ROZDZIAŁ 22

182 21 15
                                    

Tekst może zawierać sceny walki, przemocy, a także elementy horroru. 

ZANE

Ruszyłem za Cameronem w stronę czarnej furgonetki, do której w ekspresowym tempie załadowaliśmy się wraz z innymi agentami. Dowódca zarządził odjazd. Zatrzaśnięto drzwi z hukiem. Pojazd odjechał.

Zmierzaliśmy do głównej siedziby Centrali, czy jak kto wolał do Lunarnego Dworu. 

Siedziałem wyprostowany i spięty na twardym siedzeniu. Parę osób zdjęło swoje hełmy i otwarcie rozmawiało o wydarzeniach w fabryce. Nigdy nie pomyślałbym, że w zastępach militarnych Centrali znajdywały się kobiety, ale i one podobnie jak mężczyźni, śmiały się teraz do rozpuku z całej sytuacji. Uważałem, że to nie płeć, a cechy charakteru koncentrujące się wokół bezwzględności i braku empatii, pchały niektórych w kierunku kariery agenta. Przerażające. Moje serce dudniło w klatce piersiowej z trudem wysłuchując ich graniczących z człowieczeństwem relacji z nocy.

– A ty szczylu, co tak siedzisz? Gadaj prędko, ilu dziś załatwiłeś? – Nagle jeden się do mnie doczepił.

– River, daj spokój – Cam natychmiast stanął w mojej obronie.

– Bo co?

– Bo ci pokażę, gdzie twoje miejsce. Tak jak wtedy, gdy cię pokonałem na arenie podczas obchodów pięćdziesięciolecia Centrali. Zapomniałeś już?

River wydawał się mocny w gębie, ale wycofał się szybko. Cieszyłem się, że kuzyn był teraz przy mnie. Chronił mnie i to nie pierwszy raz w życiu, ale chyba po raz pierwszy rozumiałem, dlaczego to robił.

Po kilkunastu minutach pojazd zatrzymał się gwałtownie. Drzwi furgonetki otworzyły się, a my wyskoczyliśmy z środka, lądując w gruboziarnistym żwirze chrupiącym pod naszymi ciężkimi traperami. Znajdowaliśmy się na wewnętrznym dziedzińcu otoczonym z każdej strony wysokimi ścianami z cegły. W oknach paliły się światła o ciepłych, wręcz pomarańczowych światłach. Cienie poruszały się za firanami.

- Ała! – Dobiegł mnie pełen pretensji krzyk. – Trochę szacunku!

Alec bezustannie skuty w kajdany wypadł ze stojącego kawałek dalej czarnego vana prosto w żwir. Jeden z agentów wypchnął go siłą z pojazdu, po czym wziął go za ubranie i podniósł na nogi. Kolejne słowa oburzenia wuja skończyły się ciosem z otwartej dłoni w twarz. Cameron mnie szturchnął delikatnie. Miał rację. Nie powinienem się na nich gapić.

– Dokąd mnie prowadzicie, co? Halo! – Agenci ciągnęli Aleca do środka przez małe przejście z boku.

Nie szedł z nami? Stanąłem u boku kuzyna w dwurzędzie tuż przed głównym wejściem. Zdobione mieniącymi się ornamentami drzwi otworzyły się przed nami i wmaszerowaliśmy do środka.

Szybko okiełznałem wzrokiem wnętrze, podziwiając niemo jego przepych oraz bogactwo. Posadzki wyłożone były szarawym marmurem z licznymi, czarnymi żyłkami. Okna przysłaniały ciężkie, aksamitne zasłony w kolorze sadzy. Na ścianach widniały obrazy i lustra w złotych ramach. Spod sufitu zwisały diamentowe żyrandole. Nie byłem wcześniej w tej części budynku. Najwyraźniej ostatnim razem zwiedziłem inne skrzydło.

Szliśmy miarowo przez środek holu pomiędzy dwoma rzędami marmurowych rzeźb. Oblane długimi szatami posągi trzymały w dłoniach błyszczący, czarny odian w kształcie kuli lub też tworzyły na żywo kształty z wody. Ujęty w kamieniu ruch zapewne w normalnej sytuacji przykułby na dłużej moją uwagę, ale teraz nie mogłem skupić się na czymś tak błahym jak sztuka. Sprawa była zbyt poważna. Zaryzykowałem wszystko, by się tu znaleźć i poznać prawdę o mojej rodzinie oraz wydarzeniach podczas Prób Żywiołów.

W blasku żywiołu. Błyskawica ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz