ROZDZIAŁ 23. cz.2

140 20 21
                                    

ZANE

Dwadzieścia minut temu skończyliśmy pracę, ale nie wyszliśmy z Cameronem razem ze wszystkimi przez główną bramę. By wydostać się z Centrali nie mogliśmy wtopić się w tłum jak do tej pory, ale po zdjęciu kombinezonu musieliśmy zwyczajnie zniknąć.

Cam poprowadził mnie schodami w dół, do piwnicy. Po paru minutach wędrówki krętymi korytarzami ziejącymi ciężką wilgocią, kuzyn zatrzymał się niespodziewanie i zadarł głowę do góry. Żarówka zamigotała kilkukrotnie tuż nad naszymi głowami, a już po chwili zgasła na dobre. Cam przyglądał się martwemu punktowi światła. Coś go ewidentnie trapiło.

– Wiem, że to nie najlepszy moment, ale muszę ci to powiedzieć jeszcze raz. – Jego ton wydawał się poważny, przejęty, wręcz ojcowsko srogi. – Musisz z tym skończyć. Wiem, że lubisz tę dziewczynę, ale to co się dzisiaj wydarzyło, to co mogło się wydarzyć. – Nabrał powietrza w płuca. –  Powinno ci to dać do myślenia. Musisz zerwać tę znajomość. Raz na zawsze.

Choć starał się nie wypowiedzieć jej imienia, wiedziałem, że chodziło mu o Mirę.

– Wiem, że jesteś młody i szukasz doznań, a to, co ona ci oferuje, pozwala ci się oderwać od rzeczywistości. Być może od bardzo dawna poczułeś się naprawdę szczęśliwy i uważasz, że to jej zasługa, ale ta znajomość zaprowadzi cię nie gdzie indziej jak dwa piętra wyżej do sali rozpraw, a tam bez mrugnięcia okiem skażą cię na śmierć jak Aleca i Abigail. Jesteś w stanie zrobić to lepiej, a ta dziewczyna nie jest tego warta.

Wysłuchałem go, lecz nie potrafiłem znaleźć słów, by odpowiedzieć na jego zarzuty. Byłem zmęczony. Zły. Wściekły. Miałem mętlik w głowie. Zbyt wiele się dziś wydarzyło. Nie rozstrzygałem w myślach, czy kuzyn miał rację, co do Miry, czy też nie. Doceniałem jednak jego troskę. Cam zawsze stał po mojej stronie.

Kuzyn szybko zrozumiał, że nie odpowiem mu nic na te słowa. Nie oczekiwał deklaracji z mojej strony. Zostawił jednak echo w mojej głowie, cień myśli, kiełkujący zalążek, który nie dawał mi spokoju. 

Ruszyliśmy w stronę ogromnych, metalowych drzwi na końcu korytarza, gdzie czekał na nas pewien znajomy staruszek. Daw. Pamiętałem go. Podczas uroczystości z okazji pięćdziesięcioletnia powstania Centrali, on próbował powstrzymać mnie przed wtargnięciem do szatni zawodników i zbesztaniem Camerona za podjęcie się pracy w tym miejscu. Dziś byłem wdzięczny za poświęcenie kuzyna, bo właśnie dzięki niemu wiele rzeczy potoczyło się w inny, właściwy sposób.

Staruszek otworzył zamek i wpuścił nas do piwnicy. Mroczny korytarz rozbłysnął rażącymi świetlówkami, ujawniając prawdziwe przeznaczenie tego miejsca. Za metalowymi prętami klatek znajdowały się dzikie zwierzęta. Bliżej nieokreślone potworny i szkaradne stworzenia. Przeraźliwy ryk rozdarł przestrzeń, wywołując u mnie potworny ból głowy i mroczki przed oczami. Nasza obecność wzbudzała w nich niepokój, a może tylko... moja.

– Nie bój się – odezwał się do mnie Cam, widząc moje wahanie. – One nic ci nie zrobią.

Uśmiechnąłem się niemrawo. Podszedłem do pierwszej z brzegu klatki, gdzie za metalowymi prętami dojrzałem stworzenie o błyszczących błękitem oczach w skąpanym w mroku kącie. Z jego dzioba o barwie szlachetnego obsydianu buchały błękitne iskry, które miały dać mi do zrozumienia, że nie powinienem się zbliżać. Cofnąłem się o krok.

– Zarządca karze je nazywać „bestiami z Moru", ale spokojnie nie są takie groźne jak się wydaje – powiedział staruszek.

Ten kot nie wyglądał jakby pochodził z pozbawionego życia Moru, do którego podobno nigdy nie dochodziły promienie słoneczne.

W blasku żywiołu. Błyskawica ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz