7.

149 5 0
                                    

VERONICA

Ray rzuca mi wiadro. Uśmiecha się kiedy je łapię. Zaciska powieki. Słysząc zbliżającego się w jego kierunku umarlaka, szykuję się aby dobrze wykonać swój kolejny ruch. Mam tylko jedną szansę, nie mogę spudłować. Ciarki przechodzą po całym moim ciele. Gdy tylko zaczynam czuć, że potwór się zbliża i już zaraz wyłoni zza ciemnego korytarza, unoszę trzymające wiadro ręce. Po sekundzie widzę już go, a on nie widzi już wtedy nic. Udaje mi się zasłonić mu twarz i dzięki temu szybko rzucić jego nieogarniającym jeszcze sytuacji ciałem do pokoju z komputerami. Gdy już tam jest, zatrzaskam drzwi.
-Ray, pomóż!- wołam, trzymając je najmocniej jak jestem w stanie.
Zdezorientowany chłopak rusza w końcu w moim kierunku. W połowie drogi, lewa kostka odskakuje mu jednak a on sam osuwa się na ziemię łapiąc za nią i jęcząc z bólu. Przeklinam pod nosem. Samej mi się nie uda. Zarażony wydostanie się i zapewne na mnie rzuci, a ja nie będę miała czym się obronić. Zabije mnie a potem zaatakuje mojego brata. Już po nas.
Moje myśli zwątpienia przerywa głośny trzask, wcale nie dobiegający z pokoju z komputerami.
-Co to było?!- krzyczy Ray- Przyszło ich więcej?!
Nie mam pojęcia kto, umarlaki czy jacyś inni ludzie, ale ktoś zbił jedno z okien i wparował do środka. Nie wiem czy biec pomóc bratu z jego nogą, dalej trzymać te cholerne drzwi czy zacząć uciekać. To ostatnie wypada, nigdzie nie ruszam się bez Ray'a, a on nie będzie w stanie biec.
Tajemnicza postać zbliża się w moim kierunku, w zakrwawionej dłoni trzyma spory kawałek szkła, zapewne należy do rozbitego okna. Po sposobie chodzenia jestem w stanie stwierdzić iż nie jest to umarlak. Postać zbliża się, jest uzbrojona, być może tak samo niebezpieczna jak zarażony. Albo gorsza. Może to jakiś morderca psychopata. Gdy tylko staje w miejscu, w którym światło księżyca dostające się do środka przez jedno z okien oświetla mu twarz, samowolnie podnoszą mi się kąciki ust, a w głowie pojawia się słowo „nadzieja".
Nie dowierzam, nie przez sam fakt kto to jest a bardziej iż pojawia się akurat w tym momencie.
-Ty- rzucam. Nie brzmi to ni jak pytanie ni jak stwierdzenie.
Christian od razu rusza mi z pomocą. Umarlak po drugiej stronie próbuje się wydostać, ale nie jest w stanie, jesteśmy silniejsi.
-Pomóż mu- mówi do mnie w pewnym momencie, aż za spokojnym głosem. Domyślam się, że ma na myśli mojego brata. Kiwam głową i szybko biegnę w stronę Ray'a.
-Co Cię boli?- pytam, kucając na przeciwko niego i nieudolnie wyjmując z plecaka apteczkę.
-To potem.- Łapie mnie za rękę. Puszczam mu pytający wzrok, kiedy obaj podnosimy wzrok i patrzymy sobie prosto w oczy- Na schodach jest szafa. Pomóż mi przeciągnąć ją do drzwi. Możemy je w ten sposób zabarykadować i wtedy...
-Ok. Dobra. Jasne.
Wstaję i ruszam w kierunku drewnianej szafy, o której wspomniał. Słyszę jak Ray, zamiast grzecznie czekać i odpoczywać, z trudem podnosi się i kulejąc podąża za mną. Na pięcie obracam się w jego stronę.
-Poradzę sobie sama- stwierdzam.- Ty usiądź i tu poczekaj.
Chwilę stoi i wpatruje się we mnie proszącym wzrokiem, oficjalnie słucha jednak. Razem podchodzimy do schodów. Chłopak siada na nich, a ja staję przed starym meblem i zastanawiam się z której strony go złapać.
-Napewno Ci nie pomóc?- pyta jeszcze Ray, gdy chwytam za szafę i gwałtownie zrzucam ją ze schodów. W dobrym momencie wstaje i odsuwa się- O rany... Prawie mnie zabiłaś.
-Po co tam stałeś?!
-Po pierwsze to siedziałem, a po drugie kazałaś mi.
-Kazałam Ci usiąść ma podłodze! Zresztą nie ważne. Mam szafę do przesunięcia.
Pośpiesznie schodzę po schodkach i ponownie łapię za mebel. Zaczynam przeciągać go po korytarzu w stronę Chrisa, tak szybko jak mogę. Szarooki zerka na mnie, potem na mojego brata. Widzę po nim, że długo to już tak nie wytrzyma. Drzwi ledwo co trzymają się zawiasów, a umarlak wydaje się silniejszy niż przypuszczałam i (w przeciwieństwie do nas) ani trochę niezmęczony. Gdybyśmy tylko mieli coś czym moglibyśmy z nim walczyć.
Nagle zauważam, że szafę przesuwa mi się nieco lżej, przez co poruszam się też szybciej. Patrzę w bok. Uśmiecham się do brata, który przyszedł mi z pomocą. Minuta czy dwie i jesteśmy przy brunecie, który dosuwa szafę do końca, barykadując przy tym drzwi.
Opieram się placami o ścianę i oddycham z ulgą. Jesteśmy nieco bezpieczniejszy ale nie oznacza to, że możemy tu zostać. Moim zdaniem nie powinniśmy nawet kontynuacji przeszukiwania tego miejsca. To, że był tu jeden umarlak nie świadczy dobrze. Na piętrze napewno jest ich więcej. Po za tym, nawet gdyby innych tu nie było, temu z pewnością wkrótce uda się przedostać. Szafa nie jest w końcu metalowa tylko drewniana.
-Dobra- odzywa się Chris, oparty o nią plecami. Wzdycha, wycierając zakurzone ręce o spodnie. Nie patrzy na żadne z nas, wzrok ma skierowany przed siebie- Nie mamy dużo czasu. Zbierajmy się stąd.
Nie czekając na niczyją odpowiedź udaje się w stronę okna, z którego przyszedł. Odwraca głowę w moją stronę gdy znajduje się już przed zrobionym przez siebie wejściem.
-Znaleźliście tu coś do jedzenia czy coś do picia?- pyta- Albo jakąś apteczkę?
-Mamy dużo wody i czekoladę.
Ray uderza mnie w ramię. Puszczam mu za to karcący wzrok.
-A mówisz mu to bo? Chcesz żeby znowu nas okradł?- syczy.
-On nam pomógł- przypominam mu. Ray przewraca oczami. Nie wygląda na ani trochę zadowolonego- Gdyby nie on, być może...
Nagle nasuwa mi się znaczące pytanie. Co Chris tu w ogóle robi? Łapię się za ramiona i to bruneta ogarniam teraz piorunującym wzrokiem.
-Chris?- Patrzy na mnie z tą swoją obojętnością, z której ciężko cokolwiek wyczytać- Co Ty tu tak właściwie robisz? Gdzie pozostała dwójka, z którą byłeś... i skąd wiedziałeś, że tu jesteśmy?
-Tak myślałem, że w końcu spytasz. Myślałem, że wcześniej.- Przewracam oczami- Grayson źle się poczuł i zemdlał. Z Ethanem nie wiedzieliśmy co zrobić i-
-Zemdlał?!- przerywam mu w pół zdania- Jak to? Wszystko z nim okej?
Z tego co pamiętam, Grayson to ten którego zapamiętałam najlepiej. Szczerze to właśnie ze względu na niego przez chwilę naszła mnie wcześniej myśl, że może moglibyśmy trzymać się razem z nimi razem. Połączyć nasze siły, „grupy" czy coś. Aczkolwiek, wcześniejsze zachowanie Chrisa i Ethana zniechęciło mnie do tego.
-Wyluzuj. Powinien być z nim ok- uspokaja mnie szarooki.- Nie jadł nic od kilku dni nie licząc batona od was i nie pamiętam też kiedy ostatnio coś pił... więc to pewnie dlatego. Ethan z nim został, a ja miałem iść czegoś poszukać. No wiesz, czegoś do jedzenia i wody. Zwłaszcza wody. Zobaczyłem szkołę i przyjście tu wydało mi się sensowne.
-A więc nasze spotkanie to przypadek?- Lekko wzrusza ramionami.
-W sumie to tak.- Po chwili coś mu się przypomina- Chociaż, przed budynkiem spotkałem takiego jednego typka. Umierającego. Powiedział, że widział nas wcześniej razem i że tu jesteście. Z początku średnio chciało mi się w to wierzyć ale jak widać nie kłamał.
Przypomina mi się mężczyzna z pistoletem proszący mnie wcześniej o pomoc. To napewno o nim mówi Chris. Co jak wcale nie miał złych intencji co do mnie i Ray'a? Czy naprawdę mogłam mu pomóc? Czy gdybym to zrobiła to nie oszukałby nas i nie okazałoby się to błędem? No cóż, czasu nie cofnę. Muszę się tylko postarać robić lepsze decyzje w przyszłości. Przypomina mi się cytat, który moja mama dość często powtarzała gdy byłam mała „Nie możesz cofnąć czasu i zmienić przeszłości, ale możesz zacząć tu, gdzie jesteś i zmienić zakończenie".
Tęsknie za nią. Tak bardzo tęsknię za nią i tatą.
-To co, idziecie ze mną do chłopaków czy tu zostajecie?
-Ray?- Patrzę na brata. Nie chcę podejmować tak ważnej decyzji bez niego. Zielonooki z początku patrzy na mnie zdziwiony. Po chwili odzywa się jednak, przewracając przy tym oczami;
-Mamy inny wybór?
-Moglibyśmy dalej zwiedzać tą szkołę, ale nie widzę sensu.
-Ta, to nie za dobry pomysł- zgadza się ze mną brunet.- Nie macie latarki, w budynku nie ma prądu a robi się ciemno.
Klika znajdujący się niedaleko, niedziałający włącznik. Może aby upewnić się czy ma rację albo żeby udowodnić, że ją ma.
-Racja- przyznaję.- Może tam też być ich znacznie więcej.
Podchodzę do wybitej szyby. Wkrótce jestem już po drugiej stronie. Po mnie przechodzi Ray, z pomocą moją i Chrisa, a na końcu sam brunet.
Biorę brata pod pachę i pomagam mu dojść do bramy.
-Bardzo Cię boli, co?- Nie dostaję odpowiedzi. I w sumie to się nie dziwię, jego lewa kostka jest bardzo opuchnięta no i jęczy z bólu co kilka sekund. Jestem mistrzem zadawania głupich, niepotrzebnych pytań.
-Stój- mówię do brata, a Chrisa łapię za rękę. Szarooki wygląda na mnie przez ramię i puszcza pytający wzrok- Muszę mu jakoś pomóc. Gdybyś mógł poszukać jakiejś innej drogi? Trudno będzie mu się w takim stanie przedostać przez bramę.
-Spróbuję- mówi i odchodzi.
Sięgam po apteczkę.

𝐙𝐀𝐑𝐀𝐙𝐀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz