ROZDZIAŁ 29

172 14 7
                                    

MIRA

To była szalona noc, a ja nie żałowałam niczego, nawet jeśli teraz kosztowało mnie sporo energii, by wrócić do siebie. Sięgnęłam po telefon. Była chyba siódma. Głowa rozbolała mnie od intensywnego światła wyświetlacza. Napiłam się wody i przekręciłam się na lewy bok, w stronę ściany.

Dopiero koło południa poczułam się nieco lepiej. Usiadłam na łóżku. Spojrzałam na swoje obandażowane stopy, brązowe plamy na pościeli i wykładzinie. Podniosłam się na nogi. Skóra pod materiałem pulsowała boleśnie. Pewnie zdarłam skórę na stopach przez te złote szpilki. Od samego początku wydawały mi się za małe, ale nie narzekałam. Robiły dobre wrażenie, więc było warto teraz cierpieć.

Świat wirował mi przed oczami, lecz jakimś cudem udało mi się podejść do okna.

Gdzie ja byłam? Czy to wciąż Seattle? Co to było za mieszkanie? Nic nie pamiętałam. To znaczy pamiętałam tyle, że byłam na imprezie i dobrze się bawiłam ze znajomymi. Uśmiechnęłam się do siebie. Ciekawe jaki przystojniak mnie tu zabrał? Zupełnie nie pamiętałam z kim tu przyszłam. Otworzyłam drzwi i ruszyłam wolnym krokiem przez mieszkanie.

Dawno nie widziałam tak obrzydliwego wnętrza aż dziwne, że nie zebrało mi się od razu na wymioty. Zaniedbane i zwyczajnie brudne. Czy właściciel mieszkania nie wiedział, czym były podstawowe środki czyszczące? Gołym okiem dostrzegłam pleśń pod sufitem, czy grube warstwy kurzu kłębiące się na starych meblach. Kto mógł żyć w tak opłakanych warunkach?

– Halo? Jest tu ktoś? – zawołałam, ale nikt mi nie odpowiedział.

To miejsce wzbudzało we mnie dziwne uczucia – niezrozumiały strach, jak gdybym znalazła się właśnie w środku horroru. Przystanęłam przy starej szafie z niedomkniętymi drzwiczkami. Czułam, jak głos z tyłu głowy podpowiadał mi, bym nie zbliżała się, bo w środku mógł czaić się na mnie jakiś potwór.

– Jesteś głupia – zaśmiałam się cicho do siebie, lecz i tak nie odważyłam się zbliżyć do starego mebla.

Doszłam do końca salonu, gdzie znalazłam wyjście na korytarz. Bezpośrednio naprzeciwko znajdowała się kuchnia. Widziałam niewyraźnie czyjąś sylwetkę. Przetarłam opuchnięte oczy. Intensywny zapach unosił się w powietrzu. Zakręciło mi się w głowie. Doszły mnie szmery skwierczącego oleju na patelni. Stanęłam w progu, trzymając się za brzuch.

– Jesteś głodna?

Chłopak stał przy gazowej kuchence. Trzymał w jednej ręce ceramiczny talerz, na który nakładał widelcem z rozgrzanej patelni drożdżowe placki. Co to był za smród? Natychmiast rozpoznałam duszący aromat cynamonu, który zwykle uwielbiałam dodawać do mojej porannej kawy, ale teraz był on dla mnie nie do zniesienia.

– Zane, ja chyba zaraz zwymiotuję.

Myślałam, że nie wytrzymam. Wybiegłam z pomieszczenia, słysząc tylko w oddali jak do mnie wołał, że po lewej znajdowała się łazienka. Całe szczęście zdążyłam. Pochyliłam się nad toaletą, opróżniając treść żołądka.

Przemyłam twarz zimną wodą w pożółkłym zlewie. Wyprostowałam się. We fragmencie rozbitego lustra przed sobą dostrzegłam przerażający widok samej siebie. Moje przekrwione ze zmęczenia oczy ciężko sunęły po całej twarzy, od przetłuszczonych włosów, przez opuchliznę, aż po szarawą cerę. Boże, wyglądałam strasznie.

– Jak się czujesz? – Zane stał w drzwiach, trzymając stertę rzeczy w rękach. – Przyniosłem ci ręcznik, ubrania do przebrania i kosmetyki, gdybyś chciała się odświeżyć.

Przejechałam dłonią po mokrej twarzy i odgarnęłam umęczone włosy. Powinnam się ogarnąć. Dobrze, że on pomyślał o wszystkim. Wzięłam od niego rzeczy, unikając z całych sił jego oceniającego spojrzenia. Chłopak tylko głośno westchnął, po czym zamknął za sobą drzwi, zostawiając mnie samą.

W blasku żywiołu. Błyskawica ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz