2. Rozdział 4

1.9K 75 2
                                    

Georgia


Patrzyłam w stronę Mary która stała obok mnie jak posąg. Jej twarz rozciągnięta była w w szerokie "O". Wydałam z siebie szloch a drugą dłoń którą miałam wolną ułożyłam na zaokrąglonym brzuchu.

- Czyli, że nie przytyłaś? Czyli, że nie masz problemów z miesiączkami, a po prostu jesteś w ciąży!?

Skinęłam głową i uwolniłam się z jej uścisku. Nie potrafiłam opisać tego, co wtedy czułam. Wrażeniem znajdowałam się jak w niebie, każda złość minęła, ból ustąpił nastało wieczne szczęście.

- Ale jak to? - w szalonym tempie złapała za krzesło stojące w rogu i przysunęła je.

- Ginekolog u którego byłam okazał się być nie do końca bardzo spostrzegawczy. Lekarka powiedziała, że mogłam nosić bliźniaki...

Przerwała mi.

- No to normalne, Liam i Fabiano są bliźniakami więc i ty musiałaś je mieć. Czekaj, czekaj...- zatrzymała się i pokazała palcem na mój brzuch - Mogłaś nosić? Ja dobrze zrozumiałam?

- Tak, jedno z nich - przygryzłam wnętrze policzka - Jedno nie miało szans, ale ten skarbek który znajduje się tam dalej ma się świetnie mimo mojego jakże cudownego trybu życia - dokończyłam.

- Ale się cieszę! Powiem tylko jedno, jak będzie takie samo uparte jak ten osioł z Nowego Jorku, będzie ciężko - skrzywiła się dosadnie.

- Nie musisz mi o tym wspominać - delikatnie posmutniałam i kciukiem przejechałam wzdłuż pępka - Proszę nie mówmy o nim, chociaż dziś.

- Ge, ale wiesz, że będzie musiał się dowiedzieć choćby nie wiem co. W naszym świecie jak ukryjesz przed tym któremu się oddałaś ciąże jesteś skończona, dobrze o tym wiesz. Proszę nie krzywdźcie się już, minęło tyle czasu, cierpisz ty, cierpi on, a niedługo do waszej parki dołączy maluszek. Będziecie musieli go wychowywać, wyobrażasz sobie te stosunki?

Z jednej strony miała rację, byłam dość mocno postawiona pod ścianą, co za tym szło musiałam mu powiedzieć, ale na pewno nie chciałam robić tego w bliskiej przyszłości. Postanowiłam, że póki nie było widać brzuszka aż tak bardzo, nie dowie się nikt prócz Mary. Chciałam by była mi wierna i trzymała moją stronę, lecz musiałam ją też zrozumieć.

Liam jak i ona ulepieni byli z tej samej gliny.

- Rozumiem to wszystko, ale obiecaj mi, że póki sama nie wykonam ruchu, nie zrobisz tego również ty. Masz zakaz mówienia przy kimkolwiek o ciąży - zwróciłam ku niej poważny wzrok.

Widziałam jak biła się z myślami, była między młotem, a kowadłem. Jednak sądziłam, że musiała zrozumieć moją sytuację. Liam jasno i wyraźnie zasugerował po wybudzeniu, że nie chciał bym przy nim była mimo wielu przeciwności jakie pokonaliśmy. Ranił mnie cały czas słowami, czynami. Nie zastanowił się nawet na moment nad moimi uczuciami.

Sądziłam, że ta zamiana z Fabiano to było przegięcie, ale jednak przebijał to przez dalszy czas. Już nawet głęboko gdzieś miałam to, że wcześniej jego żoną była ta suka Anastazja, wzięłam pod uwagę to, że uratował mnie, ale ciosem była sytuacja w szpitalu.

- Nie wiem czy dam radę - westchnęła - No ale spróbuje - posłała mi lekki uśmiech.

- Dziękuje, chce sama się na razie z tym oswoić, dalej nie potrafię zrozumieć tego, że nie zdołałam zauważyć tych zmian - opadłam plecami na wygodne oparcie łóżka lekarskiego.

- Nie przejmuj się już tym. Najważniejsze, że ten grzmot tam jest, reszta...jest mało istotna, nie sądzisz? Odpoczywaj, a ja pójdę kupić ci świeże owoce, warzywa. Muszę zmienić naszą lodówkę w istny raj witamin! Przyjdę jeszcze wieczorem - cmoknęła mnie w policzek i wstała z krzesła. Odstawiła je na swoje miejsce i opuściła salę.

Zostałam sama, ale czułam, że ten spokój był mi potrzebny.

Przymknęłam powieki i wzięłam kilka głębokich wdechów. Uśmiechnęłam się do siebie gdy ręką ponownie potarłam brzuch.

- Skarbie jesteś tam, to ja mamusia. Już cię kocham. Najmocniej na świecie...

***

Mój cały pobyt w szpitalu zakończył się jedynie na jednej spędzonej tam nocy. Z samego rana Jose, ginekolog która zadeklarowała jasną pomoc we wszystkich czynnościach, oraz podała mi całą listę tabletek jakie miałam przyjmować, miały jeszcze bardziej pomóc w poprawności ciąży.

Mary sama zjawiła się by mnie odebrać.

O mały włos nie wybuchłam śmiechem widząc w mieszkaniu rozłożone na kanapie babeczki czekoladowe, oraz truskawkowe! Jeszcze takich dekoracji nie widziałam.

- Dlaczego one leżą na kanapie?

Uniosłam w jej kierunku wysoko brew. Posłała mi dumne spojrzenie i pokręciła głową.

- Czekoladowe to chłopak, truskawkowe to dziewczynka, która szybciej zje, to będzie płeć - podskoczyła jak dziewczynka w miejscu i klasnęła w dłonie.

- Naprawdę, Mary? Ja mam zjeść ponad dwadzieścia babeczek? Przecież ja będę potworem, nie ma takiej opcji, a poza tym wczoraj mówiłaś mi o witaminach, nie pamiętasz?

- Och, ale sama je zrobiłam.

Już wiedziałam jakie one mogły być, byłam niemal pewna, że chodź w jednej znajdował się jakiś haczyk.

- Już! Już! Zbieraj je, ciężarna chce usiąść na swoim ukochanym miejscu.

- Jesteś okropna, a ja się tak starałam.

- Mary, i tak zapewne niedługo poznamy płeć, nie róbmy zgrzytów z tego powodu. Zjemy je, ale w wolnym tempie - pocieszyłam ją i wolnymi ruchami poszłam w kierunku kuchni.

Szczerze? Wtedy aż bałam się ruszać, mimo, że ginekolog zapewniła, iż ryzyko jakie było minęło, chodź w moim przypadku tak naprawdę stać się mogło wszystko.

Ciąża była tego dobrym dowodem.

- W takim razie jak nie chcesz moich specjałów, zrobię ci mus z warzyw, nawet mama mówiła, że ostatnio u nas preferuje więc...- przeciągnęła i sięgnęła po tackę - Ale poczekaj, zbiorę babeczki, jeszcze je przygnieciesz tyłkiem.

Chciałam ją kopnąć, lecz powstrzymałam się. Z uśmiechem na ustach oglądałam to jak zbierała wszystko, oraz wyjadała okruszki. Gdy kanapa opustoszała wzięłam kubek borówek do ręki i zasiadłam tam.

- Chce już kupować ubranka!

- Mary! Nie rozpędzaj się tak, coraz bardziej mam obawę, że wypalisz coś na Wigilii!

Zacisnęłam mocniej dłonie. Naprawdę obawiałam się tego, z każdą chwilą jeszcze bardziej. Dziewczyna była zwariowana do tego stopnia, że po jednym kieliszku jakiegoś alkoholu mogła zdradzić mroczne sekrety swojej rodziny.

- Och, no obiecałam, że nie powiem nic - jęknęła.

- Na to liczę - westchnęłam i oparłam głowę o zagłówek. Chciałam pójść spać, korki gdy wracaliśmy wykończyły mnie, ale musiałam jeszcze wstąpić do apteki, która znajdowała się przecznicę stąd. Miałam ochotę wysłać po nie Mary, i tak też zrobiłam.

Myśl o tym, że wewnątrz mnie rozwijała się mała osóbka, kopia mnie jak i jego pobudzała mnie do większego działania, walki.

Niestety miałam jeszcze jedno pytanie z tyłu głowy.

Co dalej z Hurgonem i Anastazją?

Wszystko ucichło od momentu wyprowadzki mojej jak i brunetki. Nie wiedziałam kompletnie nic, martwiło mnie to lekko gdyż chciałam wiedzieć, czy moje dziecko będzie bezpieczne. Musiałam wykombinować jak podejść brata by podał mi jakieś informacje, bez zbędnego podawania mu szczegółów.  

Zakochani w sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz