Rozdział 12

249 27 3
                                    

Czy on już kiedyś wspominał, jakim skończonym idiotą jest?

Nie wspominając już o tej przeklętej strzelaninie, podczas której wykazał się wielką głupotą i lekkomyślnością. Do tego jakże wspaniałego pokazu głupoty, dochodzi ten pocałunek. Nie żeby żałował, ale myśl, że będzie musiał egzystować w pobliżu mężczyzny, którego pocałował pod wpływem chwili... Była męcząca. Mógł pomyśleć, że to cały czas będzie za nim chodzić, nie zostawiając go nawet w nocy.

Od tamtego wydarzenia minęły dwa tygodnie. Dwa tygodnie, które dla niego były niczym piekło. Nie tylko musiał bić się z wspomnieniami tamtej chwili, ale i ojciec dorzucił swoje trzy grosze. Niemal od razu, kiedy dostał wiadomość o postrzeleniu Shedo, wpadł w złość. Na każdym kroku mu to wypomniał, a nawet zabrał jego pistolet, usprawiedliwiając się argumentem, że ten musi zmądrzeć do broni. Myślał, że go udusi. Jednak od tego czynu powstrzymało go jego sumienie.

Szedł akurat na wizytę do Luisa, zwykłą kontrolę jego stanu. Nadal musiał przechodzić szereg skomplikowanych badań, żeby była pewność, że jego życiu nic nie zagraża. Te codziennie wizyty zaczynały go męczyć.
Jego wzrok był skupiony na ekranie telefonu, gdzie prowadził bardzo zażartą dyskusję z Jaiden. Wszystko zaczęło się od tego, kiedy Lui wrzucił zdjęcie ekranu kamer w jego klinice, który przedstawiał jego nieszczęsny pocałunek. Od razu pojawiły się gratulacje dla jego nowego podboju.
Kochał ich, a zarazem nienawidził.

— Przepraszam — ktoś postukał go w ramię, na co od razu się odwrócił i schował telefon w trakcie pisania wiadomości. Spojrzał na niską kobietę o rudych włosach i dużych okularach na nosie.

— Tak? — zapytał, unosząc jedną brew do góry.

— Luis kazał panu przekazać, że będzie nieco później. — Powiedziała, unikając jego spojrzenia. Widać było, że czuje się niepewnie i się nieco boi.

Shedo zmarszczył brwi, ale tylko westchnął. Spóźnienia w wykonaniu Luisa były tak częste, że nawet nie musiała go informować. Zawsze jakoś to znosił, jednak tym razem bardzo mu się spieszyło. Nie chciał pozostać w klinice zbyt długo, a miał masę roboty. Przez jego krótką nieobecność narobiło się tyle zaległości, że na samą myśl od razu się zniechęcał.
Spojrzał jeszcze raz na kobietę przed nim, wzdychając cicho. Była ubrana w zwykły zielony sweter i jasne dżinsy, nie wyglądała na pracownika kliniki Luisa.

— W porządku — odparł tylko i odwrócił się na pięcie, aby odejść.

Ku jego uldze, kobieta nie zatrzymała go po raz drugi i w spokoju mógł dojść do odpowiednich drzwi. Usiadł na krześle obok wejścia, próbując ignorować zaciekawione spojrzenia pozostałych pacjentów. Niestety, Luis był też publicznym lekarzem, przez co w klinice byli też cywile. Żaden z nich nie miał pojęcia, że ich lekarz pracuje dla mafii. Ta ich nieświadomość bardzo go bawiła, przez co czuł lekką wyższość nad nimi wszystkimi.
Dla stwarzania pozorów, wyjął z kieszeni telefon i wrócił do prowadzenia dyskusji. Oczywiście musiała iść w tą stronę, w którą nie chciał jej skierować. Wszystko szło nie po jego myśli, co zaczynało go frustrować.

Przyjaciółka upierała się, że nie kierowała nim chęć odwdzięczenia się za ratunek, i niestety miała rację. Nie mógł jednak jej tego przyznać, bo od razu byłby na straconej pozycji. Musiał udawać, że wcale nie robił tego, aby móc poczuć smak ust Rayona.

Jaiden

Ja wiem, że kłamiesz.

Shedo

Wcale nie, spierdalaj.

Jaiden

Widziałam, jak się na niego patrzysz.

ULTORES [bxb] Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz