- Jestem uosobieniem pewności siebie. Emanuję niepodważalną siłą. Nie znam bardziej odważnej osoby. O tak, sam przed sobą czuję respekt - mówił Hux idąc chodnikiem obok ruchliwej ulicy. W tamtym momencie nie obchodziły go pytające spojrzenia ludzi, których mijał na swojej drodze.
- Jestem cholernie pewny siebie - powtarzał w kółko. W końcu prawdopodobnie w to uwierzył. Z uniesioną głową szedł przed siebie. Na horyzoncie widział już dom, w którym usadził swojego ojca. - Jestem tak dobry, że kupiłem mu cholerną willę - parsknął.
- Idiota powinien się przede mną płaszczyć! - Sam zaskoczył się, że powiedział to tak głośno. Bawiące się po drugiej stronie ulicy dzieci o jasno niebieskim odcieniu skóry patrzyły na niego z rozbawieniem. Hux spojrzał na nie z pogardą, ten wyraz twarzy trenował na spotkanie z ojcem.
Dzieci wzruszyły ramionami i powiedziały coś, czego mężczyzna nie dosłyszał. Po chwili wybuchnęły głośnym śmiechem, który sprawił, że pewność siebie, którą Hux wpychał do swojej głowy od kilku godzin, uleciała w sekundę.
Dalszy spacer pod furtkę prowadzącą na posesję domu Brendola Huxa, upłynął na nieskutecznych i żałosnych próbach przekonania samego siebie o własnej wartości. Problem polegał na tym, że im bliżej spotkania z ojcem, tym mocnej uświadamiał sobie, że to jest niemożliwe. Przynajmniej w jego obecności.
Hux zatrzymał się. Był na miejscu. Wystarczyło jedynie nacisnąć dzwonek. Krótki ruch, jedno uniesienie ręki. Jednak dla mężczyzny było to wyzwanie godne samodzielnemu pokonaniu Ruchu Oporu. Szczególnie w momencie, gdy jego chęci na dokonanie tego zaczynały maleć.
- Przecież to ja dowodzę. Przejąłem kontrolę - mruczał pod nosem Hux. W końcu dał znać o swoim przybyciu wduszając guzik przy furtce. - Ja się wspiąłem na sam szczyt, kiedy on nigdy nie był nawet blisko. To ja zasługuję na szacunek.
- Też tak uważam - Hux podskoczył. Nie zdawał sobie sprawy, że Brendol przypatruje mu się stojąc w otwartych drzwiach. Pytanie brzmiało, jak wiele z jego monologu udało mu się podsłuchać. - Wejdziesz, czy wolisz porozmawiać na zewnątrz? - zapytał z przekąsem.
Przechodząc prze furtkę Hux dodał przed sobą, że wolałby tę drugą opcję. Im więcej świadków, tym mniejszy był jego niepokój.
Brendol wpuścił go do długiego i obszernego korytarza. Wszystkie ściany obwieszone były wielkimi obrazami w wyglądających na drogie ramach. Na podłodze leżał czerwony dywan ze złotymi elementami. Armitage miał wrażenie jakby znalazł się w muzeum. W takim plenerze jeszcze nigdy nie został poniżony. Kiedyś musiał być ten pierwszy raz.
- Napijesz się czegoś? - zapytał Brendol prowadząc syna do salonu. Hux szedł za nim oddychając szybko. Przez myśli przewijały mu się wszystkie możliwe opcje. Obawiał się, że nieważne czego by nie wybrał, jego ojciec i tak znalazłby sposób, by uznać to za obrazę.
- Nie dzięki - odparł krótko żałując od razu swoich słów. Może powinien poprosić chociaż o wodę?
- To daj mi chwilę, żebym przygotował sobie szklankę whisky - powiedział Brendol. Hux skinął głową i usiadł na kanapie, gdy jego ojciec zniknął za ścianą. Przy swojej nodze odłożył torbę, którą miał cały czas przewieszoną przez ramię. Mężczyzna spojrzał na przesuwające się powoli wskazówki zegara. Pośpiesznie wyjął swój komunikator. Nie miał żadnych wiadomości.
Hux poprawił się na kanapie po raz setny. Nieobecność ojca przekraczała zwyczajne nalanie sobie whisky. Mężczyzna pokręcił głową z irytacją. Czego się spodziewał? Myślał, że Brendol okaże mu chociaż krztę szacunku? Odpowiedź była jedna; Nigdy w życiu!
CZYTASZ
✔ I Can't Lose You // Reylo // Gingerpilot // Star Wars
Science FictionNic nie będzie takie jak wcześniej. Czas podjąć decyzje, które mogą przesądzić o losie galaktyki. Co, jeśli nie ma czegoś takiego jak dobro i zło? Najwyższa pora odkryć samego siebie, więc próbuj iść dalej, tylko pamiętaj, czyny zawsze mają swoje ko...