i być może kończą wcześniej zaczętą rozmowę. Zerkam w końcu na Raya. Przestaje się śmiać gdy tylko dostrzega na sobie mój wzrok.

𝐙𝐀𝐑𝐀𝐙𝐀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz