#2 ' Panie ziółko. '

3.1K 182 58
                                    

Czy się zgodziłam na pójście z ledwo poznaną dziewczyną do nieznanego mi miejsca na imprezę, na której miały być niebezpieczne typy? Odpowiedź brzmiała „tak".

Dzień przyjazdu minął mi strasznie powolnie. Poza oprowadzeniem mnie po akademii przez Sadie zrobiłam jedynie trening w zapierającej dech w piersiach sali baletowej. Szatynka miała rację, co do niesamowitych widoków.

    Resztę dnia przeglądałam portale społecznościowe, obejrzałam coś czy zjadłam. Niezbyt interesująco spędziłam ten dzień, więc gdy rano się obudziłam, wiedząc, że wieczorem w końcu coś się zadzieje, poczułam dreszcze na całym ciele.

    – Idziesz na stołówkę? – Zapytała mnie Sadie, wychodząc z pokoju, a ja przytaknęłam głową.

    Ruszyłam w kierunku wyjścia z pokoju, zauważając, że Aurora nie kwapi się do dołączenia do nas. Trochę było to smutne, ale niezbyt się nią przejmowałam.

    – Nie zwracaj uwagi, ona nigdy nie je śniadań. – Odpowiedziała. Czy ona czyta mi w myślach?

    – Tutaj większość wygląda, jakby ich nie jadła. – Rzuciłam.

    Była to prawda, jak wiadomo było, w balecie trzeba mieć filigranową figurę, za czym szły duże wyrzeczenia. Ja na szczęście miałam ten przywilej posiadania bardzo dobrych genów, które pomagały mi utrzymać szczupłą i jędrną sylwetkę bez większego problemu, choć i tak byłam jedną z najbardziej obłych dziewczyn. Nie zamierzałam jednak nic zmieniać, ich kompleksy nie były moim problemem.

    – Duża większość tak właśnie robi. O ile w ogóle coś je.

    Tak, toksyczne środowisko baletu miało to do siebie, że kładło duży nacisk na dietę i ciało. Cieszyłam się więc, że balet nie był moim celem życiowym, a jedynie krótkim odcinkiem czasowym na drodze.

– Cokolwiek. – Urwałam ten temat, wchodząc na stołówkę, w której dało się odczuć o wiele mniejszą liczebność, niżeli na korytarzach.

Podeszłyśmy z Sadie po tacki i zaczęłyśmy nakładać sobie jedzenie, które jak na wykwintną akademię, było równie dobre i nad wyraz wyrafinowane.

– Wieczorem ubierz się tak, jakbyś szła do klubu. Tam nie wchodzisz jako baletnica, a jako ktoś, kto chce się rozerwać i zabawić. – Powiedziała, wskazując palcem na stolik, przy którym siedziała jakaś dziewczynka. – Chyba miejsca się komuś pomyliły.

Mała i drobna dziewczynka wytrzeszczyła momentalnie oczy, wstając od stolika i przepraszając. Rozbawiło mnie to, ale jednocześnie czułam pewność siebie i władze. Byłam dobrze ustawiona, a dopiero chodziłam tu drugi dzień. W poniedziałek miałam przystąpić też do pierwszych zajęć i liczyłam na to, że nie dam ciała, ale w końcu to byłam ja.

– Gówniary nie widzą, gdzie siadają. – Warknęła oburzona, ale po chwili jej przeszło. Nie zdziwiłabym się, gdyby miała jakieś problemy natury psychicznej. – Wracając do wieczora, to poznasz mojego chłopaka, który należy właśnie do Hughersów. Fajnie znaleźć w końcu kogoś, dla kogo nie liczą się, aby figury, kalorie, treningi i nowe przedstawienia. Przejdziesz swój chrzest młoda damo.

Odkryłam już, czemu dziewczyna tak szybko złapała ze mną kontakt, odtrącając bardziej Aurorę, z którą mieszkała o wiele dłużej. Ja byłam inna i nie pasowałam tutaj mentalnie, tak, jak ona. Obie byłyśmy dobre fizycznie, a nawet nieskromnie mówiąc, byłyśmy świetne, ale miałyśmy inny cel w życiu, niż zostanie, chociażby czarnym łabędziem, niczym Natalie Portman w jej oscarowej roli. My byłyśmy tu z uwagi na umiejętności, a nie z uwagi na pasję i cel, do którego miałyśmy dążyć.

The StormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz