ROZDZIAŁ 13

139 9 2
                                    

ZANE

Zerwałem się z poduszki, jakby zaciśnięta na gardle czyjaś ręka wyrwała mnie z najgorszego koszmaru. Oddychałem, ciężko łapiąc kolejny oddech. Po moich skroniach spływał pot, mocząc lepko włosy. Koszulka przylegała gładko do mojego torsu.

Co się działo? Przez moją głowę przepływały rozmaite emocje, których źródła nie byłem pewien. Serce biło mi jak szalone.

Złość. Byłem wściekły, ale na co? Zacisnąłem mocno zęby, a potem zmarszczyłem brwi.

Kto mi to robił? Zacisnąłem powieki, a po chwili otworzyłem je, błądząc oszołomionym spojrzeniem po całym pokoju, aż zabrakło mi tchu. Ktoś tu był? Nie, to tylko Gemma spała na poduszce obok. Ale to nie ona.

Za oknem już świtało. Odgarnąłem z siebie cienką kołdrę i po cichu wstałem z łóżka, nie chcąc obudzić dziewczyny. Udałem się do łazienki i wziąłem prysznic na ostudzenie emocji.

Bezradność. To właśnie czułem, spoglądając w swoje zmarnowane odbicie w lustrze. Moje ciało pokrywały liczne siniaki, poparzenia i inne rany, którym przyglądałem się teraz uważnie.

Nagle mój oddech znów przyśpieszył, przyprawiając mnie o dreszcze na całym ciele. Strach. Wstrząsnęło mną przerażenie dotkliwe tak, że zacząłem się cały trząść niekontrolowanie, a włosy zjeżyły mi się same na rękach.

Co się ze mną działo?

„Nic mi nie będzie" mówiłem sobie w myślach na uspokojenie. W końcu po treningach z babcią nie raz wyglądałem gorzej do tego stopnia, że nie mogłem nawet wrócić swobodnie do domu, by przypadkiem nie pokazać się ojcu i nie wywołać w nim niepotrzebnych podejrzeń. Byłem przyzwyczajony, że pod warstwami ubrań skrywałem poparzenia, blizny i ślady po moich nieudolnych, magicznych wyczynach, które wciąż doskonaliłem.

"Teraz też nikt nie zauważy moich ran" byłem tego pewien. A ja sobie poradzę z bólem, który dzień po dniu będzie coraz bardziej ustępował.

Zmieniłem opatrunki, sycząc cicho przez zęby na zimnej podłodze w łazience. Umyłem zęby i przebrałem się w szerokie dresy i luźną koszulkę z długim rękawem. Przynajmniej dzisiaj, w niedzielę, mogłem pozwolić sobie na taką wygodę.

Wtedy niespodziewanie dotknął mnie żal potężny tak, że nie byłem w stanie nad nim zapanować. Zakręciło mi się w głowie tak, że złapałem się umywalki obiema rękoma. Na nowo oddychałem szybko i nierówno. Łzy same napływały mi do oczu, a ja nie mogłem nabrać porządnie powietrza w płuca.

„To normalne" powtarzałem sobie w myślach, lecz emocje wciąż do mnie wracały i piętrzyły się nad czubkiem mojej głowy niczym góra lodowa. Ból pulsował pod moją czaszką, a ja nie wiedziałem, jak temu zaradzić.

Wróciłem do łóżka, ale już po chwili gorączkowych rozmyślań pojąłem, że ten nadzwyczajny stan nie da mi w spokoju znów zasnąć.

Wyszedłem po cichu z mojego pokoju i ruszyłem przez korytarz internatu wiedziony nasilającymi się emocjami. Udałem się na piętro, do północnego skrzydła budynku.

Zatrzymałem się przed pokojem Miry. Przegryzłem dolną wargę, targany nieustająco wątpliwościami.

"Co, jeśli...?".

Chwyciłem za klamkę, przekonując się natychmiast, że drzwi były otwarte. Nie zawahałem się wejść do środka.

Mira siedziała na brzegu łóżka zgarbiona i otępiała, a przy tym okryta jedynie krótkim ręcznikiem po niedawnej kąpieli. Woda spływała cienkimi strumieniami z jej włosów po ramionach i kapała na podłogę. Pod jej stopami gromadziła się kałuża wody, lecz ona nie zwróciła na to uwagi. W ręce trzymała chusteczkę czerwoną od krwi, którą przyłożyła teraz do nosa.

W blasku żywiołu. Błyskawica ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz