VERONICA
Tego się nie spodziewałam. Naprawdę, co jak co, ale że znajdą dziecko i uznają za dobry pomysł zaadoptowanie go w tym miejscu i czasie? Nigdy w życiu.
Zerkam na śpiącą dziewczynkę w brudnej, przydługiej sukience. Koło niej, na tym samym siedzeniu, śpi Ray. Cały i zdrowy, na szczęście. Tym razem za kółkiem postanowił zasiąść Ethan, co z pewnością spodobało się siedzącemu koło mnie na tyle auta, mogącemu odpocząć Chrisowi.
Grayson zdążył nam już opowiedzieć jak znaleźli Ally, bo tak a nie inaczej się im przedstawiła. I nie żebym miała coś do tego, że ją wzięli, w końcu nie jestem taka jak Ethan, z tego co powiedział rudy wywnioskowałam jednak że jakiś mężczyzna pomagał jej dbać o ogródek za kwiaciarnią- gdzie to ją właśnie znaleźli. Mam zwyczajnie niemałe obawy, że człowiek ten zacznie jej szukać i będziemy mieli jeszcze przez nią kłopoty. No ale cóż, może serio wyszedł, coś mu się stało i już nigdy miał nie wrócić a my ratujemy dziewczynce życie zabierając ją ze sobą. To teoria Graysona.
Jak dla mnie, najważniejsze jest że znaleźliśmy Ray'a. Przez moment naprawdę myślałam, że już nigdy go nie zobaczę. Nie wybaczyłabym sobie gdyby coś mu się stało.
-Co z tym zdjęciem?- odzywa się nagle Chris, którego wzrok mam wrażenie że czułam już na sobie od dłuższego czasu.
-Wzięłam ze sobą ten fragment, który znalazłam ale mam nadzieję, że Ray ma całość w kieszeni czy coś. Jak się obudzi to go o to spytam. Wiesz, nie chcę naruszać teraz jego prywatności- śmieję się.
-A plecak?
-Też go wzięłam.- Pokazuję brunetowi mokry plecak, który leży w moich nogach.
-Jest pusty?
-Puściutki.
-Obawiam się w takim razie, że może nie mieć tego zdjęcia ze sobą.- Marszczę brwi.
-Czemu tak myślisz?
-Bo jak brałem go na ręce... Wydaje mi się, że nie ma na sobie ubrań.- Mrugam w niedowierzaniu.
-Co?
-Górnej części- precyzuje.- A ostatni raz widziałem go w ogrodniczkach...
W tym momencie chwytam za koc, którym Ray jest przykryty. Już mam sprawdzić czy szarooki aby na pewno się nie myli, wtedy jednak łapie mnie on za rękę. Patrzę na niego pytająco.
-Nie chcesz naruszać jego prywatności, tak?
-To jest sytuacja awaryjna, okej? To zdjęcie jest dla nas bardzo ważne...
-Ja tylko powtarzam Twoje słowa.- Puszcza moją dłoń- Rób co chcesz. Ale nie dziw się potem ze swojego statusu starszej siostry.
-Statusu... co?- Christian odwraca się w stronę okna. Wzrusza ramionami, śledząc wzrokiem mijane przez nas drzewa- Zresztą... spytam go grzecznie w domu.***
Po dojechaniu na miejsce, Christian bierze śpiącego Ray'a na ręce i zanosi go do naszego pokoju, podczas gdy Grayson oprowadza Ally po domu, a na koniec kładzie ją do łóżka w swoim pokoju. Ethan parkuje natomiast jeepa w garażu, a kiedy wraca, w czwórkę przygotowujemy sobie małą kolację. Podczas wspólnego posiłku, z Chrisem opowiadamy chłopakom historię tego jak znaleźliśmy mojego brata. Po sprzątnięciu, najedzeni udajemy się wszak spać.
W pokoju, zastaję siedzącego na brzegu łóżka, opatulonego kocem po samą szyję, Ray'a. Siedzi jak sparaliżowany, zagapiony gdzieś przed siebie. Siadam obok niego i macham mu ręką przed twarzą, aby się ocknął. Wraca do siebie, chowa głowę między kolana. Siedzę i czekam aż będzie gotów mi coś powiedzieć. Czekając, bawię się koniuszkiem koca, którym chłopak jest przykryty.
-Przepraszam- mówi w końcu.- Nie powinienem był odchodzić.
Uśmiecham się sama do siebie, bo wiem że tego nie widzi. Głową odwróconą do mnie tyłem, nadal opiera się o kolana.
-Wszystko w porządku. Powinnam była...- Bardziej Cię pilnować, myślę ale tego nie mówię- Zauważyć, że coś jest nie tak. Być przy Tobie. Wszyscy popełniamy błędy. Mówi się trudno i idzie się dalej, co?- Tymi słowami przykuwam jego uwagę.
-Czy to nie słowa babci?
-Tak! Pamiętasz?
-Duh. Babcia była super.- Uśmiechamy się do siebie.
Robi mi się cieplej na sercu. Nie wiem czy dlatego, że przypominam sobie babcię- jak piekłam z nią ciasta i ciasteczka, pomagałam jej zbierać jabłka czy rozwiązywałam z nią sudoku- czy dlatego, że znowu mam przy sobie swojego jedynego brata.
-Ray... opowiesz mi proszę co się stało? To znaczy, jak znalazłeś się w tej sytuacji w której Cię znaleźliśmy i...
-Muszę? Nie pamiętasz jak powiedziałaś mówi się trudno i idzie się dalej?- Niezręcznie śmieje się pod nosem. Przestaje gdy widzi, że jestem teraz w stu procentach poważna.
-Ray. To nie to samo. Musimy sobie mówić co się dzieje, jak się czujemy... Zresztą to ważne, ok?- Przewraca oczami, mimo iż wie jak bardzo tego nie lubię.
-No dobra, niech Ci będzie. Skoro to takie ważne... Jak doszedłem do miasta, zdałem sobie sprawę że muszę gdzieś spędzić noc. Pralnia wydawała się najbezpieczniejszą opcją. Nie chciałem jednak od razu iść spać, chciałem się jeszcze trochę rozejrzeć. Przestraszył mnie dziwny zombiak. Był chyba... ślepy? Na początku wolny, ale potem okazał się być szybki!
-Yhm.
-Mniejsza z tym, wróciłem więc do pralni. Chciałem iść spać, bo nie miałem co robić, ale nie mogłem zasnąć. Myślałem o was, o tym czy mnie szukacie...
-Oczywiście, że tak- wtrącam.- Nigdy bym Cię nie zostawiła. Nawet nie waż się tego powtarzać!
-Wtedy poczułem czyjąś obecność- Ray wraca do swojej historii.- Ukryłem się za kasą, ale i tak mnie zauważył...
-Kto? Ten mężczyzna, którego widziałam z Chrisem? W sumie to tylko Chris go widział...
-Nie.- Głośno przełyka ślinę. Unika kontaktu wzrokowego- To był zarażony.
Dostaję gęsiej skórki.
-Rzucił się na mnie- kontynuuje. Wyobrażam sobie jak musiało to wyglądać i wcale mi się to nie podoba. Zaciskam ręce na kocu- Ale!
-Ale co?
-Ten mężczyzna, o którym prawdopodobnie mówisz, uratował mnie.- Tego zwrotu akcji się nie spodziewałam- Wyprał nawet mój plecak i ubrania i... Tak, to tyle.
-Tyle? Chris mówił, że jak Cię znalazł byłeś strasznie blady, miałeś sine usta i...
-No to pewnie dlatego, że zostałem zaatakowany przez zombie! Mam na myśli, że wystraszyłem się. To dlatego musiałem być blady.
Jestem pewna, że czegoś mi nie mówi. Wygląda na zestresowanego, unika ze mną kontaktu wzrokowego, bawi się palcami. Zapomniał chyba, że przede mną niczego nie ukryje. Nie mam zamiaru go jednak dłużej męczyć, przynajmniej nie dzisiaj. Tak samo jak dla mnie, a nawet bardziej, był to dla niego stresujący dzień. Może więcej powie mi jutro, mam nadzieję.
-No dobra, dzięki za szczerość.- Puszczam mu oczko.
Wstaję z łóżka.
-Gdzie idziesz?
-Znaleźliśmy Twój plecak, ale nie mieliśmy tyle szczęścia z Twoimi ubraniami. Dam Ci coś czystego do założenia... No chyba, że wolisz ten kocyk?- śmieję się.
-Yyy... okej. Dzięki.
Szukając jego ubrań w komodzie, słyszę jak Ray podnosi się z łóżka. Zerkam na niego przez ramię. Stoi pod ścianą, nadal po szyję okryty kocem.
-Trzymaj!- wołam, rzucając w jego stronę szare dresy i białą koszulkę. Chłopak zapominając się, odruchowo podnosi ręce aby je złapać, a wtedy upuszcza koc. Zanim zdąża schować się w pościeli, zauważam na jego udzie opatrunek. Unoszę brwi- Co to?
-C-Co?
-Masz ranę. Ten mężczyzna Cię tak opatrzył? Co to za rana? Daj mi spojrzeć.- Podchodzę do niego z jednej strony łóżka, odsuwa się wtedy jednak na drugi jego koniec. Gdy szybko okrążam mebel, on jeszcze szybciej przemieszcza się tym razem z powrotem na drugą stronę. Marszczę czoło. Zielonooki zakrywa się kołdrą pod same oczy. Im bardziej się do niego zbliżam, tym bardziej się ode mnie odsuwa. Wchodzę w końcu na łóżko i ciągnę za kołdrę, on jednak równie mocno ją trzyma. Przeciągamy ją, a gdy w końcu udaje mi się odkryć jego twarz, odzywa się;
-Rany, Vera wyjdź! Jestem w samej bieliźnie!
Raptownie puszczam kołdrę. Wzdycham i wstaję.
-Daj mi się przebrać. Obiecuję, że Ci wszystko powiem... jutro. Jestem zmęczony, ok?- Kieruję się w stronę drzwi- To nic poważnego. Nie mów reszcie. Proszę...
-Dobrze. Trzymam Cię za słowo, Ray- mówię tylko, po czym wychodzę na korytarz. Zostawiam go samego. Otwiera mi drzwi kilka minut później, a ja od razu kieruję się wtedy do łóżka.
Ledwo udaje mi się zasnąć, nie mogę przestać myśleć o dzisiejszym dniu i wymyślać zbędnych teorii.
CZYTASZ
𝐙𝐀𝐑𝐀𝐙𝐀
HorreurZarażony ucieka z Laboratorium. Na świecie rozpętuje się istne piekło. Zarażeni ludzie zamieniają się w potwory, miasta w ruiny. -Wśród ocalałych są też odporni, mówią na nich CENNI. Jeżeli jesteś cenny, wykorzystają to. Uciekaj nim zniszczą Ci życi...