Rozdział 39

98 6 0
                                    

W środku posiadłość była jeszcze bardziej majestatyczna niż na zewnątrz.

Czyste niczym łza posadzki lśniły w świetle żyrandoli zawieszonych wysoko pod sufitem, prawdopodobnie polerowane każdego dnia, aby można było w nich się przeglądać, a nie używać lustra. Ściany, wysokie na dwa metry, ozdobione były obrazami, a okna czerwonymi zasłonami sięgającymi podłogi.

Pod ścianami co jakiś czas stały komody. Na nich były doniczki z kwiatami lub jakieś eleganckie wazy, które pewnie liczyły sobie paręset lat i miały bardzo wysoką cenę. Nigdzie nie było żadnej żywej duszy, nie licząc ich czwórki. O ile wampiry można zaliczyć do żywych dusz.

Obrazy zazwyczaj przedstawiały jakiś ludzi, których Shedo w ogóle nie znał. Chociaż byli bardzo podobni do Rayon'a. Wspólną cechą były jasne włosy, tylko czasami pojawiał się ciemny blond lub brązowy, ale naprawdę bardzo rzadko.

Mężczyzna szedł za trójką wampirów w ciszy, wpatrując się albo w plecy partnera, albo w obrazy. Czuł się zagubiony w tym wszystkim, a atmosfera tej rezydencji go szczególnie przytłaczała.

Dosłownie czuł się, jakby był jakimś nieproszonym gościem, który wprosił się na jakąś prywatną imprezę i nie znał nikogo wokół, ale uznał, że przyjście to będzie genialny pomysł. Tak właśnie się czuł i coraz bardziej miał ochotę odwrócić się na pięcie, a następnie sobie stąd pójść. Najlepiej jak najdalej. No, nie zapominając wziąć Rayon'a pod pachę.

— Twój ojciec przywita was jutro. Dziś już udał się na spoczynek — mówiła Flora, prowadząc ich prostym korytarzem przez posiadłość. — Wszyscy nie mogą się doczekać, aż w końcu cię zobaczą, cousin. Szczególnie ciotka Kate. Wyobraź sobie, że cały czas chodziła uśmiechnięta od ucha do ucha po dowiedzeniu się, że wpadasz z wizytą. A wiesz jak rzadko się jej zdarza w ogóle uśmiechać.

Rayon, nadal nie wyrażał zadowolenia z faktu, że się tu znalazł, co zaczęło udzielać się Shedo. Mógł jednak zgodzić się z wampirem i zostaliby w Mansfield, a ich życie nadal toczyło by się spokojnym torem, ale nie. Przygód sie zachciało.

— Wszyscy? Masz na myśli, że każdy członek rodziny przyjechał? — Zapytał, nieco bardziej zainteresowany Rayon.

— Oczywiście, że tak. Widzisz przecież, że z nami jest Loid. To znaczy, że jego rodzina przyjechała tu aż z Bułgarii! Wujkowie Adrien i Jean-Louis też tu są! — mówiła podekscytowana wampirzyca. — Sama nie wierzę, że każdy postanowił przyjechać.

— No już się tak nie ekscytuj — mruknął Loid, przewracając oczami. — Wujek Adrien nie ma do Francji tak daleko. Włochy nie są oddalone tak bardzo.

— Ale wuj Jean mieszka przecież w Chinach! Wyobraź sobie, że przyjechał, bo jego bratanek postanowił nas odwiedzić, a na moje sto ósme urodziny się ostatnio nie stawił — odparła Flora, unosząc się na kuzyna. — Jestem ciekawa w jakiej sprawie tu jesteś, bo chyba bez powodu by cię nie wzywali, co nie? To raczej byłoby dziwne, gdyby twój tatuś zechciał cię zobaczyć, bo ma taki kaprys. Chociaż... Wujek Francis znany jest z swoich zachcianek...

Shedo coraz bardziej zaczynał się martwić i obawiać, co takiego się stało, że cała rodzina, która była rozwiana po całym świecie, postanowiła się zjechać, bo Rayon postanowił przyjechać. Było to... Dziwnie, bardzo dziwnie oraz podejrzane do takiego stopnia, że Declan mógł mieć podejrzenia o coś naprawdę ważnego, ale to bardzo, bardzo ważnego.

— Nie byłam bym zdziwiona, gdyby chodziło tu o- — zaczęła Flora, ale jej wypowiedź przerwała ręką Loid'a, która zasłoniła jej usta.

— O nic ważnego. Pewnie się cieszą, że Rayon w końcu zawiał w nasze progi po tylu latach — dokończył za nią mężczyzna zimnym tonem głosu, a następnie zabrał dłoń z ust kuzynki. — Zaraz pokażemy wam wasz pokój.

ULTORES [bxb] Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz