Hux trzymał zaciśniętą dłoń na ramieniu Damerona i ciągnął go krętymi korytarzami. Mężczyzny nie interesowało, co mogli myśleć sobie jego żołnierze, gdy prowadził jednego z nich prosto do sektora niedostępnego dla przeciętnych pracowników. Natłok myśli buzujący mu w głowie uniemożliwiał trzeźwe myślenie. Ciągle zastanawiał się co powinien zrobić. Miał tak wiele rzeczy do zrobienia. Przyłożył rękę do przycisku w windzie odpowiadającego piętru, na którym znajdowały się sale więzienne. Po krótkim zastanowieniu jego ręka powędrowała wyżej. Ku zaskoczeniu Damerona winda nie ruszyła w dół.
Gdy drzwi się rozchyliły, za nimi ukazał się korytarz jak wszystkie inne. Szary metalowy i ciemny. Hux ponaglił niepewnie podążającego za nim Poe. W końcu pilot zatrzymał się i zdjął z głowy hełm szturmowca.
- Gdzie ty mnie w zasadzie prowadzisz? - zadał pytanie. Hux nie odpowiedział i prowadził mężczyznę dalej. - Teraz jesteś milczący, co? Dobra, nie mam z tym problemu. Lubię spokój.
- Ucisz się - przerwał mu i znów pociągnął za sobą. Hux skierował się do srebrnych drzwi. To nie jest dobry pomysł, pomyślał przykładając swoją kartę do czytnika. Mówił sobie, że musi odłożyć na bok niepewność i zająć się poważnymi sprawami. Popchnął Damerona, który wpadł przed nim do ciemnego pokoju. Wchodzący za nim Hux przełączył włącznik światła.
Stojący przed nim Poe zmarszczył czoło i odwrócił głowę w kierunku generała. Wyraz twarzy pilota wyrażał więcej, niż Hux chciał widzieć. W jednej chwili pożałował, że go tam zaprowadził. Próbując zachować powagę minął go i zatrzymał się przy masywnym stole ustawionym na samym środku pokoju. Włączył komputer i po sekundzie wielkie ekrany rozbłysnęły. W myślach błagał, by Dameron darował sobie zgryźliwe uwagi do ich obecnego otoczenia.
- Co do cholery - parsknął zdezorientowany pilot. Hux zaczął odliczać do dziesięciu. Co ja najlepszego zrobiłem, pomyślał. - Wszystkich więźniów prowadzisz do swojej sypialni?
- Milcz i daj mi pracować - rzucił w odpowiedzi mężczyzna przeklinając w duchu swoją decyzję.
Ku zdziwieniu Huxa, Poe posłuchał i nie zaszczycił go komentarzem. Mężczyzna rozglądał się po pokoju z pewnego rodzaju fascynacją. Wprawdzie jego oględziny nie trwały długo, ponieważ jedynymi ozdobami w pomieszczeniu było łóżko, długi blat, przy którym aktualnie Hux udawał, że robi coś niezaprzeczalnie ważnego i rozsunięte do połowy lustrzane drzwi. Za nimi Dameron zauważył zawieszone czarne płaszcze i ułożone na półkach koszule. Pilot przeszedł kawałek dalej i stanął przy wielkim łóżku. Po krótkim zastanowieniu usiadł na jego rogu. Odłożył hełm na podłogę i podniósł głowę na odwróconego do niego plecami Huxa.
- Coś nie tak? - powiedział generał. W pierwszym momencie Poe pomyślał, że tamten musiał wyczuć jego spojrzenie. Jednak wzrok pilota powędrowało na lustrzane drzwi. W ich odbiciu Dameron dostrzegł wpatrzone w niego wrogo oczy Huxa. Nie dostając odpowiedzi od mężczyzny, rudowłosy odwrócił się i oparł o stół. Przejechał rękami zagięty materiał płaszcza. Poczuł pod nim twardy przedmiot. Włożył dłoń do kieszeni i wyjął z niej komunikator. Posłał jeszcze przelotne spojrzenie Dameronowi, który z otwartymi szeroko oczami patrzył na urządzenie i ponownie nachylił się nad konsolą.
- Hej, bądź człowiekiem - powiedział Poe. - Nie musisz nasyłać na nich żołnierzy. Jeśli chcesz mogę cię zapewnić, że nie planują żadnego ataku. Nie musisz się ich obawiać.
Hux, drżącą ręką, podłączył komunikator do komputera, trochę trwało nim na ekranach pojawiły się odkodowane współrzędne. Upewniając się, że zapisał je na dysku, wdusił kilka przycisków na klawiaturze.
- Nie bądź śmieszny - rzucił przez ramię Hux i odłączył urządzenie. - Po pierwsze nikogo się nie obawiam, a po drugie wiem, że są za słabi na zaatakowanie nas.
CZYTASZ
✔ I Can't Lose You // Reylo // Gingerpilot // Star Wars
Science FictionNic nie będzie takie jak wcześniej. Czas podjąć decyzje, które mogą przesądzić o losie galaktyki. Co, jeśli nie ma czegoś takiego jak dobro i zło? Najwyższa pora odkryć samego siebie, więc próbuj iść dalej, tylko pamiętaj, czyny zawsze mają swoje ko...