Rozdział 7

2K 72 4
                                    

Georgia

Podskoczyłam przestraszona gdy drzwi rezydencji z hukiem się otworzyły, a przez nie weszło pięciu mężczyzn: Liam na czela cały aż gotujący się ze złości, ojciec, wuj, Vincent oraz Michael. 

- I co? - matka podleciała do ojca, i położyła dłonie na jego klatce piersiowej. 

- Nawet Mosciulio nie dał rady nic zrobić, Liam wpadł i to nieźle - Michael poluzował krawat. 

Gdy Anastazja wstała z całej siły wcisnęła mi swój wysoki obcas w stopę, syknęłam wściekła, a ona posłała mi twarz niewiniątka. 

- Och, przepraszam kochana. Nic ci się nie stało? - już przekonana byłam, że jedynie pogrywała w jakąś grę. Szczerość płynąca z jej ust była wręcz jak idealnie wyćwiczona rola aktorska, za którą mieli dać jej grube miliony. 

- Nie - warknęłam i wstałam delikatnie kulejąc z kanapy i podeszłam do brata. 

Jak wspomniano tylko o najstarszym z rodu Garcia niepokój delikatnie ogarną moją głowę. Mosculio dawał radę nawet z najgorszymi chujami chodzącymi po ziemi! 

 - Jak to? Przecież Mosculio...

- Tak, każdy z nas starał się coś ugrać, ale niestety. To do Hurgona należy ostatnie słowo, może nakazać nawet egzekucje Liama - zamarłam i mając lekko otwarte usta zerknęłam na bruneta który aż buzował. 

Ruszyłam w jego kierunku i zarzuciłam ręce na kark, wtuliłam się w niego jak za dawnych lat, gdzie wspierał mnie w ważnych aspektach życia. Położył dłonie na moje plecy i schował twarz w rozpuszczonych włosach. 

- Będzie wszystko dobrze - szepnęłam. 

- Anastazjo wiesz już, o...- wuj przerwał nasz dość bliski kontakt fizyczny. Zerknęłam na blondynkę która chciała swoim wzrokiem wręcz mnie zabić, tego nie potrafiła ukryć nawet całkowitą maską jaką próbowała z całych sił nałożyć. 

- Ach tak, capo Garcia. Ta oto, Georgia powiadomiła mnie o tym moment przed tym jak wróciliście, cierpię bardzo - uroniła łzę. 

Uniosłam wysoko głowę na Liama który obserwował ją dokładnie trzymając mnie dalej w objęciach. Odsunęłam się i kichnęłam. 

-Na zdrowie - Vincent posłał mi delikatny uśmiech. 

Z samej góry schodów dobiegł nas odgłos małych stóp. Pene leciała z prędkością światła prosto w ramiona ojca. 

- Księżniczko, a ty nie miałaś być z mamą w wesołym miasteczku? 

Widząc radość w jego oczach czułam, że ostatnia rozmowa z Angelą oraz matką poskutkowała, wręcz w dość brutalny sposób wygarnęłam im jak bardzo ranią brata poprzez odciąganie małej od niego. 

- Byłam tatusiu! Mama wygrała dla mnie jednorożca! 

Chciałam ją schrupać gdy jej główka z dwoma kucykami kręciła się z powodu ekscytacji. Zaczęłam łaskotać ją po bioderkach. 

- Ciociu! - pisnęła, mój brat zaczął uciekać z nią na ręku, lecz ja nie dałam rady ich dogonić gdyż kaszel zaczął mnie dusić. 

- Idź do łóżka, przecież dalej masz gorączkę. 

- Ojcze, nie jestem małym dzieckiem. Czuje się jedynie lekko osłabiona, nic poza tym - wzruszyłam ramionami i powoli poszłam w kierunku kuchni gdzie zabrałam dzbanek świeżo wyciskanego soku z pomarańczy. 

Nagle poczułam jak napój oblewa moją twarz jak i cały szlafrok. Zamknęłam powieki a dzbanek rozbił się pod moimi stopami. 

- Ojć, przepraszam, tak naprawdę przepraszam. Jestem roztargniona, tyle informacji...

Myślałam, że wyjdę z siebie stanę tuż obok. Czułam się w pełni upokorzona przed wszystkimi! 

Tupnęłam wściekła nogą i zlizałam z palców sok, by nie nadepnąć na szkło ominęłam je szerokim łukiem i wróciłam do kuchni by wziąć coś w co mogłam zebrać odłamki oraz zetrzeć rozlany napój na parkiecie w salonie. 

- Daj to, idź się przebież a ja się tym zajmę. 

Zerknęłam za siebie i zderzyłam się z postawą Liama. 

- Dzięki - westchnęłam i minęłam go, gdy znalazłam się wśród grupki osób na czele z tą kłamczuchą podeszłam do niej i się lekko uśmiechnęłam - Ciesz się, że nie kazałam zlizać ci z moich klapek soku językiem. 

Zmierzyłam ją lekceważącym, wyniosłym wzrokiem i dumna mając lekkie zawroty głosy powędrowałam schodami do swojego pokoju. 

Gdy zamknęłam drzwi wkurzona zrzuciłam z siebie piżamę oraz szlafrok i naga stanęłam pod strumieniem prysznica. Letnia woda postawiła mnie bardziej na nogach. 

Z tyłu głowy miałam obawę, że Anastazja będzie chciała narobić większego bagna jakie już wtedy było. 

Owinięta w grafitowy, puchaty ręcznik wróciłam do pokoju, lecz gdy tylko otworzyłam drzwi zastałam za nimi postać mężczyzny który miał wsadzone ręce w kieszeni spodni od garnituru. 

- Liam? - zapytałam zaskoczona - Co tu robisz? Nie powinniście wracać już? 

Zwrócił uwagę na mnie i lekko się uśmiechnął. 

- A ty powinnaś leżeć w łóżku, a nie brać kąpiel. 

Dość słusznie zauważył, lecz machnęłam tylko ręką i poprawiłam turban na głowie. 

- Co tu robisz? 

- Potrzebuję pomocy...

Zakochani w sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz