Patrzył się tępym wzrokiem na czerwone cyferki, lecące w dół razem z obniżającą się windą. Zmieniły się co jakiś czas, informując go o położeniu windy. Zazwyczaj się tym nie przejmował, ale aktualnie chciał jak najszybciej znaleźć się na dole i wyjść z tego przeklętego budynku. Przekroczyć jego próg, obiecując sobie, że już nigdy tam nie wejdzie z własnej woli. Wieżowiec ojca będzie mu się teraz kojarzył tylko i wyłącznie z dniem, kiedy został zgnieciony pod aroganckimi butami własnego ojca. Wytarty w wycieraczkę, zostawiony na pastwę własnych myśli oraz ze świadomością, że od zawsze był tylko przeszkodą w jego życiu.
Ignorował Rayon'a obok siebie, mimo że ten za wszelką cenę próbował sprowadzić Shedo na Ziemię. Jednak jego myśli oraz umysł już dawno przestały wydawać się mu świadome, pozostawiając tylko suchą i martwą skorupę. Czuł się, jakby ktoś wyrwał z niego wszystkie uczucia i marzenia, a następnie zmiażdżył je na jego oczach.
Trzymał dłonie w kieszeniach, ukrywając zaciskające się coraz mocniej pięści. Już wiedział, że będzie miał ślady paznokci na dłoniach, ale nie interesował się tym. Miał to w głębokim poważaniu, tak samo jak świat dookoła siebie.Oprzytomniał dopiero wtedy, kiedy drzwi windy otworzyły się z jękiem i wypuściły ich dwójkę na zewnątrz. Wyszedł z niej szybkim krokiem, marząc o opuszczeniu budynku. Był tak daleko myślami, że nie zauważył kogoś przed sobą. Trącił tą osobę ramieniem, nie zwracając uwagi na ciche przekleństwo w jego stronę. Niech mówi sobie co chce, on słyszał przed chwilą gorsze słowa w swoją stronę.
— Co ty tu robisz, Shedo?
Zamarł, słysząc znajomy głos. Zdawał sobie sprawę, że widok tej osoby nie jest może najlepszy w tej sytuacji, ale odwrócił głowę w tamtą stronę. Przybrał obojętny wyraz twarzy, widząc wyprostowaną postawę starszego brata. Nie wyglądał jak ćpun zza rogu, a raczej jak ktoś, kto się nie wsypał. Miał cienie pod oczami i pogniecioną koszulę. Jasne włosy miał ułożone, co całkowicie nie pasowało do reszty jego wyglądu. Patrzył na Shedo z ulubioną kpiną, która topniała w obecności Rayon'a.
— Wracam od ojca. Wzywał nas — odpowiedział cicho, zmęczony. Przełożył ciężar ciała na prawą nogę. — A ty czemu nie w robocie?
Brązowe oczy brata przekierowały się na Rayon'a, stojącego centralnie za Shedo. Nie widział spojrzenia swojego partnera, ale przeczuwał, że nie należało ono do tych przyjemnych i miłych. Zdobył dzięki temu trochę pewności siebie, prostując zgarbione plecy.
Kirse uniósł wysoko brwi, wzruszając ramionami.
— Mógłbym zadać tobie to samo pytanie, ale tego nie zrobię. Nie mamy czasu na jakąś dziecinną sprzeczkę. — Mówił płynnie i bez przerw, co ostatnio było częste u niego. — Nie wyglądasz najlepiej. O co poszło?
W pierwszej chwili miał ochotę wystawić mu środkowy palec i sobie pójść, nie chcąc wracać do rozmowy z ojcem. Jednak świadomość, że są braćmi oraz synami tego samego faceta, zmusiła go do zostania. Nie miał pojęcia, jak Kirse może zareagować. Ich relacja nie była bliska, więc znał reakcje Kirse mającego z dwanaście i siedemnaście lat. W końcu, to wtedy mieli do siebie tyle zaufania, aby gadać o ważnych dla nich sprawach. Nigdy nie chciał wracać do tamtych chwil, bo z biegiem czasu stały się całkiem miłym wspomnieniem i nie było warto ich odkopywać.
Kątem oka spojrzał na jasnowłosego za sobą, mając nadzieję na jakąś reakcję z jego strony. Rayon jednak pozostał nieruchomy, emanując wrogością w stronę blondyna. Nie dziwił się, że ten go nie lubi. Bo w końcu, kto by lubił Kirse?
— Nie martw się — zaczął z ironią, patrząc na przewracające się oczy brata. Mimowolnie jego kąciki ust się podniosły, ale opadły w tak samo szybko, jak się pojawiły. — Wiedziałeś, że mamy jeszcze trójkę młodszego rodzeństwa?
CZYTASZ
ULTORES [bxb] Zakończone
VampireRomans syna głowy mafi i wampira, co może pójść nie tak? Drugi syn głowy nowojorskiej mafi; Shedo Declan jest człowiekiem z dość trudnym charakterem. Właśnie przez jego podejście do życia i ludzi, nie ma łatwego życia. Jednak mimo tego, zawsze idzi...