Rozdział 34

139 10 0
                                    

Mansfield nie należało do dużych miast Stanów Zjednoczonych. Nie posiadało ogromnych wieżowców sięgających nieba, czy wiecznie zakodowanych ulic. Było raczej zwykłym miastem, zwykłym i niczym się nie wyróżniającym. Gdzieniegdzie były ogromne skupiska zieleni, a między nimi domy mieszkalne. Wszędzie panowała przyjemna atmosfera, zero pośpiechu jak w Nowym Jorku i czas leciał tu zacznie wolniej. Shedo nie słyszał o tym mieście, dopóki ojciec nie powiedział mu o jego istnieniu. Nie był jakoś zainteresowany wyglądem miasta, bardziej skupiając się na własnych myślach.

Droga z Pensylwanii zajęła im dłużej niż im się wydawało. Jechali dobre cztery dni i pięć godzin. Wszyscy byli porządnie zmęczeni, ponieważ nawet postoje lub sen w samochodzie, nie dawały im się dobrze wyspać. Nie raz musieli się zatrzymać, aby kupić coś do jedzenia i uzupełnić zapasy wody. Nie było łatwo, ale dzięki uparciu udało się im dojechać do Mansfield.

Przemierzali prostą ulicę, mijając inne samochody oraz spacerujących ludzi. Wszyscy wydawali się odprężeni i zadowoleni ładną pogodą. Był już początek maja, a wakacje były coraz bliżej. Kiedy patrzył za szybę pojazdu, widział roześmiane grupki nastolatków idących do szkoły, co budziło w nim miłe wspomnienia. On sam chodził w takiej grupce parę lat temu, rozmawiając z przyjaciółmi o czymkolwiek. Były to dobre wspomnienia, które jednak ginęły gdzieś między teraźniejszością. Z czasem znikały, zastąpione przez wydarzenia w jego dorosłym życiu, które nie było takie kolorowe jak przeszłość.

Obrócił głowę, aby móc spojrzeć na Rayon'a za kółkiem. Jasnowłosy prowadził od dobrych trzech godzin, ale na jego twarzy nie było widać zmęczenia. Jako jedyny nie miał sińców pod oczami i przekrwionych oczu. Mimo że wszyscy spali praktycznie po tyle samo, Rayon wyglądał jakby prowadził normalny tryb życia. Jego oczy pozostały jasne i lśniące, kiedy wpatrywał się w drogę. Miał łagodny wyraz twarzy, a promienie słońca muskały jego profil. Odbijały się w jego tęczówkach, powodując, że te wyglądały jak czyste złoto. Wyglądał jak bóstwo, oświetlane delikatnym słońcem. Tak się w niego wpatrywał, że nie zauważył, kiedy zatrzymali się na światłach i wzrok wampira padł na niego.

— Ładna pogoda, co nie? — powiedział rozbawionym głosem Rayon, wytrącając Shedo z transu. Uśmiechnął się szerzej, widząc zmieszanie na jego twarzy.

— Tak, jest ładna — przyznał, szybko odwracając wzrok. Czuł, jak płoną mu policzki. — Szkoda tylko, że okoliczności do niej nie pasują.

Uśmiech znikł z twarzy Rayon'a, zastąpiony rozgoryczeniem. Wiedział już o śmierci ojca Shedo, co przyjął z ukrywaną radością i współczuciem do partnera. Podczas jednego z postojów, Shedo opowiedział mu o tym, co stało się Złotymi Smokami, siląc się na spokojny ton głosu. Nerwy zjadały go na samą myśl o swoich bliskich, którzy musieli zostać w Nowym Jorku. Miał tylko nadzieję, że udało się im z niego uciec, zanim dopadły ich Nocne Ptaki. Nikt nie wiedział, co mogło się im wtedy stać.

— No, nie pasują — westchnął ciężko Rayon, przecierając twarz dłonią. — Ale zaraz będziemy na miejscu i będzie można odpocząć.

— Chyba że mama was nie wpuści — wcięła się Olivia, a jej głos był przepełniony jadem. — Mama nie wpuszcza do domu ludzi, których nie zna. Więc radziła bym szukać sobie hotelu, bo u nas nie znajdzie się dla was miejsce.

Czarnowłosy odwrócił się do nastolatki, dysząc w sobie chęć na uderzenie jej w twarz. Przez praktycznie całą drogę mieli od niej spokój, ponieważ dziewczyna przestała się odzywać. Rozmawiała tylko z braćmi, którzy byli znacznie bardziej chętni do rozmów. Udawało się im spędzić parę godzin na rozmowach o niczym, aby tylko zająć się czymś innym, niż myślami o minionych wydarzeniach. Lucas z zaciekawieniem słuchał historii o Tomhedzie, chcąc dowiedzieć się innych rzeczy o swoim ojcu. Noah niekiedy się wtrącał, zadając jakieś pytanie lub wyrażając opinię.
Tak, byli znacznie lepsi od swojej siostry.

ULTORES [bxb] Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz