ROZDZIAŁ 34 cz.1

144 9 7
                                    

ZANE

Ocknąłem się na zimnej posadzce odrętwiały i poobijany. Z trudem otworzyłem opuchnięte powieki. Wokół mnie panowała przytłaczająca ciemność, pochłaniająca echem mój ciężki, nierówny oddech. W powietrzu unosił się smród zgnilizny.

Próbowałem się ruszyć, ale ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Jęczałem żałośnie przy każdym, najmniejszym nawet ruchu. Nabranie powietrza w płuca wydawało się niemożliwe do wykonania. Na spierzchniętych wargach czułem smak krwi.

Wracały do mnie powoli zmysły. Ból narastał intensywnie i zdawał się tak łatwo nie ustąpić. Podciągnąłem się na skaleczonych dłoniach i oparłem plecami o kamienną ścianę.

Czułem nieprzyjemne pieczenie na udach. Skupiłem mętne spojrzenie na rozdartych spodniach, spod materiału którego zionęły dwie potężne rany trawiące mnie żywym ogniem, jakby tu i teraz Ognisty stał nade mną i przykładał rozpalone dłonie do mojej skóry. To wrażenie wydawało mi się zupełnie realne.

Byłem tu zupełnie sam. Po moich skroniach spływał pot i krew, a ciałem rządziły niekontrolowane torsje.

Przechyliłem głowę na bok, walcząc z bezsilnością własnego ciała, nad którym nie potrafiłem zapanować. Spoglądałem w bok wycieńczony, a obraz przed oczami pomału nabierał kształtu, dając mi wrażenie, że znajdujące się tuż obok mnie ciężkie, metalowe drzwi do celi były przez cały czas otwarte.

Mogłem się stąd wydostać? W moim umyśle zawitała niespodziewanie głucha nadzieja. Jak mogło to być takie łatwe?

Oparłem się na łokciach i podsunąłem się bliżej wyjścia. Wyczołgałem się na korytarz, sunąc bezsilnym ciałem po brudnej podłodze. Każdy mój nieporadny ruch zdawał się odbijać intensywnym echem po ponurym, ciasnym wnętrzu. Oparłem się o ścianę i z trudem podźwignąłem się na nogi.

– Zane? Zane!

Nagle usłyszałem jej wołanie. Przerażony głos błagający o pomoc.

– Mira? Gdzie jesteś?

Nie odpowiedziała. W kółko tylko wołała moje imię jak zacięta taśma. Kołysałem się na boki, wpadając nieporadnie na ściany. Chwytałem za klamki drzwi, ale wszystkie były zamknięte. Gdzie ona była. Biegłem naprzód, pokonując ostre zakręty i mijając ślepe zaułki. Mętne światła migotały nad moją głową. Korytarz wyglądał przez cały czas tak samo, a jej głos nie nasilał się ani nie słabł. Nie byłem pewien, czy zbliżałem się do niej, czy też oddalałem. Gdzie byłem? Czy to labirynt? Kuśtykałem przed siebie, łapiąc prędko zadyszkę.

– AAA! – Nagle dobiegł mnie jej przeraźliwy wrzask.

Ten dźwięk. Czułem w środku, jakby coś we mnie pękło, sięgając wygłodniale po moje gardło i ściskając z całych sił. Brakowało mi tchu. Jeśli coś jej się stanie, to...

– Już idę, Miro! Wytrzymaj, proszę.

Biegłem, choć mięśnie i rany na całym ciele paliły mnie okropnie. Biegłem, bo ona potrzebowała mojej pomocy. Obiecałem, że ją ochronię. Nie mogłem jej zawieść.

W korytarzu nagle zgasły wszystkie światła. Zapanowała ciemność, a ja niemalże natychmiast potknąłem się o coś leżącego na ziemi. Upadłem na brudną posadzkę, zdzierając sobie skórę na łokciach oraz kolanach.

Jej głos ucichł. To nie był dobry znak. Spodziewałem się najgorszego.

Wtedy dotarł do mnie niepokojący dźwięk, jakby gardłowe warczenie dzikiego zwierzęcia czającego się w ciemności za moimi plecami. Zbliżało się. Odwróciłem się za siebie, odnajdując w mroku błyszczące oczy wygłodniałego potwora czyhającego na mnie tuż za zakrętem.

W blasku żywiołu. Błyskawica ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz