ROZDZIAŁ 4

473 56 49
                                    

ZANE

Jestem tylko zwykłym człowiekiem.

Patrzyłem w śnieżnobiały sufit o gładkiej fakturze. Wybiła szósta rano. Nigdy nie zasłaniałem rolet, więc budziłem się, gdy tylko na zewnątrz szarzało o świcie. Zrobiłem dwieście brzuszków, sto pompek, pięćdziesiąt razy podciągnąłem się na drążku. Przemyłem twarz lodowatą wodą. Założyłem dres.

W internacie było cicho, ale ktoś już nie spał.

Gdy mijałem na korytarzu drzwi do pokoju Edricka, ta wariatka, która chciała wczoraj skoczyć z balkonu, akurat stamtąd wychodziła. Mira, tak? Była chyba najlepszym przykładem na to, że jeśli nie potrafi się sięgać po używki, to nie powinno się tego robić.

Minęła mnie bez słowa, wbijając wzrok w podłogę. Nieważne. Zszedłem na dół, w półmroku omijając puste butelki po alkoholu poustawiane na stopniach. Ktoś spał na kanapie przesuniętej na drugi koniec salonu. Na ziemi walały się plastikowe butelki po napojach i kartony po pizzy. Wyszedłem na zewnątrz.

Niebo było jasne i bezchmurne, a powietrze rześkie. Nie zanosiło się jeszcze na deszcz. Przeszedłem przez otwartą, tylną furtkę w murze, gdzie o tej porze dnia przywożono dostawę do szkolnej kuchni. Przywitałem się z dostawcą. Mężczyzna rzucił do mnie parę słów o początku roku szkolnego, ja bąknąłem coś w odpowiedzi i pobiegłem w głąb lasu.

Biegałem każdego poranka, gdy tylko pogoda na to pozwalała. Pokonywałem swoją wyznaczoną trasę – udeptaną ścieżkę mokrego piachu mknącą między świerkami. Nie słuchałem nigdy muzyki. Wsłuchiwałem się za to w śpiew ptaków i szum drzew, chrupania gałęzi, żwiru i połamanych szyszek pod podeszwami moich butów. 

Zawsze w połowie drogi zatrzymywałem się na wzniesieniu, skąd miałem widok na okolicę, na lasy przecięte autostradą oraz jezioro. Przymknąłem oczy, biorąc głęboki oddech. Chłodny wiatr mierzwił moje włosy i ocierał się o zaczerwienione policzki. To był najspokojniejszy moment każdego dnia.

Dzisiejszy poranek przyniósł mi jednak niepokój, który jak nieproszony gość wtargnął do mojej głowy i zapulsował w skroniach. Zbłąkane myśli wracały do mnie niespodziewanie. Z trudem odganiałem je od siebie.

Zaczęło się.

Nie miałem sił na początek roku szkolnego. Ile bym dał, by zostać w domu, zamknąć się w mojej pracowni i znów zapomnieć o całym świecie. Nie byłem gotowy sprostać codzienności. To mnie wszystko przytłaczało.

 To mnie wszystko przytłaczało

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Kiedy wróciłem do internatu, sprzątanie szło pełną parą. Meble wróciły na swoje miejsca, zniknęły śmieci, a blaty znów zalśniły czystością. Gemma stała na schodach ubrana w białą koszulę i ołówkową spódnicę w kolorze grafitu. Instruowała każdego, co miał posprzątać w salonie. Tiffany jak zwykle się buntowała. Chyba znowu się pokłóciły.

W blasku żywiołu. Błyskawica ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz