ROZDZIAŁ 30 cz.1

94 11 2
                                    

MIRA

– Em? Będziemy się już zbierać. – Zane wkroczył z powrotem do kuchni, zastając nas dwie w kompletnej ciszy. – Znalazłaś może tę suszarkę?

Wpatrywałam się tępo w pustą filiżankę przed sobą, nie pierwszy raz gubiąc się we własnych myślach. Nie zorientowałam się, kiedy wspomniana wcześniej suszarka wylądowała przede mną na blacie stołu. Wciąż zamyślona wzięłam urządzenie, włożyłam wtyczkę do kontaktu i zajęłam się osuszaniem swoich włosów. 

W mojej głowie panowała jednak kompletna pustka.

– Chciałam prosić was o przysługę – powiedziała Em niespodziewanie. – Potrzebuję paru rzeczy z miejskiego targu. Dostałam cynk, że dziś ma pojawić się w mieście kupiec z Seveir a ja, jakby to delikatnie ująć, nie mogę osobiście nic u niego nabyć.

Byłam ostatnio u lekarza. Nie miał dla mnie dobrych informacji. Choroba postępowała w niebezpiecznym tempie i nic nie dało się na to poradzić. Lekarstwa nie pomagały. Potrzebowałam specjalistycznej operacji. Miałam zgłosić się do szpitala, ale sama nie wiem...

Nie byłam gotowa. Bałam się. Tak. Nie wiedziałam, co robić. Każdego dnia nawiedzały mnie mroczne myśli, które nie pomagały mi podjąć racjonalnej decyzji.

– Zajmę się tym – odparł Zane pewnie. – Znajdziesz dla niej proszę jakieś buty?

Szliśmy gdzieś, tak? Skoncentrowałam rozpierzchnięte myśli wokół ich rozmowy, z której nie umiałam zbyt wiele wywnioskować.

Dostałam parę znoszonych trampek, które tylko dzięki bandażom owiniętym wokół stóp pasowały na mnie idealnie. Ubrałam długi płaszcz i wzięłam swoją torebkę. Moja głowa chybotała się na boki, a stopy stawiały chwiejne kroki brnące nikle naprzód. Zane podziękował Em za przenocowanie nas i obiecał niedługo się odezwać w sprawie towaru z targu.

Znaleźliśmy się niebawem z Zane'em przed budynkiem. Jak? Nie pamiętałam, kiedy ubrałam się i zeszłam po schodach. Mój rozbiegany wzrok mknął wolno po chodniku i asfalcie ulicy wraz z cienką warstwą wody, która mknęła po ich powierzchni w dół wzgórza. W powietrzu unosił się charakterystyczny wilgotny zapach deszczu. Chmury rozrzedzały się, ozdabiając krajobraz zimowego miasta błękitem nieba.

– Nie musisz ze mną iść – powiedział niespodziewanie Zane, po czym wskazał palcem przystanek po drugiej stronie ulicy. – Autobus odjeżdża stamtąd. Możesz śmiało wracać już do szkoły.

– Czemu? Nie mogę z tobą iść? – spytałam.

– Możesz robić, co chcesz. – odparł niewzruszenie.

Dziwnie to zabrzmiało. Jakby się na mnie gniewał. Tylko za co?

– Coś się stało? – spytałam bezpośrednio. – Jesteś na mnie zły?

Zane zamierzał coś odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnował z konfrontacji. Odwrócił się do mnie plecami, po czym ruszył w dół ulicy energicznym krokiem. Nie rozumiałam jego zachowania, ale też nie chciałam odpuszczać okazji do kolejnej, wspólnej przygody, tym razem na miejskim targu. Brakowało mi tego, bo jego świat odciągał moją uwagę od problemów dnia codziennego. Od choroby, z którą nie potrafiłam walczyć. Podążyłam więc jego śladem, tak jak zawsze, by w jego obecności znaleźć ratunek dla siebie samej.

Szliśmy w kierunku zatoki Puget w samym centrum miasta. To właśnie tam znajdował się najsłynniejszy targ rolny w mieście – Pike Place Market. Zimne powietrzne nieco mnie orzeźwiło, a myśli powróciły na właściwy tor. Bynajmniej bardzo się starałam, aby tak było.

W blasku żywiołu. Błyskawica ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz