Niemożliwie wielki ból, strach i rozpacz przemawiała przeze mnie. Nie wiedziałam, co się stało. Byłam w amoku, to nie mogła przecież być prawda. On nie mógł tak skończyć.
Widziałam dokładnie, jak go zabierali. Wszyscy w sali się rozstąpili, wjechali mężczyźni z noszami i wyniesiono go. Nie oddychałam, czułam, jak każda ściana napiera mnie coraz to mocniej.
Ból w klatce rozrywał mnie od środka, a mój oddech słyszałam w swoich uszach. Nie mogła to być prawda. To nie mogło się tak skończyć.
Pojechałam za nim do szpitala, zamawiając uber. Od dawna aż tak bardzo nie płakałam, chociaż ja już dosłownie wyłam, nie potrafiąc się w żadnym stopniu uspokoić. Współczułam z całego serca gościowi z ubera. Nie mogłam jednak nic zrobić i jedynie modliłam się o niedostanie zawału.
Cały czas nie wiedziałam, co się stało. Jonathan faktycznie źle wyglądał, ale to od dobrego pół roku. Czemu byłam aż tak głupia i nie zareagowałam? Dlaczego nie zapytałam się go, czy wszystko jest dobrze. Dlaczego musiałam być aż tak głupia i naiwna, by wierzyć mu, że wszystko dobrze. Byłam samolubna i naiwna, nie widząc problemu, który był aż tak bardzo widoczny.
Jego zmęczenie, ból to wszystko było widać po jego oczach, kolorze skóry czy zachowaniu. On umierał na moich oczach, a ja nawet nie starałam się mu pomóc. Byłam pieprzoną egoistką, która nie widziała niczego poza czubkiem swojego zasranego nosa, kiedy on zrobiłby dla mnie dosłownie wszystko.
To on zasługuje na wszystko, a nie ja.
Ja nie zasługuję na nic.
Kiedy weszłam do szpitala, czułam, jak rozpadam się na kawałki. Musiałam wyglądać jak totalna idiotka, bo wciąż na sobie miałam sukienkę balową, a Leonel był w stanie mi przywieźć ubrania dopiero po godzinie.
Najgorsze było to czekanie i niepewność. Pojawiłam się w szpitalu przed przyjazdem jego ojca, gdyż on jako jedyny mógł mnie wpuścić. Dosłownie koczowałam pod recepcją, wysłuchując, czy ktoś nie wymawia jego imienia i nazwiska, by móc przejść dalej.
Nie musiałam jednak nawet słuchać, by wiedzieć, że to był on. Jego ojciec był dosłowną kopią jego samego z wyglądu i to było najbardziej przerażające z tego wszystkiego.
Z jego strony to musiało wyglądać strasznie dziwnie, że jakaś nieznana mu dziewczyna wprost płacze za jego synem, którym on nie był w stanie się zainteresować przez tyle lat. Teraz natomiast nagle był wielce zdruzgotany faktem, że mógłby stracić syna. Nie obchodziło mnie, jak mnie odbierze, po prostu musiałam przedostać się do Jonathana za wszelką cenę.
– Dobrze, wejdziesz ze mną...
– Stormy. Jestem jego najbliższą osobą i byliśmy na balu i... – Nie potrafiłam złożyć odpowiednio zdania. Cały czas kręciło mi się w głowie i myślałam, że ja śnie. Zrobiłabym wszystko, by to okazało się snem. – On upadł. Ja nie potrafię. Ja nie chcę, by on umierał.
W szpitalu było dużo ludzi i duża ich ilość patrzyła na mnie ze względu na zachowanie oraz wygląd. W tamtym momencie miałam jednak zupełną pustkę w głowie i myślałam tylko i wyłącznie o Jonathanie.
Wszystkie informacje, jakie przechwytywałam z półsłówek, były niewystarczające. Moje skupienie było tak bardzo zaburzone i niemożliwe, a wszelaka czystość umysłu nie istniała. Ja po prostu cały czas przechodziłam coś w stylu ataku paniki. To nie mogła być przecież prawda. Nie mogłam go stracić.
– Pana syn jest w stanie krytycznym, a my...
Usłyszałam połowę zdania od lekarza i poczułam, jak się zapadam. Nie wiedziałam, gdzie jestem i co tam robię. Chciałam, żeby to był nieśmieszny żart, by Jonathan po raz pierwszy zrobił coś, co mnie nie uszczęśliwi, a zaboli. To miał być tylko żart.
CZYTASZ
The Storm
Teen FictionKażdy w życiu popełnię błędy. Są one nieuniknione, gdyż nikt z nas nie jest nieomylny. Niestety niektórzy popełniają błędy tak wielkie i znaczące, że nie da się już ich naprawić, a one same ciągną na nas lawinę niepowodzeń, która zmienia diametralni...