Czas w Mansfield leciał niesamowicie szybko. Ledwo był środek wiosny, a już był początek lipca. Dni były znacznie dłuższe, noce za to krótsze. Z nieba zaczynał lać się żar, zmuszając mieszkańców do chowania się w cieniach drzew lub pozostawania w domach. Jednak byli tacy, którzy tylko czekali na lato i jego uroki. Codziennie słyszał radosne krzyki dzieci, dzwonki rowerów lub muzykę puszczaną przez sąsiadów. Wieczorem za to odbywały się liczne imprezy, zazwyczaj organizowane przez młodzież, która cieszyła się z przerwy w nauce i postanowiła oddać się duchowi wakacji.
Jednakże największym wyzwaniem nie było przetrwanie ekscesów dzisiejszej młodzieży, a samo mieszkanie z jej członkami. Mieszkał pod jednym dachem z trójką nastolatków, która każdego dnia upewniała go w decyzji, że nigdy w życiu nie będzie chciał mieć własnego dziecka. Szczególnie po tym wszystkim, co musiał znosić każdego dnia.
Olivia przynajmniej wyszła już z okresu dojrzewania na tyle, że dało się jakoś z nią wytrzymać. Oczywiście ignorując jej uwagi i zbędne komentarze, które rzucała kiedy tylko miała ku temu okazję. Udało mu się jednak ją nieco poznać. Dowiedział się, że ma fioła na punkcie muzyki Taylor Swift i nigdzie się nie rusza bez słuchawek, żeby móc wszędzie słuchać kawałków tej wokalistki. Tylko wtedy wydawała się na tyle ludzka, aby Shedo mógł jakkolwiek uznać ją za typową nastolatkę, a nie za starą babę, która ma problem do wszystkich i wszystkiego.
Wyzwanie za to stanowili bracia. Lucas dopiero wchodził w okres dojrzewania, a Noah był w jego środku. Praktycznie codziennie wysłuchiwał narzekań Lucasa, kiedy nie chciał opowiadać mu o ojcu. Prosił go o to tyle razy, że już stracił rachubę. Nadal jednak się nie ugiął, aby dodatkowo nie dorzucać kolejnych lęków do jego głowy. Zdawał sobie sprawę, że wszystkie czyny ojca nie miałby dobrego wpływu na czternastolatka.
Ogólnie starał się ich unikać, aby móc z nimi nie rozmawiać tak często. Nie, że ich nie lubił. Po prostu wiedział, że cała ich trójka była głodna wiedzy na temat ojca, który tak niewiele im mówił. Przecież żyli w ciągłym kłamstwie i dopiero teraz dotarło do nich, że mężczyzna, którego nazywali ojcem, nie pokazywał im wszystkiego. Dlatego też wolał ich unikać, na tyle ile jest to możliwe.
Najczęściej spotykał Noah, który akurat wracał z basenu, kiedy schodził do kuchni po jakieś jedzenie. Nie pracował, ale starał coś znaleźć. Nie mógł żyć cały czas na łasce Emmy, więc nie raz tworzył CV i kontaktował się z dawnymi znajomymi, aby ogarnęli mu jakieś fałszywe papiery. Nie mógł iść do pracy z swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem. To na pewno zwróciłoby uwagę tych, którzy z przyjemnością go znajdą i zrobią to samo, co zrobili ojcu.Rayon'owi udało się znaleźć pracę jako ochroniarz pobliskiego klubu nocnego. Zaczął się sezon na imprezy, a w ich szeregach brakowało ludzi. Od razu wzięli do siebie mężczyznę, nawet nie zawracając sobie głowy CV lub dokumentami. Obiecali płacić, więc płacili. Może była to poniekąd praca na czarno, ale Rayon nie poraz pierwszy miał kontakt z takim środowiskiem. Był w nim od dawna, a nawet siedział w tym dość głęboko. Nie robiło mu różnicy, gdzie będzie pracować. Liczyły się pieniądze.
Za to on, nie miał całkowicie nic do roboty. Przeszedł już nie raz całe Mansfield, po prostu spacerując. Znalazł jakiś ciekawy bar z kolorowymi drinkami oraz jakąś ogromną bibliotekę, do której mało kto zaglądał. Wszystko jednak szybko mu się znudziło, więc nie pozostawało mu nic innego, jak tylko leżeć na miękkim materacu, wpatrując się tępo w sufit.
— Czy ty naprawdę nie rozumiesz, że wystraszy to do siebie dodać? — powiedział oburzony Lucas, wyrywając zeszyt z dłoń starszego brata. Pokazał palcem na pomazaną kartkę w zeszycie, patrząc na bruneta jak na debila. — Jesteś ode mnie starszy, a tego nie rozumiesz?
CZYTASZ
ULTORES [bxb] Zakończone
VampirRomans syna głowy mafi i wampira, co może pójść nie tak? Drugi syn głowy nowojorskiej mafi; Shedo Declan jest człowiekiem z dość trudnym charakterem. Właśnie przez jego podejście do życia i ludzi, nie ma łatwego życia. Jednak mimo tego, zawsze idzi...