ROZDZIAŁ 20 cz.1

176 22 20
                                    

ZANE

Opuszczony kompleks budynków przemysłowych rozciągał się w głębi lasu z dala od cywilizacji. Hangary niknęły w smolistej nocy. W ostatnich szkiełkach okien odbijało się białe światło reflektorów coraz to większej ilości zajeżdżających na błotnistą polanę aut. Cisza nocy gubiła się wśród rozmów dawno niewidzianych znajomych – Utalentowanych. 

Kończyłem właśnie palić papierosa, opierając się o maskę samochodu. Mira stała tuż obok mnie, przyglądając się ludziom dookoła z zaciekawieniem.

– Gdzie zabrałeś mnie tym razem? – spytała po chwili.

Uśmiechnąłem się pod nosem, rzucając niedopałek na ziemię i zagniatając go czubkiem buta.

Wtedy podniosłem się z maski. Ona wydawała się zaskoczona moją bliskością. Zadarła głowę z szeroko otwartymi oczami, by spojrzeć mi w twarz. Wziąłem w ręce spoczywające na jej ramieniu włosy, odchyliłem kołnierz jej bluzy, po czym wsunąłem gęste loki za materiał. Zadrżała, gdy musnąłem przypadkowo lodowatymi palcami po jej karku. Spuściła prędko wzrok, skrywając niespodziewane onieśmielenie. Śledziłem jej zachowanie, łudząc się w myślach, że wcale mi się to nie podobało. Chwyciłem delikatnie za brzegi kaptura i nasunąłem jej go na głowę.

– Przyjechaliśmy obejrzeć Próby Żywiołów, tak jak ci obiecałem.

– To znaczy, że ja będę oglądała, a ty będziesz... walczył? – Pokiwałem głową, na co zmarszczyła delikatne brwi. – Zane, a oni nie zorientują się, że wiesz... – Nachyliła się w moją stronę, ściszając głos i rozglądając się przy tym na boki. – ...Że nie jestem jedną z was?

– Nie martw się. Wujek zadbał o twoje bezpieczeństwo. Załatwił nam wejściówki do specjalnej loży. Będziesz tam bezpieczna.

Pokiwała wolno głową, nie odrywając ode mnie spojrzenia. Wyczuwałem w niej niepokój. Być może zdawała sobie sprawę z tego, jak wiele ryzykowaliśmy, pojawiając się tutaj dzisiejszej nocy. Robiłem to jednak dla niej, choć o tym nie wiedziała.

– Mogę zadać ci pytanie? – Zmieniłem nagle temat. – Pogodziłyście się z Tiffany?

– Tak mi się wydaje. Na pewno jesteśmy na dobrej drodze.

– Cieszę się. – odparłem. – Naprawdę.

Nagle ktoś w tłumie zaczął zwoływać wszystkich do środka. Drzwi do starej fabryki otworzyły się i naraz ruszyliśmy stadnie w stronę wejścia, gdzie sprawdzano zaproszenia. 

Na zawody zjechali się Utalentowani aż z czterech stanów: Washinghtonu, Oregonu, Idaho i Montany. Chociaż nie przepadałem za tak pokaźnymi tłumami, to tym razem liczna obecność ludzi dookoła pozwalała zachować naszej dwójce całkowitą anonimowość. Co jakiś czas jednak dla pewności rozglądałem się w poszukiwaniu znajomych twarzy, lecz całe szczęście nie dostrzegałem nikogo takiego.

Kolejka ciągnęła się w nieskończoność aż pod las, lecz szła w dobrym tempie głównie dlatego, że uruchomiono kilka bramek jednocześnie.

Gdy znaleźliśmy się przy drzwiach, podałem strażnikowi dokumenty, które przysłał mi wuj parę dni wcześniej.

– Talenty – burknął tęgi ochroniarz.

Zdjąłem kaptur i wyprostowałem się, przybierając chłodny wyraz twarzy, co odrobinę zaskoczyło mężczyznę. 

– To zaproszenie od Aleca Coreya – odparłem. 

Dopiero wtedy mężczyzna zanurkował wzrokiem w naszych zaproszeniach. Czułem na sobie spojrzenia osób, stojących w kolejce za naszymi plecami.

W blasku żywiołu. Błyskawica ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz