Georgia
Nigdy w życiu nie sądziłam, że będę siedziała z założonymi okularami przeciwsłonecznymi na nosie w zimę, gdzie wszędzie było szaro i ponuro.
Rozejrzałam się dokładnie, a gazeta Vogue którą trzymałam w dłoni powiewała lekko przez wiatr gdy do kawiarni gdzie umówiłam Liama z nie jaką Josephie, brunetka była ładna ale po skrzywieniu twarzy bruneta wnioskowałam, że będziemy musieli zajechać do restauracji gdzie umówiłam mu również drugą randkę.
Z zaciśniętymi zębami kazałam ruchem głowy przysiąść mu przy okrągłym stoliku.
Dziewczyna gdy tylko go zobaczyła zaczęła się zachowywać...jak psychopatka? Klaskała w dłonie i skakała na wysokich szpilkach, w pewnym momencie straciła równowagę i złapała się mocno stolika by nie upaść.
Zasłoniłam usta dłonią by nie wybuchnąć śmiechem gdzie w miejscu znajdowało się kilkoro innych ludzi. Jedni pracowali uporczywie stukając palcami o klawiaturę, drudzy głośno rozmawiali przez co ledwo mogłam usłyszeć o tym, o czym brunet rozmawiał z kobietą.
Minęło może kilka minut, a obok pojawił się kelner.
- Co podać, Pani? - zapytał uprzejmie.
Szybko zaczęłam myśleć i odpowiedziałam:
- Poproszę kawę, najlepiej dość mocną, bez cukru.
Skinął głową i odszedł, przez moment zapatrzyłam się w jego pośladki które miał dość pokaźne jak na faceta, opięte w ciemne spodnie. Poprawiłam się na krześle i kontynuowałam jednak obserwację randki Liama i Josepie.
Widziałam potworne znudzenie na jego przystojnej twarzy, głowę opartą miał o dłoń i uporczywie patrzył na skórzany zegarek, mieliśmy ustalony czas, gdy kiedy on miał minąć miałem zacząć dzwonić do niego, by uratować z opresji bliźniaka z rodu Garcia.
Przystojny blondyn postawił przede mną kubek kawy, sięgnęłam po niego od razu i upiłam łyk ciepłego, gorzkiego napoju.
W pewnym momencie w kieszeni moich spodni rozbrzmiał wibrujący alarm, szybko wyjęłam urządzenie i wybrałam numer przyjaciela.
Gdy zobaczyłam, że uniósł się z krzesła i wziął swój czarny płaszcz, postanowiłam zrobić to po nim. Jak znaleźliśmy się przed kawiarnią wziął głęboki wdech i zabrał mi z dłoni kubek, z parującą kawą.
- Boże co za babsko, nie chce - zaczął marudzić, lecz stanęłam na palcach i zasłoniłam mu usta dłonią.
- Zamknij się, wiesz, że nie ma innego wyjścia i musimy szukać gdzie popadnie.
Odsunął zły moją rękę i warknął.
- Wiesz co będzie gdy kobieta ze zwyczajnego, w miarę bezpiecznego świata wkroczy w ten pierdolony świat? Oświecę cię Ge bo chyba nie wiesz z czym to by się wiązało. Porwali by ją, oddali do burdelu, a potem daliby mi jej ciało pod bramę wjazdową do domu!
Otworzyłam lekko usta, chciałam mu pomóc ale gdy tylko zaczął unosić się swoim egoizmem poddałam się.
- To wiesz co? - zapytałam zdejmując okulary z nosa. Stanęłam już oficjalnie z nim twarzą w twarz - Radź sobie sam, mam w dupie to czy Hurgon cię zechce zabić czy wydać za tę oszustkę.
Ruszyłam szybko przed siebie, lecz poczułam hamujący mnie uścisk, o mały włos nie upadłam tyłkiem na pokryty lodem chodnik.
- Potrzebuje cię, ale nie w taki sposób - wyznał, serce zaczęło mi bić szybciej, i oparłam rękę o jego bark - Nachylił się lekko tuż obok mnie i szepnął: - Obiecałaś, że mnie nie zostawisz, i nie dasz zrobić mi krzywdy, truskaweczko.
Przełknęłam głośno ślinę, i gdy chciałam coś odpowiedzieć, ktoś mi przerwał.
- Liam? A ty nie powinieneś znajdować się w piwnicy swojego ojca, chłopcze?
Momentalnie odsunęłam się od bruneta słysząc ten okropny głos. Zerknęłam za siebie widząc tego okropnego bydlaka który kilka dni wcześniej chciał zgwałcić mnie w klubie.
Obok niego stała Anastazja w futrze i zaciskała mocno dłonie na skórzanej torebce. Widok jej odsłoniętych nóg, aż przywołał mnie o gęsią skórkę spowodowaną zimnem które okalało nas wszystkich.
- Hurgon, co tu robisz?
Myślałam, że się przesłyszałam. Ten parszywy oblech okazał się być tym człowiekiem który miał zadecydować o losie Liama!
CZYTASZ
Zakochani w sobie |18+
RomanceLiam Garcia, oraz Giorgia Giovanii. Obydwoje zagubieni, zaś Liam nie próbujący nawet dotrzeć na właściwą drogę, Giorgia, dziewczyna pragnąca szczęśliwej rodziny. Trzecie część z serii: Uwikłani.