ROZDZIAŁ 21 cz.1

127 18 9
                                    

Tekst może zawierać sceny walki i przemocy. 

MIRA

– Muszę iść do łazienki – wydukałam, patrząc w niebieskie oczy Landriskura, znajdującego się niebezpiecznie blisko mojej twarzy.

Nie czekałam na jego pozwolenie. Bez chwili zwłoki wyrwałam się z objęć jego lodowatych rąk i chwyciłam za materiał sukienki. Serce dudniło mi w klatce piersiowej jak oszalałe. Wybiegłam z pomieszczenia najszybciej jak tylko pozwoliły mi na to buty na obcasie. Całe szczęście mnie nie zatrzymywał.

Zamknęłam się w łazience nieopodal szklanego tarasu, gdzie zostawiłam wcześniej swoje rzeczy. Oparłam się o drzwi, z trudem radząc sobie z napływającymi wspomnieniami. Landriskur nic mi nie zrobił, choć uważałam, że po prostu nie zdążył. Pochyliłam się nad zlewem. Oblałam twarz lodowatą wodą. Zdarłam z siebie tę ohydną sukienkę, a buty wyrzuciłam do śmietnika. Założyłam na siebie ciuchy, w których tu przyszłam, a które, co dziwne, nieruszone leżały wciąż przy umywalce. Moje szczęście. Związałam włosy i założyłam na głowę kaptur. W takiej formie czułam się bezpieczniej.

Wtedy usłyszałam huk eksplozji, który wstrząsnął ścianami łazienki. Światło w kinkietach zamigotało kilkukrotnie. Warstwa tynku odkleiła się od sufitu i spadła na umywalkę tuż przede mną. Co jest? Otrzepałam się z białego kurzu i wyszłam na korytarz.

Rozejrzałam się dookoła. Utalentowani dookoła wydawali się zaniepokojeni. Wpatrywali się w sufit i wskazywali palcami w górę. Co takiego oni tam widzieli?

Wtedy doszło do drugiego wybuchu, który na moich oczach rozerwał metalowo-betonową konstrukcję dachu. Bryły surowca runęły z przerażającą siłą w sam środek areny, porywając przy tym część trybun. W oknie ogromnej wyrwy pojawiły się ciemne sylwetki. Widziałam śmigła helikoptera i jasne, rażące światło reflektorów przeczesujące wnętrze fabryki zapełnionej po brzegi z każdą chwilą coraz bardziej przerażonymi ludźmi.

– Rozejść się! – Ktoś przemawiał do nas przez megafon z dachu. Echo i hałas zniekształcały słowa. Nie byłam pewna, czy dobrze słyszałam. – Rozejść się... W przeciwnym razie... otworzyć ogień.

Kto to był? Dlaczego nam grozili? Wtedy oddano pierwsze strzały. Ludzie momentalnie spanikowali. Widziałam sypiące się z nieba iskry i drobinki sadzy.

– To agenci! Centrala tu jest! – krzyczał ktoś z tłumu.

Utalentowani opuszczali w popłochu szklany taras, ale i trybuny otaczające arenę. Wszyscy jednomyślnie przepychali się w stronę wyjścia. Ktoś popchnął mnie na ścianę. Agenci lecieli w naszą stronę, tworząc ogon z ognia napędzający ich w locie. Nie wiedziałam, czy byłam bardziej przerażona, czy zachwycona.

„Głupia, rusz się!"

Ale gdzie? Obserwowałam osłupiona jak ludzie poddawali się chaotycznemu biegowi w deszczu kamieni wprost do wyjścia. Wszyscy zrozumieli, nawet ja, że znaleźliśmy się w poważnym niebezpieczeństwie. Centrala! Jak oni nas tu znaleźli? Alec obiecywał, że nic nam tu nie groziło. Co się zatem stało?

Przez główne drzwi przedarła się grupa agentów. Szli prosto na nas. Utalentowani bez wahania stanęli z nimi do walki na śmierć i życie. Przepełnione potężną energią kolory szalały się po całym budynku, a wśród nich królowała soczysta, gęsta czerwień, od której zbierało mi się na wymioty. Żywioły w każdej, nawet najbardziej nieprawdopodobnej formie wirowały wokół mnie, a ja jako jedyna nie potrafiłam zrobić nic, ani walczyć, ani się obronić. W tamtej chwili byłam zdana tylko na siebie i swoją niemoc.

W blasku żywiołu. Błyskawica ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz