ROZDZIAŁ 1

1.1K 82 129
                                    

Trzy lata później...

MIRA

Na lotnisku nikt na mnie nie czekał. Ludzie przepychali się wokół, w poszukiwaniu bliskich im osób. Stanęłam z boku ze swoją torbą przewieszoną przez ramię. Sama. W nieznanym mi miejscu. Chociaż raz miałam nadzieję, że on mnie nie zawiedzie.

Ulewa. Może na pustyni zaskoczyłoby mnie to, ale nie w Seattle, gdzie przez prawie połowę roku padał deszcz. W moim brzuchu kotłował się strach, a głowę zadręczały myśli. To nie będzie przyjemna wycieczka na parę dni, ani miłe spotkanie po latach. Nie byłam gotowa. Chciałam już wracać.

Zrobiłam kilka kroków w stronę tablicy lotów. Atlanta. Lot za trzy godziny. Pewnie nad ranem byłabym z powrotem w swoim domu. W swoim pokoju. Nie czekałby tam na mnie nikt. To nieważne. Nie znalazłabym tam ani jednej mojej rzeczy, bo wszystkie zostały już przewiezione tutaj. To naprawdę nie miało znaczenia.

Ja po prostu nie chciałam tu być.

Było mi po prostu smutno. Wiedziałam, że musiałam pogodzić się z niezależnymi ode mnie decyzjami i ironicznie uznać ten okropny moment za swój nowy początek, ale było to dla mnie zwyczajnie trudne.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni i napisałam wiadomość do mojej przyjaciółki Nico i do mamy: „Jestem na miejscu".

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź od Nico, która nigdy nie rozstawała się ze swoim telefonem na dłużej niż pięć minut.

I jak tam jest?"

Westchnęłam głęboko, po czym wystukałam na ekranie odpowiedź.

Nie tak jak u nas".

Nim zdołałam odwrócić wzrok od ekranu, dostałam już kolejną wiadomość.

Przestań. Właśnie sprawdziłam w Internecie, że jest tam ładnie".

Uśmiechnęłam się do ekranu telefonu, który znów zawibrował w mojej dłoni. Przeczytałam następnego smsa.

„Jak tam tatuś?".

Prowokowała mnie. Już mi brakowało tego znajomego docinania sobie. Tylko Nico wiedziała, że spotkania z nim obawiałam się najbardziej w świecie. Nie widzieliśmy się od tak dawna. Kogo spotkam? Kim okaże się ten potwór, który porzucił mnie w dzieciństwie? Odpisałam jej natychmiast.

„Liczę, że spanie na lotnisku okaże się mniej kosztowne niż uszczerbek na mojej psychice".

W tej samej chwili coś musnęło lekko moje ramię. Podniosłam wzrok znad ekranu telefonu i ujrzałam jego. Właśnie jego. Trzymał delikatnie opuszki palców na materiale mojej bluzy. Niewyczuwalny dotyk. Znajomego i nieznajomego jednocześnie.

– Przepraszam za spóźnienie – powiedział z uśmiechem, zabierając od razu rękę. – Długo na mnie czekasz?

Mój ojciec. To naprawdę on? Czułam jak całe moje ciało dygotało w środku z nerwów. Nie byłam w stanie wydusić z siebie chociaż słowa. Walczyłam ze sobą, by przy pierwszym odruchu nie skrzywić się z pogardą. Potrzebowałam chwili, by się uspokoić.

– Co? Nie – odparłam w końcu ze spokojem w głosie, za co byłam sobie bardzo wdzięczna.

– To twoja torba?

– Tak, moja.

Ojciec wziął mój bagaż i zaprowadził mnie na zewnątrz, gdzie czekała taksówka.

Wciąż lekko kropiło, gdy zmierzaliśmy drogą szybkiego ruchu do centrum miasta, nie rozmawiając ze sobą przez cały ten czas. Ja patrzyłam przez okno, wpierw na wodę w oddali, a później na wysokie budynki ze szkła i z charakterystycznej, czerwonej cegły, których było całkiem sporo w Seattle. Mijaliśmy urokliwe małe kawiarenki oraz gigantyczne siedziby firm. Obserwowałam zabieganych ludzi ze smartfonami przyklejonymi do policzków i z papierowymi kubkami w dłoniach, w których mieli nadzieję znaleźć wciąż kilka kropel kawy. Na marne.

W blasku żywiołu. Błyskawica ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz