15.

101 5 0
                                    

VERONICA

Budzę się w małym ale przytulnym pokoiku. Otaczają mnie jasno różowe ściany, brązowe meble i biały, puchowy dywan pod łóżkiem. Leżę w pościeli w małe jednorożce a przy łóżku na małym stoliku stoi taca z jedzeniem i podajże herbatą. Mimo tego jak bardzo głodna jestem, nie mam zamiaru tak ryzykować i się tym częstować. To jedzenie może być w końcu zatrute. Staram przypomnieć sobie najpierw co się tak właściwie wydarzyło, że tu wylądowałam. No i gdzie tak w ogóle jestem. Ostatnie co pamiętam to jak jeepa otoczyła grupa dziwnych, niewątpliwie wycofanych ludzi. To tyle.
Wstaję z łóżka. W tym samym momencie do pokoju wchodzi jasnowłosa dziewczyna z czystymi ubraniami w rękach. Uśmiecha się na mój widok.
-Już nie śpisz?- pyta. Nie odpowiadam, nie tylko dlatego że jest to bezsensowne pytanie. Robi krok w moją stronę i podaje mi do rąk różową sukienkę w małe białe kwiatuszki. Podobną sama ma na sobie, tylko że ta jej jest w kolorze żółtym.
Marszczę czoło i krzyżuję ramiona. Jestem skołowana. No i zirytowana tym jaka to ona jest z jakiegoś powodu spokojna.
-Kim Ty w ogóle jesteś?!
Nie odbieram od niej ubrań. To mój protest. Nie wydaje się tym ani trochę przejęta. Odkłada sukienkę na łóżko, po czym prostuje się i podaje mi rękę.
-Lisa Holland- przedstawia się. Unoszę prawą brew- Ludzie tutaj mówią na mnie Isa. Możesz mówić jak chcesz.
Ma duże niebieskie oczy, w które nie jestem w stanie patrzeć. Sposób w jaki mi się przygląda, sprawia iż mam wrażenie, że jest w stanie czytać mi w myślach. Albo jeszcze gorzej, hipnotyzować, przejąć nade mną kontrolę. Jesteśmy podobnego wzrostu, możliwe że jest ode mnie trochę niższa. Na pierwszy rzut oka mamy też podobną budowę ciała. Blondynka ma bardzo jasną karnację i słowiańską urodę. Zauważam też u niej małą bliznę na szyi. Kiedy ogarnia, że na nią patrzę, szybko zasłania ją swoim długim warkoczem, jednym z dwóch.
-Zapewne chcesz się umyć zanim się ubierzesz.
Łazienka jest tam, będę czekać przed twoim pokojem.
Szybko wychodzi, nie dając mi czasu na odpowiedź.
-Czekaj!- wołam, ale na nic. Chwilę później trzaska już za sobą drzwiami.
Jestem zła. Nie mam ochoty robić tego co mi mówi. Mam ochotę protestować. Jednocześnie mam jednak ochotę wziąć kąpiel, bo dawno nie miałam okazji i warunków aby to zrobić. Nie pogardziłabym też przebraniem się w coś czystego i na dodatek ładnego. Nie mam pojęcia gdzie jestem, jak to się stało że tu jestem i co się właśnie dzieje. Czemu jakaś laska przynosi mi czyste ubrania? Czemu obudziłam się w czyimś łóżku, kto mnie tu przyniósł? Czemu na szafce nocnej leży herbata i ciasteczka, kto je zrobił i po co? Są dla mnie? Czemu? Nic tu nie ma sensu. Może to wszystko to zwyczajny sen, a ja zaraz się obudzę. Bardzo bym chciała. Szczypię się w ramię, nic się jednak nie dzieje. Oczywiście, że nic się nie dzieje.
Udaję się do łazienki gdzie dokładnie się myję i przebieram. Rozczesuję rękoma świeżo umyte włosy i wchodzę z powrotem do pokoju.
Patrzę na ciasteczka i herbatę leżące na tacy. Powiedziałam sobie, że ich nie zjem. Nie powinnam ich jeść. Co jak są zatrute? Ale tak dobrze pachną a herbata jest jeszcze ciepła... Nie mogę się powstrzymać. Sięgam po jedno, a potem po drugie. Popijam je znakomitą herbatą. Kończy się tak, że zjadam wszystkie 5 i dokładnie wylizuję talerz z okruchów. Gdyby były zatrute, zapewne już coś by mi się działo, a nic się nie dzieje. Czuję się doskonale.
Minęło tyle czasu odkąd jadłam coś tak sytego i pożywnego. Coś tak dobrego. Moją granatową jesienną kurtkę, brudnozieloną koszulkę i grube, czarne legginsy- czyli ubrania, które mam jeszcze z domu i w których chodziłam dotychczas- wkładam do plecaka, który o dziwo był tu już gdy się obudziłam. Został nieco opróżniony, zabrali śmieciowe jedzenie i wodę, czyli nasze jedyne zapasy, a zostawili wyłącznie apteczkę. No trudno, ważne że w niej nadal jest wszystko to co było- plastry, bandaże, gaziki, woda utleniona, probiotyki, aspiryna i przede wszystkim leki Ray'a.
No właśnie. Ray. Gdzie może być? Zapytam o niego jasnowłosą gdy tylko znowu ją zobaczę. O niego, o resztę oraz o to jak się tu tak właściwie znalazłam. Czy jestem tu w ogóle bezpieczna?
Zakładam złoty wisiorek z rodzinnym zdjęciem i czarne botki, które korzystając z okazji również umyłam. Gotowa ruszam w stronę drzwi. Chwytam za klamkę. Po lekkim ich uchyleniu jestem w stanie dostrzec jasnowłosą czytającą książkę. Drzwi wydają z siebie nieprzyjemne dla uszu skrzypnięcie kiedy otwieram je nieco szerzej. Lisa oczywiście je słyszy. Podnosi wzrok i uśmiecha się gdy tylko mnie dostrzega. Rusza w moją stronę z książką pod pachą.
-Gotowa?- pyta, stając tuż przede mną. Już mam powiedzieć, że tak, nie mając nawet pojęcia na co miałabym być gotowa, ale wtedy dziewczyna postanawia coś dodać- Czegoś Ci brakuje. Chodźmy do mojego pokoju.
Łapie mnie za rękę i ciągnie wzdłuż korytarza. Niezdarnie zamykam za sobą drzwi. Jej pokój okazuje się być nie tak daleko od mojego. Lisa otwiera drzwi i zaprasza mnie do środka, więc wchodzę jako pierwsza. W środku panuje porządek. Pokój wygląda bardzo podobnie do tego, w którym się obudziłam. Pod jedną ze ścian znajduje się drewniana, pomalowana na biało toaletka, tylko ona różni go od tego „mojego".
-Siadaj- poleca mi jasnowłosa, podsuwając pod toaletkę nieduże białe krzesło. Siadam na nim i spoglądam w swoje odbicie. Uśmiecham się do lustra aby przypomnieć sobie jak wyglądał mój uśmiech. Poprawiam kołnierzyk sukienki. Dawno nie widziałam swojego odbicia. Nie jest tak źle. Nawet podoba mi się to wyglądam. Niebieskooka włącza suszarkę. Zaczyna suszyć i czesać moje włosy. Postanawia też zacząć rozmowę.
-Ci chłopacy to Twoi przyjaciele?- pyta.
Nie wiem o co jej chodzi. Kim jest i czemu jest do mnie miła?
Z czasem przypominam sobie coraz więcej. Zostaliśmy otoczeni, zaatakowani, a następnie uśpieni i w sumie to porwani, bo napewno nie jestem tu z własnej woli.
Widziałam ją przez moment w tłumie. Zobaczyłam  ją wtedy kiedy Christian coś do niej krzyknął, też ją widział. To na pewno była ona. Wyróżniała się swoją jasną karnacją i blond włosami, reszta była bardzo śniada i o ciemnych włosach. Na głowie miała mniejszą wersję pióropuszu tego starca co niby dowodził, a przynajmniej tak to wyglądało. Nie ruszyła z pomocą, tylko stała i patrzyła. Mogła chociaż przetłumaczyć nam co ten starzec mówi, przecież zna angielski, mówi do mnie po angielsku. A skoro należy do ich grupy to napewno zna też i ich język.
Nie chcę być dla niej specjalnie niemiła, robi mi właśnie warkoczyki, nie mam jednak zamiaru być jej przyjaciółką. Muszę trzymać dystans. Nie do końca jej ufam, wątpię żeby miała dobre intencje.
-Jeszcze kilka małych detali i gotowe!- odzywa się po dłuższym czasie. Mam nadzieję że zrozumiała że nie mam zamiaru odpowiadać na jej pytanie i przestanie zadawać kolejne. Detalem końcowym jest wplątanie w warkoczyki kilka małych różowych kwiatuszków w kolorze sukienki, którą mam na sobie.
-Czemu to robisz?- pytam. Lisa przerywa to co robi i ze zdziwionym wyrazem twarzy spogląda na moje odbicie w lustrze.
-Czemu wplatam kwiatki w warkoczyki? Bo lubię. Moja mama mnie nauczyła.- Uśmiecha się i kończy fryzurę- Często robiłam taką fryzurę mojej młodszej siostrze. Bardzo ją lubiła.
-Nie o to mi chodziło.- Dziewczyna chowa resztę świeżo zerwanych kwiatów między strony książki, jakichś wierszy. Przyglądam się swojemu odbiciu w lustrze- Byłaś wtedy w lesie. Ubrana w ten pióropusz i w ogóle... Nie będę już nawet wspominać o tym dobrze wyposażonym, niezniszczonym pokoju z toaletką. A, no i prawie bym zapomniała, mówisz.
-O to Ci chodzi!- śmieje się pod nosem i dosuwa sobie drugie krzesło.- To co widzieliście w lesie to było polowanie ludzi lasu. Abantu behlathi, tak siebie nazywają. Polowaliśmy na dzikie zwierzęta a złapaliśmy was.- Marszczę brwi- Jest już po polowaniu więc mogę ubrać się jak chcę i być tutaj. Wszyscy tu jesteśmy. Kilka osób śpi na dworzu w namiotach, ale to z ich własnego wyboru.
-Czy Ty, to znaczy wy, zdajecie sobie w ogóle sprawę z tego co dzieje się na zewnątrz? Mam na myśli-
-Wiem co masz na myśli- wchodzi mi w zdanie.- Posiadłość otoczona jest siatką do której przywiązane są trzy duże świniaki. Jeżeli chociażby jeden z nich okazałaby się rano zarażony to oznaczyłoby to, że zarażeni są w pobliżu. Ale to do dzisiaj się nie zdarzyło.
Przypomina mi się grupa zarażonych świń. Mam odruch wymiotny. Ten sposób z prosiakami, o którym wspomniała Lisa, brzmi tak banalnie. Aż nie chce mi się wierzyć, że serio działa.
-Ja... nie wiem nawet jak to skomentować.
-Modlimy się razem w jadalni, każdego ranka i wieczoru. A co kilka dni składamy ofiary aby ochroniono nas przed zarazą. Jak i zwykłymi ludźmi, bo tacy też potrafią być czasem jak potwory.- Ostatnie zdanie wypowiada w inny sposób. Bardziej od serca, szczerze, nie tak jakby znała je już na pamięć. Wstaje i udaje się do zaparzacza do herbaty, który znajduje się na komodzie obok okna- Działało do dzisiaj i działać będzie. Owocowa czy czarna?
-Czarna. Czemu nie pozwoliliście nam jechać dalej tylko zablokowaliście nam drogę? Albo też czemu nas nie zabiliście?- Jasnowłosa śmieje się pod nosem- Bo mam rozumieć, że reszta też tu jest, cała i bezpieczna, racja?
-Oczywiście, że tak! Szykują się teraz pewnie na poranną modlitwę i śniadanie, tak jak Ty. Po śniadaniu odbędą się tańce i ognisko. Spodoba Ci się- zapewnia i podaje mi herbatę. Za szybko biorę łyka i parzę sobie przez to język. Odkładam za gorący jeszcze jak dla mnie napar na toaletkę do wystygnięcia
-Odpowiadając na twoje pytanie, liderowi nie spodobał się wasz samochód. Każe mówić na siebie umholi. Zaczął krzyczeć aby zatrzymać auto. Później mówił coś o jednym z was, że ktoś z was jest mu znajomy. Podobno szukał tej osoby już od dawna i jest ona mu potrzebna do potwierdzenia czegoś. Nie mam pojęcia co miał na myśli, ale to właśnie dlatego chciał was u nas. Zresztą przed nie byliście pewnie w lepszej sytuacji. Tak zgaduję.
-To nie ważne. Nie znam waszych intencji więc nie licz, że podziękuję wam za „pomoc" czy coś w tym stylu. Może jeszcze okaże się, że wisimy wam jakąś przysługę... Wracając, kto z nas wydał mu się znajomy? I gdzie tak w ogóle jest reszta?- Dopiero gdy wypowiadam te słowa na głos, zaczynam więcej o tym myśleć. Zaczynam panikować. I ani trochę nie pomaga mi spokojnie popijająca herbatę dziwaczka. Wstaję i rozglądam się po pokoju. Zaczynam za dużo myśleć.
-Są bezpieczni.- Sposób w jaki wypowiada te słowa sprawia, że z jakiegoś powodu jej wierzę. Ogólnie sprawia wrażenie szczerej. Dziwacznej ale szczerej- Zobaczysz ich już niedługo. A jeżeli chodzi o Twoje pytanie to obawiam się, że nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć. Nie słyszałam nawet co konkretnie do was mówił. Nie byłam na tym aż tak skupiona. Tylko trochę posłuchałam go potem, późnym wieczorem, kiedy każde z was było już położone do łóżka. Stąd wiem to co wiem. A może Ty pamiętasz co umholi powiedział na zewnątrz?
Myślę, że to sposób w jaki mówi uspokaja, ma bardzo miły i opanowany głos. Siadam ponownie i już mam coś powiedzieć- sama nie wiem co bo nie mam przecież pojęcia co ten dziad powiedział- ale w tym samym czasie jej zegarek zaczyna brzęczeć. Podskakujemy.
-Ojojoj, musimy się spieszyć!- mówi. Pośpiesznie chowa książkę i poprawia sukienkę. Ja w tym czasie nadal próbuję sobie przypomnieć słowa mężczyzny w pióropuszu. Nie ma szans. Nic nie przychodzi mi do głowy. Jasnowłosa nagle łapie mnie za rękę i znowu zaczyna gdzieś prowadzić. Wychodzimy z pokoju i kierujemy się korytarzem, jak po chwili się okazuje, w stronę schodów. Uważnie przyglądam się każdym obrazom i drzwiom jakie mijamy, jakby miały mi dać jakąś wskazówkę, podpowiedź.
Po zejściu na dół znajdujemy się w dużym pomieszczeniu z pięknym żyrandolem, kominkiem i długim drewnianym stołem. Siedzi przy nim kilkunastu przyzwoicie ubranych ludzi. Nerwowo rozglądam się w poszukiwaniu Ray'a oraz reszty. Lisa zauważa moje roztargnienie i ponownie ciągnie mnie za rękę. Tym razem prowadzi mnie w stronę dwóch wolnych krzeseł, siadamy koło siebie. Przypatruję się każdej siedzącej przy stole osobie. Znajduję w końcu moich towarzyszy.
Wszystkich, z wyjątkiem jednej osoby.
Z wyjątkiem Ray'a.

𝐙𝐀𝐑𝐀𝐙𝐀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz