Epilog

78 9 0
                                    

Dziesięć lat później

Był środek zimy. Za oknem było biało i szaro. Niebo było pełne chumur. Od ponad dwóch tygodni ludzie w Paryżu nie widzieli słońca, które jak zniknęło w listopadzie, tak nie pojawiło się w grudniu. Śnieg w tym roku spadł dość szybko, co patrząc na zmiany klimatyczne było dość dużą niespodzianką. Białego puchu nie było być może wiele, ale paryżanie na pewno mieli pewien problem z poruszaniem się po mieście, które było całe zaśnieżone. Początek grudnia był naprawdę chłodny i biały. Wielu z mieszkańców narzekało na brak słońca, ale mimo to nadal wychodzili na ulicę, szykując się do świąt Bożego Narodzenia, które zbliżało się wielkimi krokami.

W centrum stolicy, w starej kamienicy, mieszkał stary wampir. Miał jasne włosy. Były one mało spotkane, szczególnie, że był to podobno naturalny kolor. Jego mieszkanie było zamknięte na gości. Nikogo nie wpuszczał. Nawet natrętna starsza sąsiadka nigdy nie widziała niczego więcej, jak tylko prosty, ale ładny korytarz. Mieszkańcy kamienicy nie narzekali na cichego współlokatora, który wychodził od poniedziałku do piątku, o szóstej do pracy, a wracał o piętnastej.

W mieszkaniu było ładnie, ale prosto. Panowały ciepłe kolory. Było też wiele roślin. Rośliny były w każdym kącie mieszkania, jakby lokator nie mógł pozwolić być sobie samemu.

Były dwie sypialnie. Tylko jedna była zamknięta od ponad dziesięciu lat. Wampir wchodził tam co jakiś czas, patrząc, czy mężczyzna leżący w białej pościeli nadal śpi. Lecz za każdym razem, kiedy wchodził do pokoju, jego mężczyzna spał. Jego klatka piersiowa się nie unosiła. Wydawało się, że nie żyje. Ale wampir wiedział, że on żyje. Musiał tylko czekać. Więc czekał.

Był piąty grudnia, wczesna pora. Sobota, dlatego nie był dziś w pracy. Siedział w salonie, czytając książkę. Ostatnio bardzo zainteresował się literaturą romantyczną. Tak bardzo brakowało mu mężczyzny, że sam zaczął szukać miłości na papierze. Książki czytał w zawrotnym tempie. Praktycznie co dwa tygodnie kupował dwie nowe, a jego regały w domu już zdążyły zapełnić się książkami o kolorowych okładkach.

Czasami ronił łzy przy czytaniu. Tak bardzo tęsknił, tak bardzo go kochał, ale wiedział, że musi czekać. Że zostało już tak mało czasu, aby jego mężczyzna się obudził, żeby jego serce zaczęło na nowo bić. Nowym rytmem.

Zza odsłoniętych zasłon wpadło słońce, co go zaskoczyło. Od długiego czasu nie widział słońca, a tu nagle promienie wpadają do jego salonu. Uśmiechnął się, czując, jak ciepłe promienie słoneczne ogrzewają jego twarz.

Nagle, przez ciszę w pustym praktycznie martwym mieszkaniu, przeszedł dźwięk tłuczonego szkła. Wzdrygnął się, zaskoczony tym hałasem. Poderwał się z ciemnozielonej kanapy, zostawiając książkę. Pamiętał, aby położyć zakładkę, choć w tej chwili nie było to ważne. Ważny był hałas z zamkniętej od dziesięciu lat sypialni.

Pobiegł do niej, nie zważając na nic. Otworzył dębowe białe drzwi, a następnie wszedł do środka. Serce biło mu jak szalone. Nie mógł się uspokoić. Nie wyobrażał sobie, że to właśnie ten moment.

Na ziemi leżała rozbita szklanka, a dookoła niej woda.

Na łóżku, w białej pościeli, siedział on. Jego włosy nadal były w takim samym stanie, kiedy jego serce przestało bić. Mężczyzna patrzył się w wampira. Wszystko było takie samo, wszystko, oprócz oczu. Niegdyś piękne błękitne oczy, teraz były czerwone. Była to głęboka czerwień. Niemalże wciągnęła wampira w momencie, kiedy spojrzał w oczy mężczyzny poraz pierwszy po dziesięciu latach.

— Rayon.

— Shedo.

Nie słyszał tego imienia od lat. Nie słyszał tego głosu od lat. A teraz w końcu mógł go usłyszeć. Jego bursztynowe oczy zapełniły się łzami i zaraz znalazł się obok ukochanego.

Objął go mocno, zamykając go w szczelnym uścisku swoich ramion. Schował twarz w jego szyi, wzdychając jego zapach, który w ogóle się nie zmienił po tych dziesięciu latach. Jego mężczyzna, Shedo, pachniał tak samo, jak to zapamiętał.

— Co się dzieje?

Głos Shedo był cichy, ochrypnięty po nie używaniu go przez tyle lat. Położył ręce na plecach Rayon'a, delikatnie je gładząc.

— Żyjesz. Jesteś ze mną — wymamrotał Rayon przez łzy.

— Gdzie jestem? Coś jest nie tak. Nie czuję się... Sobą. Coś jest ze mną nie tak, Rayon — powiedział Shedo, odsuwając się powoli od niego. Spojrzeli sobie w oczy.

— Jesteśmy w Paryżu. Mieszkamy tu od dziesięciu lat. Zamieniłem cię w wampira. Teraz możemy być ze sobą na wieki — wyszeptał, dysząc się szlochem Rayon. — Przepraszam, że to tyle trwało. Przemiana zazwyczaj właśnie tyle trwa. Przepraszam, mon chéri.

W czerwonych oczach Shedo pojawił się szok, ale zaraz zamienił się w ciepło. Zaśmiał się cicho, a Rayon musiał przyznać, że w życiu za niczym tak bardzo nie tęsknił jak za tym śmiechem. 

— Wszystko wyjaśnisz mi później — powiedział cicho, drapiąc się po gardle. — Ale najpierw pomożesz zaspokoić moi głód. Jestem tak bardzo głodny, że chyba bym zjadł konia z kopytami.

Rayon sam się cicho zaśmiał, a następnie poraz kolejny mocno przytulił ukochanego. I może nie był tak ciepły, jak kiedyś, nadal był jego. Nadal go kochał.

I teraz mogli być ze sobą na zawsze.

Na wieki.

ULTORES [bxb] Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz