Rozdział 10

258 29 0
                                    

Był wtedy pierwszy lipca.
Ulice Manhattanu były tak gorące, że można by smażyć na nich jajka. Na niebie nie było żadnej chmury, zostawiając puste błękitne niebo. Słońce grzało porządnie, zrzucając cały żar na cały Nowy Jork.
Był początek lata i wakacji, idealny czas do spędzania czasu z znajomymi na imprezach. Czas odpoczynku i tworzenia wspomnień, które będą towarzyszyć do końca życia.

Shedo miał wtedy piętnaście lat. Miał krótko obcięte włosy, idealnie na czas wakacji i fali upałów.
Siedział akurat w domu, nie mając ochoty wychodzić na tą patelnię. Przebywał w swoim pokoju, słuchając głośno muzyki i ślęcząc nad książkami. Prawie zawalił rok, więc matka kazała mu się uczuć przez pierwszy tydzień wakacji. Potem będzie mógł się spotykać z znajomymi i wychodzić z domu, korzystać z wakacji.
Wzdychał cicho, przewracając kartki i czytając ich zawartość. Historia kolonizacji mało go interesowała, ale mus to mus.

W pewnym momencie, rozległ się dzwonek do drzwi. Matki nie było w domu, gdyż miała spotkanie z klientem. Dopiero zaczynała z prawem, więc traktowała pracę jako najważniejszy cel w jej życiu. Nie zrobiła mu nawet obiad, więc będzie musiał samemu coś sobie zrobić lub coś po prostu zamówi.
Kiedy dzwonek zadzwonił po raz drugi, wstał od biurka i wyszedł z pokoju. Zaszedł po schodach w dół, uważając, aby nie potknąć się o starego czarnego kota. Nie lubił go, a kocur nie lubił jego. Jakoś nie widziało mu się zostać po raz kolejny podrapany przez te kocisko.

Podszedł do drzwi, otwierając je.

— Dzień dobry — powiedział leniwym głosem, mrużąc oczy na jasne światło dnia.

Przed nim stał znajomy mężczyzna w garniturze. Włosy miał zaczesane do tyłu, a czujne niebieskie oczy mierzyły Shedo od stóp do głów.
Był to jego ojciec, którego widział raz na ruski rok. Przychodził tylko na jakieś ważne spotkania z matką lub na urodziny Shedo. Ale te są trzeciego grudnia, więc jaki jest powód tej wizyty?

— Mogę wejść? — zapytał ojciec sympatycznym głosem.

— Jasne — mruknął Shedo i wpuścił go do środka.

Tamten zamknął drzwi, wycierając buty na wycieraczce. Powiesił marynarkę na wieszaku i poszedł za chłopakiem do kuchni.
Wyjął sobie z zamrażarki loda na patyku i patrzył na mężczyznę ponurym spojrzeniem. Nie przepadał za nim, nie ufając mu. Usiadł na blacie obok zlewu, zaczynając lizać truskawkowego loda.

— Co chcesz? — zapytał po chwili, unikając jego spojrzenia. — Raczej nie jesteś tu bez powodu.

— Zgadza się — na twarz mężczyzny wypłynął mały uśmiech. — Przyszedłem do twojej matki, ale jest nieobecna. Gdzie poszła?

Spojrzał na niego z uniesioną brwią, ale tylko westchnął. Było gorąco, a teraz musiał jeszcze rozmawiać z kimś, kto się nim nie interesuje.

— Do klienta — powiedział tylko, gryząc patyk. — Ma jakąś ważną sprawę, która ma wpłynąć na jej karierę czy coś.

Ojciec potaknął, opierając się o stół.
W przeciwieństwie do elegancji ojca, Shedo preferował wygodę. Siedział w krótkich czerwonych spodenkach i białej koszulce, choć chętniej siedziałby bez niej.

— Skoro jej nie ma, muszę przekazać to tobie — odparł tamten, nalewając sobie soku pomarańczowego do szklanki. — Chcesz mnie wysłuchać?

Gdyby ojciec nie był tym, kim jest, pewnie by odmówił. Jednak nie często ma się ojca mafioza, więc pokiwał głową. Lubił jego pracę, jeśli można to nazwać pracą. Była intrygująca oraz ciekawsza od życia Shedo, tego był pewny.

ULTORES [bxb] Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz