11

57 7 1
                                    

Śnieg padał grubymi płatkami, pokrywając wszystko dookoła białym puchem. Drogi i zabudowania przystrojone były śniegiem, który ze względu na temperaturę, nie zamierzał w najbliższym czasie tak łatwo zniknąć.

Westchnęłam patrząc przez okno, obserwując ludzi idących pośpiesznie ulicą. Śnieg pokrywał ich ubrania, włosy, buty. Szli szybko i wytrwale, zasłaniając ręką oczy, jakby staczali niewidoczną walkę z wrogiem w postaci zamieci.

Patrząc tak na ludzi, przypomniałam sobie o samochodzie, stojącym na parkingu pracy. Wiedziałam, że po wyjściu z pracy będę musiała odśnieżyć auto z zamarzniętego śniegu. Znowu zapragnęłam powrotu lata, ale takiego gorącego lata, które raczyło od rana ciepłym słońcem i czystym niebem.

Drzwi od magazynu otworzyły się nagle i ujrzałam w nich dziewczynę, która przyszła dzisiaj na popołudniową zmianę, na kilka godzin. Uśmiechnęłam się do niej, a ona powiedziała:

- Idę zrobić sobie herbatę i zaraz wracam.

- Nie ma sprawy – zgodziłam się i zerknęłam szybko na zegarek. Miałam jeszcze równy kwadrans pracy.

Piętnaście minut minęło mi bardzo szybko, bo zajęłam się w tym czasie obsługą jednej z klientek, która nie mogła zdecydować się na konkretną parę. W końcu jednak wybrała klasyczne buty na obcasie, po moich zachwytach i obiecanym rabacie.

Tak, jak obiecałam naliczyłam rabat i zapakowałam obuwie w torbę z firmowym logo.

- Polecam pasty i preparaty do pielęgnacji – powiedziałam dobrze wyuczoną formułkę.

- Poproszę jakąś bezbarwną pastę – odezwała się kobieta, szukając portfela w torebce.

Zdjęłam z półki pastę i dorzuciłam ją do torby, a potem nabiłam cenę i poczekałam, aż kobieta zapłaci kartą.

- Dziękuję bardzo – uśmiechnęłam się do niej na odchodne.

- Do widzenia – pożegnała się i wyszła szybko na zimowe powietrze.

Gdy koleżanka zmieniła mnie w pracy, pożegnałam się z nią i poszłam przebrać na magazyn. Westchnęłam, bo od pewnego czasu pobolewały mnie plecy, podejrzewałam że od pracy i stresu poza nią. Miałam cały czas spięte plecy.

Zawiązałam pasek płaszcza, owinęłam się szalikiem i naciągnęłam czapkę na głowę. Po odśnieżeniu samochodu ruszyłam w kierunku domu.

Śnieg padał uparcie przez całą drogę do domu. Ulice były śliskie i trudno przejezdne, z obawą myślałam nad tym, jak pokonam trasę przez las, prowadzącą do domu. Westchnęłam i ruszyłam z trudem ze skrzyżowania, za mną wlokły się inne samochody, które podobnie jak ja osiągały z trudem prędkość.

Nie mogłam doczekać się grudnia, ze względu na to, że miałam obiecaną dłuższą przerwę w pracy, niż krótki weekend. Poza tym zbliżały się tak długo wyczekiwane przeze mnie święta, które miałam pierwszy raz spędzić z Kasjanem. Jak prawdziwa rodzina.

Jechałam zaśnieżoną ulicą, podśpiewując od czasu do czasu pod nosem. To był mój ostatni dzień w pracy, przed długą świąteczną przerwą. Czułam delikatne podniecenie, na myśl o tym, że w domu czekał na mnie mój wampir. Cieszyłam się też, że nie musiałam kłaść się dzisiaj z myślą o tym, że muszę wstać jutro do pracy.

Miałam nadzieję, że przerwa da mi choć trochę wytchnienia i odpocznę od męczącej pracy, klientów i złośliwości Oktawiana. Podążałam białą ulicą i w głowie już snułam plany dotyczące tego, jak będę spędzać wolny czas. Szczególnie chciałam spędzić go z Kasjanem i lenić się razem na kanapie, oglądając świąteczne komedie, których w przeciwieństwie do mnie, mój narzeczony nienawidził. Dodatkowo moglibyśmy zrobić sobie grzane wino w jakiś zimowy, chłodny wieczór.

Do ostatniej kropli krwi Tom III ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz