Rozdział 30

184 13 9
                                    

Nigdy nie miał aż takiej ochoty przywalić ojcu, jak w tej chwili. Chciał złapać go za kołnierz i wymierzyć silny cios w tą cholerną twarz. Obić mu te przeklęte oczy, które zawsze patrzyły na niego z kpiną. Miał ochotę sprawić, że ten będzie cierpiał katusze tak długo, dopóki nie wykrzyczy wszystkich swoich tajemnic. Znając go, miał ich pewnie jeszcze mnóstwo, a czasu posiadał nadzwyczaj dużo. Nawet mógłby poświęcić swój czas z Rayon'em, aby tylko zająć się ojcem.
Był cholernie wściekły.

Patrzył na niego z odrazą i złością, zaciskając szczękę. Jego wzrok zapewne dałby radę przebić go na wylot, gdyby tylko mógł. Sprawnym ruchem wyrwał się Rayon'owi, który nadal trzymał go od tyłu za ramiona, próbując go uspokoić. Tamten zaprotestował cicho, ale nic nie zrobił. Może zrozumiał, że Shedo tak łatwo nie odpuści i nie ma po co marnować na niego siły.
Zrobił parę kroków do przodu, unosząc wysoko głowę. Mimo że pożerała go zazdrość oraz złość zarazem, nie dał pokazać po sobie słabości. Był silny, musiał tylko w to uwierzyć.

— Zaczniesz mówić? Czy może strach wyrwał ci język z gęby? — syknął jadowicie, stając parę kroków przed ojcem. Zmarszczył brwi. — Bo uwierz mi, ja nie odpuszczę. Będę męczył cię pytaniami tak długo, aż wszystko mi tu wyśpiewasz. Rozumiesz? Będziesz, kurwa, śpiewał.

Grożenie nie było najlepszym wyborem, szczególnie komuś takiemu, jak jego ojciec. Wiele osób gorzko tego pożałowało, ale on miał to głęboko w dupie. Ojciec mógł go zabić, zawsze mógł to zrobić. Gdyby tylko zauważył cień nieposłuszeństwa lub zdrady, już pewnie by nie żył. Tylko Shedo nie był takim człowiekiem, a jego ojciec był tchórzem i nie mógłby zabić własnego syna. Ale ten syn właśnie chciał zabić jego.

Spojrzał na żałosną postawę własnego twórcy, który dał mu życie. Siedział zgarbiony na fotelu, chowając twarz w dłoniach i cicho mamrocząc coś pod nosem. Shedo nigdy nie widział go w takiej formie, co napawało go satysfakcją. Nareszcie mógł zobaczyć, jak to ojciec znajduje się na dnie, nie on.
Kiedy zrobił kolejny krok w jego stronę, poderwała się Rose. Jej włosy zatańczyły dookoła jej głowy, kiedy pokręciła mocno głową. Oczy miała pełne strachu i żalu.

— Shedo, opamiętaj się — powiedziała cicho, szybko gestykulując. Panikowała. — Tomhed nie zrobił niczego złego, a ty nie masz nic do tego. Nie jest to twoja sprawa, co on robi w swoim życiu. Więc proszę, abyś się go nie czepiał.

— To prawda, że nie mam nic do tego, co ten dziad robi z swoim nasieniem — prychnął cicho, gromiąc blondynkę wzrokiem. — Jednak mogę mieć do niego problem, skoro oszukiwał nas wszystkich.

Rose momentalnie osłupiała, a jej wargi zadrżały. Miała świadomość, że Shedo ma rację, ale nie przyzna tego na głos. Kochała Tomhed'a, więc za żadne skarby nie wypowie słowa przeciwko niemu. Była za bardzo w niego zapatrzona, by ujrzeć jakiekolwiek wady, które ten człowiek posiadał. Jakby była ślepa.
Zastanawiał się, czy on zachowuje się tak samo do Rayon'a. Że nie widzi jego wad, zaślepiony uczuciem. Może tak było, ale nie była to chwila na takie rozmyślanie.

Założył ręce na piersi, unosząc jedną brew do góry kpiąco. Uniósł lekko kąciki ust.

— Masz coś jeszcze do powiedzenia, Rose? — Zapytał ironicznie słodko, mając zamiar poddenerwować kobietę. — Dalej będziesz chronić tego kłamcę? Może jeszcze weźmiesz jego winę na siebie?

— Shedo... — odezwał się z tyłów Rayon. Sądząc po krokach, zbliżył się do niego. — Uspokój się. Twoja postawa nie pomaga w złagodzeniu sytuacji.

— Jakbym, kurwa, nie wiedział — mruknął cicho, patrząc na niego zza ramienia. — Ale jakbyś był w podobnej sytuacji, pewnie twoja reakcja byłaby taka sama. W końcu jaki syn umie zrozumieć zdradę własnego ojca?

ULTORES [bxb] Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz