ROZDZIAŁ 26. cz. 2

152 16 19
                                    

MIRA

Do ostatniej sekundy nikt nie znał naszego pomysłu na choreografię. To miała być nie tylko niespodzianka, ale największy i najwspanialszy pokaz umiejętności tanecznych, jakie ta szkoła kiedykolwiek widziała.

Ze Scottem wiedzieliśmy, że każdy, kto potrafił dobrze tańczyć, postawi na siebie i zrobi wszystko, by wystąpić w teatrze, a co za tym szło nie będzie go interesował nasz projekt. Szukaliśmy więc chętnych o jakichkolwiek predyspozycjach. Każdy, kto chciał z nami zatańczyć, był na wagę złota. Zaczęliśmy nasze poszukiwania wśród kluczowych grup uczniów, a były nimi czirliderki, geje oraz pierwszoklasiści. Niektórych mógł dziwić nasz wybór, ale dla nas był on dość oczywisty.

Dziewczyny z zespołu nigdy nie były profesjonalnymi tancerkami, ale ładnie wyglądały i umiały się ruszać. To działało w dwie strony. One widziały w naszych treningach darmowy kurs profesjonalnego tańca, same przynosiły szpilki, a także chętnie uczyły się wszelkich akrobacji. W dodatku wiele z nich lubiło robić szum wokół siebie, co miało jedną, ważną zaletę – były żywymi bilbordami reklamowymi. Było to szczególnie ważne przy zdobywaniu zainteresowania odbiorców. W końcu po coś to robiliśmy. Chcieliśmy być wysłuchani. Czirliderki rozumiały to jak nikt inny.

Chłopacy, artyści a w dodatku geje, to była dopiero ciekawa grupa, swoją drogą moja ulubiona. Ich otwartość i pomysłowość wnosiły w nasz projekt mnóstwo energii. W dodatku byli wszechstronni. Dla tych, którzy nie odnajdywali się na scenie, zawsze mieliśmy przygotowane miejsce u boku Tiffany, naszego człowieka od kostiumów i makijażu.

– Co ja bym zrobiła bez moich chłopaków? Tylko wyobraź sobie przygotować tak duży zespół w jednoosobowej ekipie. To byłaby misja nie do wykonania. Dobrze, że o mnie pomyślałaś i mi ich przydzieliłaś – powiedziała mi na osobności przyjaciółka.

Co zabawne, oni również przynosili na treningi szpilki, choć nikt nigdy nie mówił, że będziemy ich potrzebować.

Pierwszoklasiści natomiast zainteresowali się naszym projektem tak sami z siebie. No, nie do końca. Stała za tym jedna dziewczyna. Poznałam ją na naszych małych zawodach tanecznych w salonie internatu, podczas których przypominam, wielokrotnie zajęłam pierwsze miejsce. 

Iv ogarniała wszystkich. Od samego początku czułyśmy podobną energię, a co za tym idzie zrozumienie i wzajemne wsparcie. Dziewczyna potrafiła zmotywować rówieśników, a powtarzała im w kółko: „Nikt nigdy nie daje pierwszakom szansy, a Mira nam ją dała. To jest nasze pięć minut, które wykorzystamy najlepiej jak potrafimy, albo na koleją szansę poczekamy do końca liceum". Nie wpadłabym na tak genialny argument sama. Iv była na tyle zdeterminowana i zaangażowana, że w przeciągu tygodnia od kiedy zaczęliśmy nasze intensywne treningi, przefarbowała włosy na krwistoczerwony kolor i nie odstępowała mnie na krok. Czułam się dziwnie z jej małą obsesją na moim punkcie, ale starałam się zwyczajnie ignorować wiele sytuacji dla dobra zespołu. Całe szczęście była nieszkodliwa. Potrzebowała atencji, ale była lojalna.

Podsumowując krótko, zaangażowaliśmy ponad pięćdziesiąt osób. To był nie lada wyczyn. Po prostu coś nie do uwierzenia. Nie sądziłam, że nam się to uda, ale tak się stało. Kolejne tygodnie płynęły w zawrotnym tempie pod znakiem niekończących się debat na temat układu choreograficznego oraz katorżniczych treningów.

Wróćmy jednak na moment do Scotta, bo parę kwestii należy w tym momencie naprostować. 

Do tej pory czułam, że to on piął mnie w górę, namawiał mnie na różne, wspólne projekty i jego pozytywny wpływ, brak przymusu i oczywiście otwartość pomogła mi na nowo zakochać się w tańcu, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. Jednak od kiedy zostaliśmy wyróżnieni przez Hawortha i zajęliśmy się występem na „Przegląd Talentów", to ja przejęłam rolę lidera. Nieumyślnie. I co ważne, Scottowi to nie przeszkadzało.

W blasku żywiołu. Błyskawica ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz