Tego w życiu się nie spodziewał. Nie spodziewał się słów, które właśnie przed chwilą powiedział Rayon. Przecież Rayon mówił, że zerwał z nimi kontakt i nie chce poruszać ich tematu. Co się zmieniło?
Shedo zamarł, patrząc pusto na mężczyznę obok siebie. Przełknął powoli ślinę, starając się przyswoić usłyszane słowa, aby następnie wstać powoli z łóżka. Nie przejął się krótkimi zawrotami głowy, kiedy tak nagle poderwał się z materaca. W głowie miał pustkę, ale pośród niej lśnił jeden cel.
Ta zwykła porzucona paczka papierosów na szafce.— Nie mam pojęcia dlaczego odebrałem — powiedział białowłosy, chyba na swoje usprawiedliwienie, ale Shedo go nie słuchał, za bardzo skupiony na nałogowym głodzie. — To był odruch.
Złapał paczkę, bez ceregieli wyjmując jednego papierosa. Wzrokiem poszukał zapalniczki, która leżała na stoliku kawowym. Razem z nią oraz papierosem, oparł się nadal nagi o ścianę obok okna, które uchylił, aby dym nie gromadził się w środku. Tak szybko włożył papierosa do ust i go odpalił, że niemalże się poparzył. Nie przejął się tym, chcąc zająć czymś myśli, tylko nie wampirem, który właśnie oznajmił, że jego rodzina się o niego upomina i chce zepsuć ich życie. Co z tego, że nawet nie mieszkali sami, bez innych oraz jeden z nich nie pracował? Mieli żyć razem, bo są w związku. A teraz nagle dzwonią obcy ludzie, bo chcą, aby ich krewny wrócił na koniec świata, do Europy.
Zaciągnął się dymem, zamykając oczy i czując, jak ten zapełnia jego płuca. Rozluźnił nieświadomie spięte mięśnie, gdy słodko gorzki dymny smak rozszedł się po jego języku. Nie przypomniał sobie, kiedy ostatnio miał okazję zapalić właśnie z takiego powodu. Powodu, który sprawi, że znów poczuje się niestabilnie i zagrożony.
Dopiero po dwóch dymnych wdechach, spojrzał na Rayon'a. Mężczyzna siedział na łóżku, zakrywając krocze pościelą. Chyba był jedynym z nich, który przejmował się swoją nagością w takich poważnych momentach. Zęby wbijał w górną wargę, czekając na słowa partnera. Shedo z litości nie kazał mu czekać.
— I co z tym zrobisz?
Zapytał go cicho, wypuszczając przy tym dym z ust poza okno. Utkwił w nim wzrok, ściskając między palcami papierosa. Popiół spadał na parapet, osiadając obok kurzu i innych paprochów.
— Przed postanowieniem, co zrobimy, chciałem porozmawiać z tobą — rzekł, wybijając rytm na swoim nagim udzie. — Sam nie podejmę takiej decyzji, Shedo.
Declan nie wiedział jak ma zareagować na te słowa. W pewnym sensie zrobiło mu się miło, że ten chciał podjąć decyzję razem z nim. Za to z drugiej strony obawiał się, co by się stało, gdyby pomógł podjąć złą decyzję. Przecież nie znał jego rodziny. Słyszał tylko o ojcu, od którego jego ukochany odszedł i o martwej matce oraz siostrze, których opłakiwał. Bo skoro mówił "rodzina", a nie "ojciec", na pewno chodziło o kogoś więcej.
— Skąd ja mam wiedzieć, co mamy zrobić? — Zaciągnął się dymem, trzymając go jakiś czas w płucach. Wypuścił go przy następnych słowach. — Fajnie, że przejmujesz się też moją opinią, słońce. Ale ja ich nie znam. Nie wiem, czy dobrze ci doradzę. Czy może nie wyślę nas w paszczę lwa lub przegapię okazję na lepsze życie?
Kąciki ust Rayon'a nieznacznie się uniosły, żeby zaraz znowu opaść. Nawet ślepy by zauważył, że Rayon też nie wie, co ma zrobić. Zachowywał się jak dziecko we mgle.
— A ty? Co byś zrobił, gdybyśmy nie byli razem? — Poszedł do niego Declan, zostawiając niedopałek na parapecie. Kucnął przed nim, biorąc jego dłonie w te swoje, chcąc dodać mu otuchy.
— Nie wiem — pokręcił głową, patrząc na ich złączone dłonie z nikłym światełkiem w tęczówkach. — Sama wizja powrotu jest przerażająca, bo wiem ile rzeczy zostawiłem tam niedokończonych i ile ran na nowo się otworzy. Jednak smak powietrza na ojczystej ziemii, świadomość bycia pośród swoich... Jest czymś, za czym tęsknię.
CZYTASZ
ULTORES [bxb] Zakończone
VampirRomans syna głowy mafi i wampira, co może pójść nie tak? Drugi syn głowy nowojorskiej mafi; Shedo Declan jest człowiekiem z dość trudnym charakterem. Właśnie przez jego podejście do życia i ludzi, nie ma łatwego życia. Jednak mimo tego, zawsze idzi...