35.

33 4 0
                                    

VERONICA

Iż siedzę po środku, nie mam zbytnio jak się ułożyć aby nie było widać spadających mi po policzkach łez. Od usłyszenia wydającego rozkazy głosu z megafonu, głowę mam zwróconą w prawą stronę, tyłem do brata. Co chwilę czuję na sobie jego wzrok, ale nie odwracam się. Najbardziej zależy mi aby właśnie on nie widział jak płaczę, mam gdzieś zerkającego na mnie w lusterku Ethana.
Naprawdę chciałabym pomóc tym wszystkim ludziom, ale jak miałabym to zrobić? Co zrobi Lisa? Czy posłucha rozkazu i posłusznie wyjdzie z budynku? Co z nią zrobią? Co zrobią z Jeannie? Gdyby nie one dwie, ta cała sytuacja mogłaby skończyć się dla nas zupełnie inaczej. Pomogły nam i to bardzo, a my zostawiliśmy je tam w podziękowaniu. Jak je zabijają to będzie to tylko i wyłącznie nasza wina, bo to w końcu nas szukali wojskowi.
Nikt oprócz Lisy, Jeannie i może jej sióstr, nie posługuje się językiem angielskim, a to znaczy że nic nie zrozumieli. Nie wiedzą co się dzieje. Przecież tam były dzieci, naliczyłam conajmniej ósemkę. Jak mogliśmy je zostawić?
Grupa Umholiego dzieliła się też na ludzi żyjących trochę jak zwierzęta. Spali nie w środku a na zewnątrz, w namiotach, a ubrani chodzili w ledwo cokolwiek zakrywające łachmany. Przez cały czas patrzyli na nas złowrogo, jakby życzyli nam śmierci, zapewne tak zresztą było. Co oni zrobią? Może postawią się i będą chcieli walczyć, mają w końcu te swoje włócznie.
-Wrócimy po nich- odzywa się nagle Grayson. Podnoszę na niego mój szczerze zdziwiony wzrok, zresztą nie tylko ja. Wszyscy patrzymy na niego jak na idiotę, z odrobiną głupiej nadziei. Jakbyśmy wszyscy właśnie tego chcieli ale wiedzieli, że to głupie.
-Co?
-Nie wiemy nawet jak długo wojskowi tam będą, co jak na nich wpadniemy?- zadaje pod nosem sensowne pytanie Christian.
-Wiem co robić. Nie chciałem ich zostawiać tak samo jak wy i nie chodzi mi już o to że nie mieliśmy wyboru. Nie mieliśmy czasu- mówi niebieskooki, sporo przy tym gestykulując.- Pokładam nadzieje w Lisę.
-I Jeannie- wtrąca Ethan.
-I jej siostry- dodaje Ray.
-Teraz, musimy znaleść miejsce w którym będziemy mogli ukryć samochód, dobrze by było znaleść też jakiś spray, na przykład zielony-mówi Chris.
-Chcesz pomalować jeepa?- pytam.
-Zły pomysł?
-Nie, no skądże. Każdy pomysł jest dobry.
-Właśnie tak, Chris- kontynuuje uśmiechnięty Grayson.- Musimy znaleść bezpieczne miejsce gdzie też przenocujemy.
-Przenocujemy?- wtrąca dotychczas skupiony na drodze Ethan.- Nie wiem jak Tobie ale mi trudno będzie spać wiedząc, że niewinni ludzie w tym czasie umierają...
-Robisz to na co dzień... no ale jak bardzo nie chcesz to nikt Ci nie każe spać. Chodzi mi tylko o to, że dobrze byłoby poczekać kilka albo nawet kilkanaście godzin zanim tam wrócimy.
Rudowłosy zaciska dłonie na kierownicy i ciężko wzdycha.
-Źle ułożyłem zdanie. Umierają przez nas, to miałem na myśli.
-Mi też jest przykro z tego powodu, Ethan, ale czasami aby uratować jedno życie, trzeba poświęcić drugie.
Ethan marszczy brwi i kątem oka zerka na Graysona, co widzę w lusterku.
-To Twoje motto?- mówi niewyraźnie pod nosem, tak że ledwo go rozumiem. Jestem jednak pewna, że znacznie lepiej usłyszał go siedzący z przodu niebieskooki.
-Tego nauczyło mnie życie, Ethan- odpowiada mu stanowczym tonem. Wyczuwam między nimi wzrastające napięcie i wcale mi się to nie podoba. Wolałabym aby nie kłócili się podczas jazdy, zwłaszcza że jeden z nich siedzi za kierownicą.
-Nie kłóćcie się- proszę.- Nie teraz.
-Kim myślisz, że jesteś?- Przez chwilę myślę, że to do mnie rudowłosy kieruje to pytanie, ale nie, nadal postanawia kłócić się z Graysonem.
-Słucham?
-Myślisz, że jesteś od nich ważniejszy? Tak jak wojskowi? Myślisz, że możesz zabijać kogo chcesz i kiedy chcesz? Nie pamiętasz już co mówiłeś dnia, w którym ukradliśmy tego głupiego jeepa?
-To co innego. Oni zabijają byle kogo i kiedy chcą bez konkretnego powodu albo jeżeli ktoś nie udzieli im przykładowo informacji jakich chcieli. Mi chodzi o samoobronę bądź ochronę bliskich. Wiesz, kiedy jesteś zmuszony zrobić coś, niekoniecznie dobrego, aby pomóc sobie bądź tym na których Ci zależy. Dwie całkiem inne rzeczy- tłumaczy się Grayson.
Po jego głosie nie trudno jest domyślić się, że Ethan zaczyna go już denerwować. Nie jest jedyny. Zerkam na Chrisa. Czy mu to nie przeszkadza? Czy może jest już przyzwyczajony do tego widoku na tyle, że go to nie rusza?
Nadal przypatruje się pistoletowi, który wręczyła mu Lisa. Wygląda dokładnie tak samo jak w tamtym momencie, na zamyślonego i przygnębionego.
Lekko trącam go ramieniem aby zwrócić na siebie jego uwagę. Nie reaguje. Powtarzam więc to działanie, tylko tym razem nie jestem już taka delikatna. No i w końcu zwraca w moją stronę szare oczy zwieńczone grubymi czarnymi brwiami.
-Wszystko okej?- pytam, a odpowiedź dostaję prawie że odrazu.
-Tak.
Widzę, że coś go trapi ale jeżeli twierdzi że jest okej to nie będę się narzucać. Czule się do niego uśmiecham, a następnie odwracam wzrok. Ethan i Grayson skończyli się sprzeczać. Siedzimy w grobowej ciszy przez następne, okropnie mi się dłużące kilka minut, dopóki Ethan nie postanawia znowu się odezwać;
-A tak w ogóle, miałem spytać wcześniej, ale sytuacja nie była zbyt odpowiednia.- Wpatruję się w jego odbicie w przednim lusterku ale nic nie mówię- Ron, tak Ci na imię?
-Nie- odpowiada niechętnie Ray, domyślając się że to o niego chodzi.
-Noga już Ci wyzdrowiała?
-Rzeczywiście, chodzisz bez kuli- zdaje sobie sprawę Chris.
-Już Cię nie boli?- dołącza do rozmowy Grayson.- To dobrze- dodaje, z uśmiechem zerkając na zielonookiego przez ramię.
-Czy to nie dziwne? Nie raz miałem w życiu zwichniętą czy skręconą kostkę i ani razu, z odpowiednio zrobionym przez profesjonalistę opatrunkiem i w ogóle, nie wyzdrowiała tak szybko- kontynuuje rudowłosy.
Ray spogląda na mnie wzrokiem wołającym o pomoc. Wzruszam tylko ramionami. Nie mam pojęcia jak miałabym mu pomóc, co powiedzieć chłopakom kiedy ja sama chciałabym poznać odpowiedzi na ich pytania.
-Też się zdziwiłem jak obudziłem się i nic nie czułem.- Ray spuszcza głowę, w stresie zaczyna bawić się palcami.
-Nie masz czucia?
-Mam czucie. Po prostu nie czuję bólu. Wcale, chociażby najmniejszego- wyjaśnia zielonooki.
-Aha. Dziwne.
-No ale... czy to źle?- odzywa się Chris. Nie brzmi na przejętego, ale to w końcu Chris; rzadko kiedy tak brzmi- Brzmi to bardziej na dobrą wiadomość.
-Nie no to dobrze. Chyba.- Ray wzrusza ramionami- Nie mam pojęcia.
Wlepiam wzrok w nie za duży domek ceglasty, który dostrzegam w oddali. W pobliżu niego stoi spora obora, a otacza nas pole.
-Zatrzymaj się!- wołam. Ethan prawie, że od razu zatrzymuje auto, a gdy to robi wszyscy odwracają wzrok w moją stronę i czekają na wytłumaczenie- Widzicie?-  pytam, nie spuszczając wzroku z ceglanej budowli.
-Myślisz, że to dobre miejsce aby schować jeepa?- pyta Grayson, który jako pierwszy domyśla się o co mi chodzi.
-Tak, możemy schować go w oborze i się tam przespać.- Uśmiecham się, dumna ze swojego pomysłu- Tę noc. Jutro z rana wracamy po Lisę i Jeannie.
Czuję na sobie wzrok niebieskookiego. Gdy patrzę w jego kierunku, dostrzegam ten jego uroczy uśmiech, który sprawia że ja sama się uśmiecham. Patrzę na niego przez dłuższy czas, mam wrażenie jakby jego wzrok mnie hipnotyzował. Przez sekundę zapominam o czym przed chwilą mówiłam, dlatego nie docierają do mnie słowa Ray'a;
-I jej siostry.
-Co?- pytam zdezorientowana.
-Dona i Mona..? Je też zabieramy.
-Aa... tak. Jasne.- Grayson śmieje się pod nosem, Ray natomiast przewraca oczami. Rzadko zdarza mi się taka sytuacja, aż tak się zamyślić. Mam nadzieję, że moja twarz nie przypomina kolorem buraka. Tak na wszelki wypadek, udając że szukam czegoś w plecaku, schylam się i zasłaniam twarz między kolanami aby uniknąć głupich komentarzy. Ethan rzuca oschły i zbędny komentarz, nie ma on jednak nic wspólnego ze mną;
-Jeżeli przeżyją- Raptownie prostuję się słysząc te słowa. Patrzę na niego, a bardziej na jego odbicie w przednim górnym lusterku, z niedowierzaniem.
-Ethan- upomina go Grayson, uderzając łokciem w plecy, co kierując się reakcją rudego było bolesne mimo iż na takie nie wyglądało.
Ethan zjeżdża w lewo, w ścieżkę prowadzącą do wskazanego przeze mnie budynku. Chris przez cały ten czas siedzi cicho, nie spuszcza wzroku z broni którą dała Lisa.
-Bądźmy dobrej myśli- mówię, patrząc to na Ray'a, to na Chrisa.
-Mam nadzieję, że miejsce do którego się wpraszamy jest tak opuszczone na jakie wygląda- zmienia temat Grayson.
-Tak... Co wy na to aby najpierw wyszła tylko jedna osoba i rozejrzała sią? Z pistoletem rzecz jasna- proponuję, nie mając oczywiście na myśli siebie. Ethan i Grayson odwracają się przodem do naszej trójki, siedzącej z tyłu. Ten pierwszy podejrzanie się uśmiecha.
-No dobra- mówi.- To idziesz.
-Ja? Myślałam bardziej o...
-No ale to przecież Ty masz broń, nie?- śmieje się ciemnooki. Drzwi po mojej prawej stronie otwierają się nagle. Każdy spogląda na opuszczającego jeepa Christiana- Chris, co Ty robisz?
-Ja pójdę. W końcu też mam broń- mówi i na nic nie czekając, znika.
-Poczekaj. Pójdę z Tobą- oznajmia Grayson. Kiedy jednak łapie za klamkę od przednich drzwi, Ethan zatrzymuje go.
-Po co? Poradzi sobie- mówi, jeszcze przez chwilę trzymając niebieskookiego go za ramię. Obserwujemy sytuację. Grayson, tak samo jak ja, w gotowości trzyma pistolet. Tak na wszelki wypadek.

𝐙𝐀𝐑𝐀𝐙𝐀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz