2. Rozdział 17

1.9K 72 7
                                    

Liam

Bolało, okej bolało w chuj! Nigdy wcześniej nie przeżyłem czegoś takiego, nawet jak nastąpiła chwila gdy musiałem grać przed nią tego jebanego twardziela podczas gdy stała przy moim szpitalnym łóżku z nadzieją.

Mówili, że karma wraca ale nie wiedziałem, że aż tak mnie zniszczy od środka.

Patrzyłem na jej profil, zaróżowione policzki i pulchne usta które lekko miała uchylone jakby hamowała się przed czymś by powiedzieć. Mogła mnie wyklinać na śmierć, ale postanowiłem się nie poddawać i ją...ich odzyskać.

Dalej nie mogło do mnie dotrzeć, że jednak nosiła w sobie moje dziecko! Marzyłem o tym przecież...

- Liam, co teraz zrobisz? - spięty Mosculio pochylił się nade mną i mruknął.

- Jak to co? - syknąłem i gwałtownie wstałem z kanapy - Odzyskam ją - wzruszyłem ramionami i odrzuciłem obok jedną kulę, musiałem się przystosować do funkcjonowania z jedną.

- Co ty robisz? - matka fuknęła - Chcesz narobić sobie nieszczęścia większego?

Ominąłem jej uwagę i podszedłem do Ge, której wzrok był cholernie pusty, bałem się wręcz o nią.

- Możecie nas zostawić? - zapytałem.

Z wielkim oporem wykonali moją prośbę, no prócz Mary, ona jak zawzięte zwierzę siedziała na fotelu i skanowała mnie wściekłym wzrokiem.

- Ty też, siostro.

- Jeb się, ale jak jej coś zrobisz naprawdę utnę ci...

- Mary idź, proszę - cichy głos rozpalił w moim sercu jebane ogniki które je paliły. Piekło jak cholera - Czego chcesz, co? Znowu wyzywać mnie od...- przerwałem jej napierając na miękkie wargi swoimi.

Tak kurewsko brakowało mi jej smaku przez ten cały czas, wtedy jedynie został mi fakt odzyskania jej, a cały świat mógł mi naskoczyć. Wiedziałem, że gdy da mi znowu szansę będę jebanym tygrysem który nie da dojść do swojej rodziny nikomu obcemu.

Złapałem za jej kark i przysunąłem bliżej, wiedziałem, że i ona tego chciała lecz w pewnym momencie gwałtownie się odsunęła a w jej oczach błyszczały pierdolone łzy.

- Nie dotykaj mnie - odparła szeptem - Nie rób tego nigdy więcej, rozumiesz?! Nigdy więcej.

Chciała wstać z kanapy ale powstrzymałem ją swoim uściskiem, nie mogłem dopuścić do tego by tak odeszła, tak po prostu jak zrobiła to wcześniej.

- Georgia, zrozum mnie. Miałem w głowie papkę myśli, widziałem cię wtedy przecież...Przecież gdybyś dowiedziała się o tym samym, ale ze mną w roli głównej.

- Masz czelność porównywać się do mnie? Po pierwsze nie jesteś kobietą, po drugie tyle razy dawałam ci szansę, za każdym razem ją zmarnowałeś i czekałeś na kolejną, po trzecie tak bardzo mnie teraz zniszczyłeś, że wątpię bym kiedykolwiek ci wybaczyła, a po trzecie - spojrzała mi w oczy niczym sarenka - Chwilowo przebiłeś Hurgona, sam wyciągnij wnioski jak bardzo cię teraz nienawidzę.

Poszła w kierunku korytarza, a moje serce rozpadło się ponownie w drobny mak.

Wiedziałem jaką nienawiścią pałała w stronę tego starego szmaciarza, to nie równało się z niczym.

Dopiero wtedy zrozumiałem jak słowa potrafią zniszczyć relację którą można było odbudować.

Byłem niemal pewny, że dalej mnie kochała, nienawiść plus miłość równało się to zagładzie. Jednak nie mogłem się przecież poddawać, miała zostać moją żoną!

Warknąłem pod nosem, musiałem się jakoś odstresować, jedynym wyjściem było to by zadzwonić do mojego nowego rehabilitanta i przyspieszyć wizytę, jednak zdecydowałem się na coś bardziej ryzykownego.

Poszedłem do swojego pokoju, zamknąłem drzwi i z ledwością wcisnąłem się w ciemny garnitur. Zawołałem jednego z ludzi i kazałem zawieźć się do jednego z kasyn.

Mimo swojego stanu nic nie dawało przeszkód by zagrać kilka partii pokera, z klientami i pod szefami.

Miejsce znajdowało się w samym centrum Nowego Jorku, należało do wuja ale miałem tam też udziały jak i reszta naszej rodziny.

Wszedłem do środka wejściem dla gości VIP. Dym papierosowy oraz odór alkoholu dotarł do moich nozdrzy, w samym rogu przez otwarte, masywne drzwi dało się zauważyć nagą kobietę która obciągała jakiemuś facetowi. Nie znałem go.

- Młody Garcia? - dotarł do mnie znudzony głos starca, obróciłem głowę natrafiając prosto na spojrzenie Jecksona.

- Stary Jeckson, dawno cię nie widziałem - odparłem i usiadłem na kanapie w rogu. Odstawiłem kule na bok i wygładziłem materiał spodni.

- To ja cię raczej nie widziałem długo, wszędzie trąbili o twoim nieszczęśliwym wypadku - wysuną w moją stronę szklankę z alkoholem.

Wiedziałem, że nie powinienem pić, ale musiałem się odstresować.

- Jeszcze chcesz? - zapytał.

- Ta - odparłem, jednym ruchem przywołał półnagą brunetkę która postawiła przede mną dwie szklanki pełne whisky.

Wiedziałem, że tamtej nocy nie skończę dobrze.

- Jedna partia?

- Nie, dziś mam ochotę opierdolić te gnidy z całych majątków, zaproś ich tu - poprosiłem managera, który wykonał polecenie.

Całą noc spędziłem przy stole rozdając karty, aż do momentu gdzie odpłynąłem, a jedynie z oddali dopływał do mnie uwodzicielki głos jakiejś obcej kobiety. 

Zakochani w sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz