27. Armitage Hux

168 15 13
                                    

Armitage nie pamiętał dokładnego momentu wyciągnięcia go z myśliwca TIE. Jak przez mgłę kojarzył natomiast ból, towarzyszący mu przy każdym dotyku jego ciała. Nie wiedział, kto go uratował. Nie potrafił określić upływu czasu. Co chwilę odzyskiwał i tracił przytomność. Gdzieś w oddali słyszał głosy.

Rycerze Ren wrócili. Zabrali go z powrotem na swój statek, aby dokończyć jego tortury. Widział, jak unoszą wiadro z wodą, którym mieli go oblać, żeby zaraz potem przystawić mu do brzucha kabel pod napięciem. Hux błagał, aby tego nie robili. Nie przeżyłby kolejnego razu. Tej jednej rzeczy był pewien.

Poczuł zimno. Był już mokry. Teraz chwycili go pod ramiona i unieśli, sprawiając mu ból. Armitage prosił, żeby darowali mu życie. Bał się śmierci. Nie chciał umierać. Nie mógł, nie tak wcześnie.

***

Poe przechadzał się po głównym hangarze północnej bazy. On i inni piloci sprawdzili stan transportowców. Leia miała rację. To miejsce było doskonale wyposażone. Każdy statek nadawał się do natychmiastowego użytku. Przy odrobinie szczęścia, opuszczą Scipio bez ani jednego zadraśnięcia. Przynajmniej to było dobrą prognozą.

Mężczyzna szacował w głowie prawdopodobny czas dołączenia do nich załogi Chewiego. W tej kwestii pojawiała się już pierwsza, a właściwie kolejna, niewesoła obserwacja. Według jego obliczeń, powinni dotrzeć kwadrans temu. Mogli oczywiście zetknąć się z oporem Kylo Rena, ale Rey na tyle pewnie mówiła, że zadba, aby do tego nie doszło, że ciężko mu było w to uwierzyć.

Jeśli wystąpił u nich jakiś problem, Dameron nie mógł wymyślić, jaki. Silnik, zapas paliwa, płozy, to wszystko zostało sprawdzone przez Chewiego przed wyruszeniem w drogę. Zgubienie się, albo stracenie orientacji w terenie przez Chewbaccę wydawało się równie nieprawdopodobne. Po prostu nie istniało wyjaśnienie ich opóźnienia.

- Denerwujesz się. – Porucznik Connix dołączyła do niego. – Zawsze tak wędrujesz, gdy coś cię niepokoi.

- Mamy opóźnienie.

- Wiem. Na bieżąco monitorujemy czas z panią generał.

- Może powinienem pojechać na zwiad. Wyjadę im naprzeciw i doprowadzę tutaj.

- Nie. Nikt nie opuszcza już bazy. Czekamy na nich i odlatujemy. Jeśli nie pojawią się w przeciągu kolejnego kwadransa, włączymy radio i spróbujemy się z nimi skontaktować.

- Rozumiem. – Mężczyzna złapał się na tym, że obgryzał skórę dookoła paznokcia. – Mimo to, mógłbym pojechać.

- Nie. To rozkaz, Poe. Zostajesz na miejscu.

- Ale do bramy mogę podejść, prawda, pani porucznik?

- Tak.

Dameron uśmiechnął się wymuszenie i bez dalszych słów odszedł od Connix. Zatrzymał się dopiero na ostatnim nieokrytym śniegiem kawałkiem podłogi w hangarze tuż przy wrotach prowadzących na zewnątrz. Były już maksymalnie otwarte, aby transportowce mogły przez nie wylecieć.

Mężczyzna rozejrzał się za czymś, na czym dałoby się usiąść. Niedaleko stała mała skrzyneczka.

- Lepsze to niż nic – rzucił cicho i wrócił z nią bliżej bramy. Już miał ją ustawić, gdy kątem oka dostrzegł ruch na śniegu. Od razu podniósł wzrok. – Jadą!

Po jego okrzyku po hangarze przebiegł radosny szmer, przynajmniej na taki zabrzmiał w uszach Damerona, który walczył z chęcią skakania ze szczęścia. Mężczyzna usunął się na bok, aby nie stać na drodze pojazdu, który do hangaru wjechał dopiero po czterech minutach.

✔ I Can't Lose You // Reylo // Gingerpilot // Star WarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz