#11 ' Nie chcesz być tatą? '

1.5K 86 84
                                    

    Po dwóch dość ohydnym i spoconych klientach byłam już na szczęście po robocie. Posiadałam mniej godności, a więcej pieniędzy, więc nie wiedziałam już, co było lepsze, a co gorsze.

    Te sto dolarów, które obcięli mi rodzice, było niczym w porównaniu do tego, ile potrafiłam zarobić w mniej, niż godzinę. Ludzie zaczęliby mnie pewnie oceniać i mówić, że wcale się nie szanuję, ale oni mnie nie znali i zupełnie nie wiedzieli, jaką miałam sytuację.

Był już czwartek, a ja nadal przeżywałam słowa moich rodziców na temat obcięcia stu dolarów, pomimo faktu, że od samej rozmowy minęło parę dobrych dni. Nie miałam pojęcia, kiedy przestanę się tym przejmować.

Czasami posiadałam cholernie wielkie wahania nastrojów, których nie dało rady się wyzbyć. Potrafiłam być miła, wredna, cicha, głośna, niewychowana lub grzeczna w zależności od sytuacji i mojego humoru, który był niezmiernie różny. Zawsze jednak trzymałam głowę do góry i pewnie kroczyłam, nie dając sobie nigdy w kaszę napluć.

Nie miałam na dzisiaj prawie żadnych planów, więc poszłam poćwiczyć niezbyt udające mi się pozy czy przejścia do sali. Musiałam poćwiczyć również zagadnienia z angielskiego, by nie zawalić jutrzejszej kartkówki, która miała odbyć się następnego dnia.

– Proszę, proszę panienka Dovner ćwiczy Sur le cou-de-pied.

Złapałam mocniej powietrze w płuca po usłyszeniu głosu kobiety. Była to sama dyrektorka Mone i po jej głosie dało się zrozumieć, że musiała się zdecydowanie cieszyć, że mnie spotkała.

– Dzień dobry proszę pani. – Odpowiedziałam, zajmując przygotowawczą pozycję.

Wiedziałam, że nie mogłam sobie na wszystko pozwolić i bardzo musiałam być uważna, gdyż ta kobieta znała moją matkę, a ja wolałam uniknąć jakichkolwiek nieporozumień i kolejnych zgrzytów, które zaowocowałyby jedynie kolejnymi problemami i strąceniem przeze mnie pieniędzy.

– Widzę, że bardzo dobrze sobie radzisz. Jest zdecydowanie lepiej, niż było, ale nie jest jeszcze perfekcyjnie. Musisz podciągnąć nogę i mocniej się napiąć, robisz to wszystko tak, jakbyś chciała, a nie mogła. Strasznie ciężko to wygląda.

Westchnęłam głęboko, kiwając głową. Nie byłam jakaś wielce potulna, ale musiałam zostać utemperowana na krótszą chwilę dla swojej przyszłości w tej szkole.

– Widzę w tobie potencjał dziecko. On jest dokładnie taki sam, jak ten, który widziałam u twojej zdolnej matki. Widać, że jesteście spokrewnione, bo nawet po twarzy widać u was podobieństwo. – Uśmiechnęła się miło, ale nie mogłam być pewna szczerości jej ruchu. Nie mogłam być niczego w stu procentach pewna. Bałam sie tej kobiety. – Twoja matka jednak była chudsza i poruszała się zwinniej, niżeli ty, ale to zawsze można zmienić.

Byłam na dolnej granicy prawidłowej wagi, wyglądałam zdrowo i zgrabnie, ale nie wyglądałam na baletnicę i w tym właśnie tkwił problem. Nie zamierzałam być chorobliwie wychudzona, jak niektóre dziewczyny, które mijałam na korytarzach akademii. Nie moją winą było to, że dostałam zdrowe ugruntowanie genetyczne po ojcu, który nigdy nie popadł w skrajności.

    W odróżnieniu od matki, która od zawsze pragnęła być idealna.

    – Mogłabyś trochę zrzucić. Tak z pięć kilo by się przydało, a wtedy byłabyś idealną baletnicą i przykładem do naśladowania.

   – Z całym szacunkiem, ale nie zamierzam gubić kilogramów na wadze. Nie potrzebuję być szczuplejsza, gdyż wiem, że nie miałabym siły na połowę układów, jakie muszę wykonywać.

The StormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz