38. Poe Dameron

116 12 9
                                    

Kilkanaście minut wcześniej...

Poe żałował, że zgodził się zostać na statku. Wiedział, że jego rola była ważna, gdyby mieli się ewakuować, ale jeśli plan poszedłby po ich myśli, Dameron był zupełnie niepotrzebny. Jego zadanie polegało na tym, aby zapewnić im szybką i bezpieczną ucieczkę.

- Wykazałbym się w sercu akcji – rzucił. Kręcił na palcu wskazującym blasterem, po czym złapał go i wycelował przed siebie, czyli w sufit. Mężczyzna wylegiwał się na rozłożonym fotelu przy konsoli działek. – Jeden zestrzelony, drugi zestrzelony, trzeci robi unik... Ha, zestrzelony. Nie mieliby ze mną szans.

Dameron obrócił się na bok i jęknął z bólu, gdy oparcie na ręce wbiło mu się między żebra. Mężczyzna uniósł się na ramieniu i odłożył broń na wolną półkę przy szybie. Wtedy też zobaczył ruch w doku. Śluza prowadząca na okręt właśnie się zamykała.

- Cholera, chyba coś przegapiłem. – Poe usiadł w normalnej pozycji i ostrożnie wyprostował się, aby objąć wzrokiem większą powierzchnię pomieszczenia. Środkiem hali szedł rycerz Ren w pełnym rynsztunku. Zamiast mieczy świetlnych przy spodniach miał blastery. Widząc to, Dameron od razu sięgnął po swojego, którego chwilę wcześniej odstawił i przypiął go do paska.

Poe podążał wzrokiem za zbłąkanym wędrowcem, dbając o to, aby w razie czego, móc odskoczyć od okna i uchronić się przed wykryciem. Musiał mieć na uwadze przyspawany do podłogi fotel, aby na niego przypadkiem nie wpaść. Kabina dla strzelców miała tę zaletę, że zapewniała widok na pełną panoramę hangaru. Obrotowe działa dawały również gwarancję swobodnej manipulacji, w każdym kierunku. Na przykład Dameron byłby w stanie wycelować bez większych trudności w tak mały cel, jak głupi rycerzyk w głupim hełmiku.

- Nie mogę tego zrobić – mruknął do siebie. Ale pozbyłby się jednego problemu. – I sprowadziłbym większy. Gość ewidentnie musiał mieć jakiś powód, aby tutaj przyjść.

Jak na zawołanie po drugiej stronie doku, przez pole energetyczne odcinające okręt od próżni kosmicznej zaczął przelatywać statek. Dameron schylił się tak, że oczy wystawił lekko ponad krawędź okna. Jego przyspieszony oddech sprawiał, że zaparowywała przed nim szyba.

- Cholera, cholera, cholera. – Poe patrzył, jak Ren chwycił swoje dwa blastery i je odbezpieczył. Klapa statku rycerzy zaczęła się opuszczać. Gdy była dostatecznie obniżona wskoczył na nią. Gdy zniknął z oczu Dameronowi, ten przeszedł na czworaka do drabiny i zsunął się na niej do kokpitu. Podszedł na palcach do konsoli i sprawdził jedną diodkę. Świeciła się, co oznaczało, że wejście do jego statku był niedomknięty. – Cholera.

Poe przemknął do rampy i położył się na podłodze. Wyjrzał przez szparę, która wychodziła dokładnie na statek rycerzy. Nikogo nie widział. Korzystając z okazji, szybko przełożył wajchę i zabezpieczył dokładnie właz. Mechanizm wydał przy tym kilka głośniejszych brzdęknięć, które przyprawiały mężczyznę o zawał. Błagał, aby tylko on je usłyszał.

Następnie Dameron wrócił biegiem do kokpitu i dopadł do szyby. Wychylił się ostrożnie i z ulgą przekonał się, że nikogo jeszcze nie było na zewnątrz.

Poe złapał się za pierś.

- Jestem za stary na taki stres – westchnął. Czuł, że serce powoli zaczęło zwalniać.

Na jego nieszczęście widok kilku, jednak kilkunastu, rycerzy schodzących po rampie na nowo sprawił, że serce mężczyzny zapragnęło wyskoczyć mu gardłem. Poe dałby sobie rękę uciąć, że pamiętał, gdy Kylo zapewniał ich o liczbie Renów, która była bliższa zera, niż dwudziestki.

✔ I Can't Lose You // Reylo // Gingerpilot // Star WarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz