ROZDZIAŁ 21 cz.2

175 20 30
                                    

Tekst może zawierać sceny walki i przemocy. 

ZANE

W ogromnym wyłomie w dachu oko helikoptera przeczesywało jaskrawym światłem reflektora zawaloną gruzem arenę. Skrywałem się we wnęce w ścianie, wyczekując aż oślepiający promień ominie moją ścieżkę. Czas uciekał.

Gdy tylko nadarzyła się okazja, ruszyłem naprzód przez zawalający się balkon. Być może gdzieś tutaj skrywała się przyjaciółka.

– Mira? Jesteś tu? – nawoływałem ją ściszonym głosem.

Rozglądałam się dookoła uważnie. Nie było jej tutaj, ani nikogo innego. Cisza niosła się echem przez starą fabrykę. Całe szczęście apogeum tej przeklętej inwazji mieliśmy już za sobą. Agenci przeczesywali teraz ruiny, szukając niedobitków lub takich jak ja, którzy jakimś cudem ostali się w jednym kawałku. Mijałem ciała, modląc się by wśród nieboszczyków nie dojrzeć jej czerwonych włosów. Brałem udział w czymś potwornym. 

Nie potrafiłem odpędzić od siebie poczucia winy. Bo tak, to wszystko była moja wina. Byłem na tyle łatwowierny, że przychodząc tu wierzyłem, że nic złego nam się nie stanie. Naraziłem życie Miry. Jeśli jej się coś stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę.

W końcu czemu tak naprawdę się z nią przyjaźniłem, jak nie po to by udowodnić sobie, że byłem w stanie kogoś ochronić. Babci nie zdołałem, a Centrala nie była wcale mniejszym zagrożeniem od Anemone.

Powinien być mądrzejszy. To było oczywiste, że Centrala prędzej czy później dowie się o Próbach Żywiołów, bo przecież o tak wielkiej imprezie zwyczajnie nie mogli nie wiedzieć, prawda? A zatem pytanie brzmiało, dlaczego akurat dzisiaj? Tyle lat udawało im się organizować zawody bez narażania wszystkich Utalentowanych. Dlaczego dzisiaj ich system zawiódł?

Musiałem odpuścić donikąd prowadzące gdybania i skupić się na znalezieniu Miry. Gdziekolwiek się ukryła w tym budynku, byłem gotowy przeczesać każde piętro i pokonać każdego agenta, który stanie mi na drodze, aż w końcu ją znajdę całą i zdrową.

Prędko na mojej drodze stanęło dwóch agentów. Nareszcie. Gotowałem się aż cały w środku ze wściekłości przez to, co oni tu zrobili. Już wyciągali ręce w moją stronę gotowi do ataku, ale to ja byłem pierwszy. Cisnąłem w nich serią błyskawic, których zupełnie się nie spodziewali. Siła rażenia wyrzuciła ich w powietrze, natomiast hałas jaki narobiłem, zwabił kolejnych agentów w to miejsce. 

Byłem gotowy stawić im czoła. Prąd zaskwierczał w powietrzu niebezpiecznie, a oni padli na ziemię sparaliżowani. Przez moment czułem się niezwyciężony, ale jeszcze wtedy nie zdawałem sobie sprawy z tego, co narobiłem. Zjawili się kolejni. I kolejni. Wszyscy tropiciele skoncentrowali swoje siły na wykończeniu właśnie mnie. Zacząłem uciekać.

Pędziłem przez ciemny korytarz. Odbijałem się o ściany i gwałtowanie zmieniałem kierunek, nie wiedząc do końca, co robiłem. Po prostu biegłem. Gdziekolwiek. Byle szybko. Droga poprowadziła mnie na zniszczone trybuny areny. Blokujące przejście gruzy spowolniły mnie. Czułem na plecach oddech zabójców. Wdrapałem się na stertę, niezdarnie kalecząc dłonie o każdy bardziej wystający z ziemi głaz.

– Zane! – Nagle usłyszałem jej głos. Dotarł do mnie wolno, jakby we śnie.

Nie wierzyłem własnym oczom, gdy zobaczyłem znów Mirę. Wyglądała dobrze oczywiście na tyle, na ile pozwalała na to sytuacja. Łzy same napłynęły mi do oczu. Bez wahania przeskoczyłem przez skalny nasyp, który nas dzielił. Zatrzymałem się przed nią, nie wierząc do końca czy naprawdę ona stała tu przede mną, czy tylko mi się wydawało.

W blasku żywiołu. Błyskawica ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz