Przez następne parę dni wszystko działo się tak, jak się tego spodziewałam. Codziennie słyszałam przytyki skierowane w moją stronę i filmik puszczany na okrągło. Wiedziałam, że te dzieciaki nie dadzą mi tak szybko spokoju.
– Stormy kraksa. – Kolejny raz usłyszałam, idąc korytarzem. – Pamiętaj, by zrzucić również parę kilo. Nie chcę mutanta w grupie.
Był to już czwartek, a ja od ponad czterech dni słyszałam to samo. Wciąż wyzywano mnie od pokrak, idiotek, imbecyli czy innych australopiteków. Czasami się zastanawiałam, czy te dziewczyny wiedziały, co naprawdę te słowa oznaczają, czy po prostu ich używały.
Z Sadie nie widziałam się praktycznie w ogóle. Miałam wrażenie, że wciąż żywiła do mnie uraz związany z tym, jak wybiegłam z pubu. Nie powiedziałam w końcu jej, o co chodziło, ale nikomu nie powiedziałam.
– Nawet krzywo chodzisz Dovner. – Kolejny przytyk w moją stronę, który obeszłam bez konwersacji.
Sama siebie nie poznawałam. Przecież niedawno, to bym zaczęła miotać dosłownie każdą z tych dziewczyn. Teraz miałam w sobie wolę walki, ale nie miałam siły. Pozwalałam innym się nade mną pastwić i to mnie przerażało.
– Ciekawe, jak jeszcze długo utrzymasz się na swojej pozycji krakso.
Westchnęłam, wciąż kierując się do sali lekcyjnej, ale teraz bardziej przyspieszonym krokiem. Ból w nodze ani na chwilę mnie nie ustępował, choć minęło już dobre parę godzin. On mi powoli już nawet przestawał przeszkadzać, a nie zamierzałam z nim nic robić.
Weszłam do sali geograficznej i poczułam na sobie chłód spojrzenia każdego z osobna. Miałam już złą sławę, o której przydzielenie bała się moja mama. Zawsze byłam tą najgorszą i wiedziała, że tym razem tak też będzie.
– Siadaj Stormy. – Powiedziała swoim spokojnym głosem pani Velio.
Przeszłam obok stolików i zasiadłam na swoim miejscu obok Sadie, z którą nawet się nie przywitałam. Nawet ona miała do mnie jakiś dziwny dystansu, którego nabrała na przestrzeni paru tych dni.
Po pięciu minutach czekania na wybicie dzwonka, rozpoczęła się lekcja, a ja sama z całych sił próbowałam coś z niej zrozumieć, ale bezskutecznie. W uszach co chwilę odbijały mi się szepty innych uczniów i moje imię. Zaczęłam je nawet liczyć i ta pula co chwile gwałtownie rosła.
Przerażające dla mnie było to, jak z hardej dziewczyny przeobraziłam się w jakieś popychadło. W końcu parę dni temu jeszcze sobie raz powtarzałam, że nie dam się i postawie innym. Poszłam biegać i jak wróciłam, znalazłam w mojej szafce liściki z pogróżkami, a także jakieś śmierdzące kulki w pokoju. Musiałam przepraszać Sadie i Aurorę za to chyba przez parę dni, bo zapach wcale nie chciał się wyplenić.
– Stormy źle się czujesz? – Zapytała nasza nauczycielka, sprowadzając tym samym po raz kolejny na mnie główną uwagę, jakby tego brakowało.
– Wszystko dobrze, dziękuje za troskę. – Uśmiechnęłam się do kobiety, a ta westchnęła. Najwidoczniej sama widziała filmik lub słyszała, co mówią jej uczniowie.
Wyciągnęłam telefon, zauważając kolejne głupie przeróbki pod # na Twitterze pod nazwą „#StormyKraksa". Miałam już taką wielką nadzieję na to, że w końcu ten koszmar się skończy, a ja wrócę do mojego normalnego imprezowego życia, bo brakowało mi paczki i alkoholu.
Jonathana.
Po dwóch dniach nieodbierania przeze mnie telefonów i żadnej wiadomości zwrotnej, odpuścił. Od dwóch dni był jak duch, którego nigdy nie miałam w życiu. Zachowywał się tak, jakby nigdy nie istniał, a ja pozwoliłam mu odejść.
CZYTASZ
The Storm
Teen FictionKażdy w życiu popełnię błędy. Są one nieuniknione, gdyż nikt z nas nie jest nieomylny. Niestety niektórzy popełniają błędy tak wielkie i znaczące, że nie da się już ich naprawić, a one same ciągną na nas lawinę niepowodzeń, która zmienia diametralni...