2.

229 9 0
                                    

VERONICA

Czuję czyiś zimny dotyk na ramieniu, od razu mnie on rozbudza. Podnoszę się w ekspresowym tempie.
-Twoja zmiana- informuje mnie Christian.
Gdy tylko kieruje się w stronę mojego brata, aby go obudzić, łapię go za rękę. Raptownie obraca się w moją stronę i patrzy na mnie zdziwiony.
-Dam sobie radę sama- oznajmiam. Brunet wyrywa rękę z mojego uścisku- Nie musisz go budzić.
-Jak sobie chcesz- rzuca oschle i kładzie się na podłodze.- Za dwie godziny powinno robić się jasno. Jeżeli będziemy spać, obudź nas wszystkich. Trzeba się stąd zbierać. Nie jest tu bezpiecznie.
Lekko kiwam głową, a gdy już na mnie nie patrzy, przewracam oczami. Wcale nie muszę ich budzić, nie taki był układ.
Christian ani żaden z jego kolegów nie posiadają koca. Jedynie ten największy z nich, o wpadających w czerwień włosach, ma na sobie bluzę. Jak i tak mam stać teraz na warcie, mój nie jest mi potrzebny, mam na sobie w końcu jesienną kurtkę. Okrywam bruneta swoim kocem, mając nadzieję że już zasnął. Co oczywiście się nie stało. No tak, zawsze byłam pechową osobą. Christian obraca głowę i patrzy na mnie z uniesioną brwią, tak że czuję się jak idiotka, mimo iż jedyne co zrobiłam to dobry uczynek.
-Co robisz?- Obojętność w jego głosie utwierdza mnie w przekonaniu, że lepiej byłoby gdybym schowała koc do plecaka.
-Stwierdziłam, że...
Nie kończę zdania. Obserwuję chłopaka, który wstaje i nie słuchając tego co mam do powiedzenia, okrywa kocem swojego kolegę, Graysona. Uśmiecham się pod nosem na ten widok.
-Coś się stało?- pyta nieprzejęty Christian.
-Nie.
Kieruję się w stronę wyjścia, sprawdzić czy koło sklepu nie ma żadnych intruzów.
-Tylko nie wychodź na zewnątrz- radzi mi jeszcze brunet, z miejsca w którym leży. Po tym już nic nie mówi, chyba w końcu postanawia pójść spać.
Na zewnątrz jest cicho, ciemno i na pierwszy rzut oka, pusto. Wyglądam głową na zewnątrz zza wybitej szyby, cały czas będąc w środku. Dostrzegam coś w sklepowych ruinach na przeciwko nas. Niepokojący cień, kształtem przypominający człowieka. Przez chwilę przechodzi mnie myśl czy może nie powinnam pójść i tego sprawdzić ale wybranie się tam samej nie brzmi za dobrze. Ale co jak to serio człowiek a nie układający się w taki kształt gruz? Czy powinnam poinformować o tym któregoś z chłopaków? W sumie to nie jestem za bardzo do nich przekonana. Gdyby nie Grayson, który wydaje mi się całkiem miły i niegroźny, wzięłabym Raya i uciekła od nich jak najdalej. Nie mają oni ze sobą nic przydatnego, są nam zbędni. Jedyne co mnie powstrzymało od nieskorzystania z absurdalnej propozycji Christiana to zbliżająca się noc, podczas której wolałabym nie być na zewnątrz. Mimo iż jakoś im nie ufam (kompletnie ich w końcu nie znam) czuję się w ich towarzystwie nawet bezpiecznie. Przynajmniej bezpieczniej niż gdy byliśmy z Rayem sami. Jest to zapewne spowodowane tym iż wyglądają na silnych, a instynkt podpowiada mi że chociaż się nie znamy to nawet w małym stopniu pomogliby nam w razie jakiegoś niebezpieczeństwa. Tak mi się przynajmniej wydaje, mogłoby się oczywiście okazać że są totalnymi dupkami i zostawią nas a nawet wykorzystają.
Ten cały Ethan trochę mnie przeraża ale nie wygląda jakby chciał nam zrobić krzywdę. Jego prawie, że czarne oczy jak u pluszowego misia, dodają mu niewinności. Odbiera ją natomiast widoczna przez cienką koszulkę i rozpiętą bluzę, muskularna budowa. On i Christian wydają się być podobnego wzrostu i podobnej figury, rudy jest nieco szerszy w barkach. Dałabym ich nieco ponad metr osiemdziesiąt. Mimo grubych kruczoczarnych brwi i nieprzejętego mroźnego spojrzenia, Chris i tak wygląda łagodniej. Ma w sobie coś potulnego. Możliwe też, że na moją ocenę wpłynęły ich czyny. Trzeci, Grayson, młodszy od swoich kompanów, tak samo jak i odstający przy nich wzrostem (na oko może mieć nie cały metr osiemdziesiąt) i budową, ale nadal wygląda naprawdę dobrze. W porównaniu z pozostałą dwójką, uśmiech z jego twarzy na pozór nie schodzi, ale mimo iż nie znam go nawet dzień, wnioskuję iż momentami jest on przymusowy. Ukrywa nim swój smutek i przerażenie, tak mi się przynajmniej wydaje. Kiedy złapaliśmy dłuższy kontakt wzrokowy i spojrzałam w jego cudne niebieskie oczy, wydały mi się załzawione i smutne. Karnację ma podobną do szarookiego, Ethan jest od nich znacznie jaśniejszy, ale rudzi ludzie przeważnie są jaśni.
Słońce zaczyna już wschodzić. Rozmyślałam o nich ewidentnie za długo. Musi już być coś pomiędzy 6 a 7 rano. Wstaję i idę ich obudzić. Ku mojemu zdziwieniu, Chris nie śpi.
-Wstałeś już?
-A wyglądam jakbym spał?- pyta sarkastycznie. Wywracam oczami, ale w sumie takiej odpowiedzi się spodziewałam.
-Długo tak nie śpisz?- zadaję kolejne pytanie, ale nie uzyskuję na nie odpowiedzi, iż nad wyraz głośno budzi się Ethan, zwracając tym na siebie uwagę nas obojga.
-Macie coś jeszcze do jedzenia?- pyta przecierając oczy i podnosząc się z zimnej podłogi.- Umieram z głodu.
-Nie tylko Ty- rzucam ozięble. Łapię się za ramiona i marszczę brwi. Kątem oka widzę jak kącik ust szarookiego się podnosi- Zresztą podzieliliśmy się z wami po połowie, tak?
Rudy podchodzi do mnie powolnym krokiem, ani na moment nie spuszcza ze mnie oczu. Nie wygląda na zadowolonego.
-Co się dzieje?- odzywa się zaspany Ray i w tym samym momencie rudy wyrywa mi plecak z żywnością. Oburzona szeroko otwieram usta.
-Zostaw to!- krzyczy mój brat z chrypką w głosie, która często towarzyszy mu od razu po przebudzeniu. Bez namysłu rzuca się na niego. Ethan przeszukuje nasz ekwipunek.
-Macie apteczkę? Warto wiedzieć- mamrocze pod nosem. Obserwuję jak mój brat próbuje wyrwać mu plecak z rąk ze swoim 1,65 m. Wygląda to conajmniej śmiesznie.
-Oddaj im plecak- odzywa się Chris, widząc jak nie dajemy sobie rady z jego natarczywym kumplem.
-Mam!- rzuca uradowany Ethan. Wyjmuje z mojego tornistra małą paczkę czipsów, po czym rzuca plecak, który Ray bezproblemowo łapie. Rudy głośno otwiera paczkę, co budzi Graysona.
-Głośniej się nie da?- pyta zaspany. Podnosi się do pozycji siedzącej i przeciera oczy. Ze zdziwioną miną zdejmuje z siebie mój koc, po czym wstaje i rozciąga ramiona. Biorę wszystkie należące do nas okrycia i pakuję je do drugiego plecaka.
-Vera, zrób coś!- woła Ray z grymasem na twarzy. Zamieniamy się plecakami, a następnie zakładamy je na plecy. Patrzę bratu w oczy. Już podjęłam decyzję.
-Idziemy stąd- oznajmiam poważnym tonem, na co przychylnie kiwa głową. Dwójka z trójki chłopaków patrzy na mnie zainteresowana. Grayson wydaje się być prawdziwie zaskoczony.
-Nie idziemy razem?- pyta.
-O na pewno nie- parska pod nosem Ray, złowieszczo patrząc na pożerającego jego znalezisko Ethana.
-Zostaw trochę na potem- doradza rudemu Christian. Ciemnooki chowa paczkę czipsów do kieszeni bluzy, zostawiając w niej rękę.
-Macie coś do picia?- Ma jeszcze czelność spytać, na dodatek z taką obojętnością w głosie. Ray układa drobne dłonie w pięści. Marszczy czoło, którego nawet teraz nie pokrywa wiele zmarszczek, jedynie ta zwana lwią zmarszczką, ale nawet ona nie jest wiele widoczna.
-O na pewno nie!- mówi, już głośniej.
-Idziemy Ray- powtarzam wtedy, zanim uzna za dobry pomysł rzucenie się na znacznie większego Ethana. Kieruję się w stronę wyjścia. Ray szybko do mnie dołącza.
-Czekajcie!- woła Grayson- W grupie będziemy bezpieczniejsi.
Zatrzymuję się. I ja i Ray. Chcę chociaż wysłuchać tego co ma do powiedzenia.
-Jesteście pewni, że...
Wielka szkoda, że jego kolega nie daje mu nawet dokończyć.
-Stul pysk, Grayson! Nie to nie- prycha Ethan i wyprzedza nas. Udaje się na zewnątrz. Chris naśladuje go i w milczeniu także nas wymija. Nawet na mnie nie spogląda. Grayson wzdycha, patrzy na nich pustym wzrokiem. Wygląda na zawiedzionego. Do mnie natomiast uśmiecha się i nieśmiało macha ręką.
-Dzięki za pomoc. I uważajcie na siebie!- mówi jeszcze, po czym dołącza do swoich kompanów.

𝐙𝐀𝐑𝐀𝐙𝐀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz