Rozdział 6

402 33 1
                                    

Jako opiekun trzeciej dywizji miał za zadanie pilnować i dbać o ludzi, którzy do niej należeli. Nie mógł dopuszczać do bójek oraz pomagać liderowi. Mało udzielał się w dywizji, zazwyczaj będąc zajętym sprawami ogólnie dotyczącymi mafii. Był prawą ręką ojca, więc miał swoje zajęcia oraz roboty po uszy. Jednak mimo tego, zawsze starał się jak najbardziej ingerować w sprawy dywizji.
Praca jako prawa ręka ojca była męcząca, szczególnie jak było się osobą od brudnej roboty i dbania o bezpieczeństwo. To do jego obowiązków należał dobór odpowiedniego sprzętu, ludzi i całej reszty. Wbrew tego co myśleli inni, miał dużo na głowie.

Dlatego też, czekając na lidera trzeciej dywizji, zaczął sprzedawać papiery. Była to lista posiadanych przez Złote Smoki broni palnej, białej oraz naboi. Gdyby miał to wszystko sam liczyć, zajęłoby mu to wieki. Na szczęście w każdej dywizji, placówce i kryjówce są od tego ludzie.
W międzyczasie, rzucał co chwile spojrzenia w stronę Rayona. Jasnowłosy siedział rozłożony na kanapie, grzebiąc w telefonie. Czasami się uśmiechał, jakby z kimś pisał lub wiedział coś śmiesznego.
Stwierdził, że nie robi niczego interesującego i wrócił do podpisywania papierów.
Kiedy już kończył tysięczny podpis, drzwi otworzyły się z trzaskiem i o mały włos nie wypadły z zawiasów. Podskoczył z strachu i zamiast litery k wyszła jakaś spirala.

Podniósł wzrok na gościa, który zniszczył jego ład i porządek. Był zły, to jasne. Jednak w jednej chwili ten gniew się z niego ulotnił, gdy zobaczył lidera trzeciej dywizji. Byli dobrymi kumplami, więc to mógł mu wybaczyć.
W progu stał starszy od niego mężczyzna z długimi brunatnymi włosami, spiętymi w koka. Zawsze nosił je tak spięte, ponieważ inaczej przeszkadzałby mu w pracy. Ubrany w zwykłą białą koszulkę z spranym napisem jakiejś starej firmy odzieżowej. Ręce miał schowane w szarych dresach, więc logiczne, że otworzył drzwi kopnięciem. Na obu ramionach miał tatuaże, które przedstawiały jakieś zawiłe wzory.

— No hej, Shedo — brunet się uśmiechnął, wchodząc do gabinetu. — Jak tam życie?

Shedo wstał od biurka, ignorując zaciekawione spojrzenie Rayona. Niech przestanie mierzyć go tak tymi spojrzeniami, bo chyba mu przywali.

— Nie tak źle, ale mogło być lepiej — mocno uścisnął jego dłoń. Zaprosił go do środka, od razu podając mu kawę. — Wszyscy już zebrani? Nie mam zamiaru na nikogo czekać.

— Nie ma tylko szesnastu osób. Życie prywatne ich wezwało. — Wziął kawę i usiadł na oparciu fotela. Spojrzał na Rayona i mu potknął na przywitanie. — A ciebie to się tu nie spodziewałem, Sol.

Rayon spojrzał z chłodem w oczach na lidera, ale na jego twarzy pojawił się mały uśmiech. Co za intrygujący facet.
Znali się, to dobrze. Przynajmniej nie będzie takiej sytuacji jak parę lat temu, kiedy należał do mafii zaledwie rok. Wtedy lider pierwszej nie znał swojej nowej zastępczyni i był dość duży problem z zaufaniem między nimi.

— Zawsze jestem niespodziewany, jak mówią — zaśmiał się cicho Rayon, ale jego oczy nie podzielały radości jego twarzy. — Nie mam w zwyczaju zapowiadać swojej wizyty, lubię robić ludziom niespodzianki. Ale proszę, abyś w takim miejscu nie używał mojego pseudonimu.

Spojrzał na niego nieufnie, jakby zaraz miałby zabić jego babcię. Niezbyt ładnie z jego strony, szczególnie, że Shedo zna pseudonimy wszystkich ludzi. Nie ma się czego wstydzić, zna gorsze.
Włożył dłonie do kieszeni spodni, mrucząc pod nosem ciche wyzwiska w stronę Rayona.
Trevor uścisnął dłoń Rayona z uśmiechem. Zawsze podchodził do wszystkiego z uśmiechem, nawet do mordobicia.

— Przecież Młody Szef je zna — tak nazywał Shedo, co nie spotkało się z jego aprobatą. — Nie pamiętam twojego imienia, więc będę używać twojego pseudonimu. Wiesz jaką mam słabą pamięć do imion.

ULTORES [bxb] Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz