ROZDZIAŁ 17 cz.1

186 22 17
                                    

ZANE

Jechaliśmy z Mirą moim samochodem. Minęliśmy właśnie most biegnący przez zamarzniętą rzekę Snohomish, a już po chwili wjechaliśmy do mojego rodzinnego miasteczka Monroe. 

Nic się tu nie zmieniło przez ostatnie lata, zupełnie jakby świat zapomniał o tym nieznaczącym punkcie na mapie, w stanie Washington. I właśnie za to kochałem to miejsce najbardziej. Niskie budynki w centrum tak samo stały jak zawsze, a ich witryny zdobiły niezmiennie dekoracje i lampki, jak co święta, nadając niepowtarzalnego uroku okolicy. 

W końcu dojechaliśmy do celu. Zatrzymaliśmy się na podjeździe przed moim domem na obrzeżach miasteczka. 

Przez całą drogę Mira się nie odzywała ani słowem. Nie była obrażona. Raczej nie potrafiła zebrać się na odwagę i porozmawiać ze mną o tym, co się stało. Co zmusiło ją do podjęcia decyzji o pozostaniu w szkole? Co z jej rodzicami? Z resztą rodziny? Naprawdę nie miała z kim spędzić Bożego Narodzenia? Nie poznałem dotąd odpowiedzi na te pytania, choć mocno mnie nurtowały. 

Nie mniej zaproponowałem jej spędzenie wspólnie świąt u mnie, bo uważałem, że tak właśnie powinien postąpić przyjaciel. W dalszym ciągu uważałem się za niego, mimo ostatnich wydarzeń z udziałem Tiffany.

– Nim wejdziemy do środka muszę cię przed czymś ostrzec. – Siedzieliśmy wciąż w moim samochodzie na podjeździe. – Niektórzy członkowie mojej rodziny są Utalentowani, a inni nie. Kilka osób pracuje nawet w Centrali – Zrobiłem znaczącą pauzę, szukając w głowie odpowiednich słów. 

– Po prostu mam robić to, co zwykle. Udawać, że o niczym nie wiem – dokończyła za mnie.

– Tak – przytaknąłem. – Z nich wszystkich tylko moja mama zna prawdę o tobie.

– Jasne.

Wyczuwałem jej smutek, ale i wstyd. Zapewne wolałaby spędzić ten czas ze swoją rodziną, zamiast stresować się u obcych. Było mi jej żal. Chciałem jej pomóc. Dziewczyna patrzyła teraz na zastawiony ekskluzywnymi autami podjazd tuż przed nami. Co parę chwil głęboko wzdychała.

– A tak właściwie dużo będzie osób na kolacji? – spytała.

– Tak, mam całkiem dużą rodzinę. Nie wspominałem o tym?

– To na pewno kłopot, że mnie ze sobą przyprowadziłeś – stwierdziła od razu, jakby brała to za pewnik.

– Jak już mówiłem, to żaden problem.

– Przepraszam...

Wzięła kilka głębokich oddechów na uspokojenie, a już po minucie lub dwóch na jej twarzy wykwitł dobrze znany mi uśmiech, za którym dziewczyna ukrywała wszystkie swoje troski. Przypatrywałem się tej metamorfozie ze zmartwieniem.

– Nie musisz udawać – odparłem. – Tutaj nikt niczego od ciebie nie oczekuje. Nie musisz się uśmiechać, jeśli tego nie chcesz.

– Tak ci się tylko wydaje – odparła, obdarowując mnie spojrzeniem, za którym kryło się coś więcej niż urok. 

Mira była zdeterminowana.

Wyszliśmy razem z samochodu, po czym skierowaliśmy się do drzwi wejściowych ozdobionych świątecznym wieńcem ze świerkowych gałązek. W progu czekała już moja mama z uśmiechem, który nie pamiętałem, aby kiedykolwiek zniknął z jej twarzy. Ubrana byłą w białą, dopasowaną sukienkę do kolan, która pasowała do jej jasnych, blond włosów i promiennej cery. Ucałowałem ją w policzek na powitanie, po czym przedstawiłem jej towarzyszkę.

– Bardzo się cieszymy, że spędzisz z nami święta. – Mama kierowała te słowa do przyjaciółki z naturalną dla siebie szczerą uprzejmością. Mira natomiast pokiwała głową intensywnie w odpowiedzi, po czym przeprosiła od razu za całe zamieszanie. – Nie masz się czym przejmować. To dla nas przyjemność. Chodźcie. Wszyscy na was czekają.

W blasku żywiołu. Błyskawica ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz