– Dobrze się już czujesz? – Usłyszałam nagle głos Jonathana z samego rana.
Otworzyłam powolnie oczy i obróciłam się w stronę tego jegomościa. Nie wyglądał na złego, ale coś się stało. Chyba się przejął.
– Wszystko dobrze, coś się stało? – Zapytałam, zauważając w tym samym czasie jedzenie i picie, z którym przyszedł.
– Nie zauważyłem wczoraj nawet, jak wyszłaś i dość się przejąłem. Myślałem, że coś ci się stało lub gorzej się poczułaś. – Wyjął zza pleców pakunek z papierowej torebki i wodę, a następnie wręczył mi je. – To dla ciebie.
Z samego rana potrafi zaskakiwać.
– Dziękuje. – Odpowiedziałam, otwierając paczuszkę z drożdżówką. – Poza tym nic mi nie jest, nie musisz się przejmować. Potrzebowałam trochę odpoczynku od wszystkiego i wszystkich, jeśli rozumiesz.
Pokiwał głową, nadal jakby nie chcąc przystać na tę wersję wydarzeń. Wyglądał na wystraszonego lub przejętego w zależności od punktu widzenia. Miałam nadzieję, że mu szybko przejdzie. Niezbyt lubiłam, gdy ktoś przejmował się moim odpałem alkoholowym.
– Jakie plany na dzisiaj? – Chciałam szybko zmienić temat.
– Właściwie to wieczór będzie taki sam, jak zawsze, ale ogólnie nie mamy planów. Chcemy może pójść na plaże, na jakiś obiad, sam spontan i odpoczynek przed jutrem, bo do dwunastej musimy się stąd zawinąć, a droga na kacu nie należy do moich ulubionych zajęć.
Coś było nie tak.
*
Po ubraniu się, wzięciu prysznica, pomalowaniu, skończeniu swojego śniadania i pogadanki przy dołączanie dobrej, rozpuszczalnej kawy byliśmy gotowi pójść w miasto, choć niezbyt wiedzieliśmy, gdzie chcemy się najpierw udać. W okolicy od jeziora znajdował się park, do którego trzeba było dojechać autem, więc tam obraliśmy swój pierwszy kurs.
Był to coś w rodzaju rezerwatu, więc nie mogliśmy niczego dotykać, ani zrywać. Nie zamierzałam jednak marudzić, bo widoki były niewyobrażalnie piękne. Widziałyśmy wodospad, rzekę i pastwisko z wypuszczonymi owcami. Miałam ochotę je przeczesać i zebrać wełnę.
Zjedliśmy tam również obiad, wdychając piękny zapach białych kwiatów, których niestety nazwy nie znałam. Musiałam przyznać, że spróbowanie prawdziwego owczego sera na łonie natury było nowym, cudownym wspomnieniem.
Ta krótka wycieczka stanowiła duży kontrast pomiędzy wczorajszym wieczorem. Dziwnie się czułam, wiedząc, że spędzam te chwile z tymi samymi ludźmi. Wcześniej miałam wokoło siebie ludzi albo do normalnego wychodzenia, albo do imprezowania i chlania do opamiętania. Nigdy te dwie rzeczy się nie łączyły, a oni byli inni, Jonathan był inni.
Z punktu osoby trzeciej nasza relacja musiała być dziwna, ale nawet ja nie bardzo ją rozumiałam. Byliśmy dla siebie bliscy, ale nie przywiązywałam się do niego. Nie podobał mi się, a ja jemu, ale traktowaliśmy się blisko, niczym rodzina, ale mieliśmy też do siebie pociąg seksualny. Nie potrafiłam zupełnie nic powiedzieć o nas, gdyż nie wiedziałam, kim dla siebie byliśmy, bo nawet bałam się go uznać za przyjaciela.
On natomiast przez całą drogę zwracał na mnie uwagę. Sprawdzał, czy nic mi się nie dzieje, czy nie jestem głodna, czy nie chce mi się pić, ale wszystkiemu dawał taki zdrowy dystans. Nie chodził za mną, rozmawiał z innymi i bardzo dobrze się bawił, zmieniając na chwilę swoje usposobienie ze śmieszka na słodziaka.
CZYTASZ
The Storm
Teen FictionKażdy w życiu popełnię błędy. Są one nieuniknione, gdyż nikt z nas nie jest nieomylny. Niestety niektórzy popełniają błędy tak wielkie i znaczące, że nie da się już ich naprawić, a one same ciągną na nas lawinę niepowodzeń, która zmienia diametralni...