Rozdział 29

1.8K 68 12
                                    

Georgia

Otarłam dłonie o jasne jeansy które miałam na tyłku. Pierwszy raz w życiu miałam na swoich dłoniach krew obcego człowieka.

W piwnicy zrobił się dość pokaźny tłum składający się z: Fabiano, stryja Treyvona, ojca, Vincenta, Michaela, oraz Mosculio.

Chciałam im dogryźć pytaniem gdzie zgubili małego Octavio, lecz powstrzymałam się i pominęłam ich zainteresowane spojrzenia.

- Kim kurwa jesteś? - zapytałam spokojnie.

Facet mimo zaciętej twarzy dalej szedł w zaparte i ani otworzył ust.

Pieprzony twardziel!

Miałam ochotę tupnąć nogą jak małe dziecko, ale zdecydowałam się na dużo mniej ośmieszający mnie ruch. Obróciłam się i stanęłam ponownie przy stole z nożami, broniami oraz innymi gadżetami które zdawało się, że będę miała okazję użyć pierwszy raz w życiu.

Wybrałam łańcuch i stanęłam za facetem, za nim. Zaczęłam okładać jego twarz po czym mocno zacisnęłam końce na swoich dłoniach i pociągnęłam go do tyłu.

Zaczął się tak mocno wydzierać, ale mimo obawy o swoje bębenki uszne czułam satysfakcję.

- Mów, kurwa kim jesteś!

Przycisnęłam mocniej do jego ust metal, miał łzy w oczach. Nie robiło to na mnie wrażenia.

Odsunęłam łańcuch umożliwiając mu powiedzenie czegokolwiek.

- Jestem...ja, jestem Frank - wydyszał, a z jego ran pociekły krople świeżej krwi prosto na jego koszulkę.

- Frank, w takim razie zaraz pozbędę cię tego co zbędne - zaskakująco sprawnym ruchem rozcięłam materiał, spanikowany, przywiązany zaczął wymachiwać nogami w każdą stronę - Uspokój się, nie zgwałcę cię. Jedyny facet jaki mnie interesuje zapewne przez ciebie leży w szpitalu, czyż nie?

- Nie wiem o czym mówisz - powieki zaczęły mu opadać.

Moja dłoń dość mocno zderzyła się z jego policzkiem, aż został czerwony ślad.

Wow! Ge, od kiedy ty masz tyle siły?

Moje ego urosło jeszcze bardziej, ale postanowiłam wrócić na ziemię z jakiś jebanych obłoczków i rozprawić się z nim do końca.

- Naprawdę nie wiesz?! Mam nagrania, wiem, że zrobił to ktoś wysłany od Hurgona - trochę blefowała, bo przecież nie miałam stuprocentowej pewności, ale warto było zaryzykować.

- Ale...ale jakie nagrania? - zapytał robiąc się coraz bardziej spoconym.

Mam cię skurwysynu.

- Na tych gdzie bez skrupułów - zaczęłam ciszej by zrobić odpowiedni nastrój. Wzięłam odpowiedni zamach nogą i uderzyłam go mocno w żebra - Na tych gdzie bez skrupułów zadajecie ciosy mojemu ukochanemu! Teraz szmaciarzu zrobię co to samo, lecz ty nie znajdziesz się w szpitalu, ale głęboko pod ziemią.

- Błagam, nie...Mam córkę.

- Nie obchodzi mnie to rozumiesz! - złapałam go mocno za palec i wykręciłam do tyłu, odgłos łamanych paliczków - Mogłeś odebrać mojemu dziecku tak samo ojca, będziemy kwita, tylko, że ja na twojej skórze wyślę wiadomość Hurgonowi.

- Błagam nie rób nic - wyszeptał - Ma dwa latka, kocham ją najmocniej na świecie. Pomogę ci dotrzeć do Hurgona i go zabić.

Nie ukrywałam, że owa propozycja była dość kusząca. Spojrzałam na mężczyzn stojących za mną. Przyglądali się uważnie mu. Mosculio odbił się od ściany i podszedł do niego, kucnął nie odrywając spojrzenia.

- Jak ma na imię? - zapytał dość opanowanym głosem.

- Fifi, błagam pozwólcie mi do niej wrócić. Pomogę wam...ale nie chce jej stracić.

- Umówimy się tak - brunet położył rękę na ramieniu Franka i poklepał je - Jeśli ty nas wystawisz i sprzedaż temu dziadowi, zapłaci za to Fifi.

Sądziłam, że zacznie się rzucać, że będzie chciał jednak śmierci, ale nie. Zrobił kompletnie co innego. Skinął głową.

- Hurgon szantażował mnie tym samym, jeśli stracę ten najcenniejszy skarb jaki mam sam się zabije - wyszeptał.

To był pieprzony odruch ale położyłam dłonie na brzuchu jakbym chciała go chronić, chodź dalej nie byłam pewna czy ten szkrab tam był.

- Dlaczego cię szantażował? - Michael zdawał się być tym bardzo zainteresowany, w sumie ja również.

- Nie oddałem mu odsetek, powiedział, że jeśli pomogę jego żołnierzom sprzątnąć jakiegoś młodziaka to odpuści. Jak jednak nie udało się kazał mi straszyć ciebie - pokazał na mnie.

Zmrużyłam lekko powieki i syknęłam pod nosem.

- Obym to ja zaraz go nie sprzątnęła, stary chuj.

- Ge uspokój się - ojciec podszedł do mnie - Zrobiłaś i tak dziś dużo, idź na górę i zmyj z siebie krew, nie pasuje ci.

Skinęłam.

- Ale zaimponowałaś mi skarbie.

***

Przysiadłam na rogu łóżka i poprawiłam swojego koka na czubku głowy. Pragnęłam wrócić do Liama, zostać tam przy nim, dlatego też zdecydowałam się wrócić do szpitala.

Jak przekroczyłam próg pielęgniarka posłała mi dziwne spojrzenie, lekkiej urazy.

Obróciłam się za nią lecz nie skomentowałam tego. Prychnęłam i poszłam w kierunku sali.

Widok który tam zastałam wywołał u mnie nagły napad agresji, a ponowna chęć zabicia kogoś wzrosła stokrotnie. Anastazja trzymała za rękę śpiącego Liama.

- Co tu robisz?!

- Och wybacz, przyszłam pokazać mu zdjęcie naszego dzidziusia, Liam będzie ojcem, jestem w ciąży.

Z dłoni wypadły mi klucze, oraz kubek z wodą.

Przecież to było niemożliwe, a może?

Zakochani w sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz