Część 4

2.5K 95 21
                                    

- Co robisz? — Warknął w moją stronę.

- Przytulam cię. — Wzruszyłam ramionami. - Chyba mam do tego prawo.

- Kochanie!? kim jest ta dziewczyna? — Powiedziała, a raczej pisnęła blond włosa.

Zaraz, zaraz. Kochanie?

- Connor? Jakie kochanie? — Zmarszczyłam brwi, robiąc krok w tył, a kiedy po prostu zignorował moje słowa poczułam ból nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej.

- Skarbie potem dokończymy rozmowę, dobrze? —  Skierował do blondyny, która skinęła głową i na moich oczach pocałowała go w usta.

Patrzyłam na to, co przed chwilą zrobiła ze łzami w oczach.

Jak to jest możliwe, że aż tak się pomyliłam co do niego?

- Connor... — Powiedziałam, a mój głos w połowie słowa się załamał.

- Zamknij się kurwa. — Syknął, wbijając boleśnie swoje długie palce w moje blade ramię.

- Puść to boli! — Krzyknęłam, próbując wyrwać się z jego silnego uścisku, lecz na marne. Był zbyt silny.

- Zamknij się kurwa, wszystko potrafisz spierdolić!- Krzykną, a ja czułam, że chłopakowi powoli puszczają nerwy.

Kiedy doszliśmy do łazienki, podparł mnie o płytki znajdujące się na ścianie i zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość.

- Nie krzycz na mnie!- Rzuciłam, kiedy z moich oczu wypłynęła łza.

- No i co beczysz idiotko! Zniszczyłaś mój plan, dumna z siebie jesteś?

O co mu do cholery chodzi?

Jaki pan?

Gdzie mój stary Connor.

Nigdy wcześniej się tak wobec mnie nie zachowywał.

- A teraz marsz do Ashley  i powiedz jej, że robiłaś sobie durne żarty, i że nie jesteśmy razem!

- Wiesz co? teraz nie będę musiała robić sobie żartów. Zrywam z tobą! — wydarłam się, uderzając go następnie w policzek. Zasłużył na to.

Chłopak momentalnie wziął dłoń z mojego ramienia i chwycił się za bolący go policzek. 

- Ty suko! — zadarł się, a po chwili poczułam ból na swojej twarzy.

Bolało.

Bardzo bolało.

Przez to, że moją twarz skierowała się w drugą stronę, upadłam z hukiem na podłogę.

- Pamiętaj ze mną się szmato nigdy nie zrywa, do póki ja tego nie zrobię. Rozumiemy się? — Warknął, zaciskając palce na mojej szczęce.

On naprawdę był jakiś psychiczny.

Najpierw zaczął się na mnie wydzierać, że mam powiedzieć jakiejś lasce, że nie jesteśmy razem, a kiedy już z nim zerwałam powiedział, że z nim się nie zrywa.

Związałam się z jakimś popierdolonym psychopatą.

- Pytam czy się rozumiemy! - Kopnął mnie w brzuch, kiedy mu nie odpowiedziałam, a ja zawyłam z bólu.

Resztkami sił mu przytaknęłam.

Nie chciałam aby zrobił mi więcej krzywdy.

- Pamiętaj, spróbuj komuś pisnąć choć słówko, a urządze ci takie piekło z życia, że się nie pozbierasz skarbie. Ogarnij się trochę i wstań z tej podłogi, wyglądasz jak szmata. — Splunął na mnie, wychodząc z pomieszczenia.

Poniżył mnie, pobij i zostawił.

Nie chciałam widzieć tego potwora nigdy na oczy.

W co ty się wpakowałaś idiotko.

****

Minęło dość sporo czasu, a ja nadal nie mogłam się ruszyć.

Nic nie robiłam, a płakałam.

Bardzo bolał mnie brzuch, a kiedy poczułam, że zachciało mi się wymiotować jak najszybiej podniosłam się i uklękłam przy muszli klozetowej.

Zwróciłam całe śniadanie, które zjadłam w domu.

Zjechałam wzdłuż ściany, która była za mną. Nie byłam wstanie stanąc na prostych nogach.

Co ja teraz zrobię? Co się w ogóle stało? — Biłam sie z myślami.

Żałowałam, że wtedy do niego podeszłam.

***

Chyba po dwudziestu minutach w końcu udało mi się wstać z podłogi. Szłam opierając się o ścianę.

Sięgnęłam po plecak i zobaczyłam  dwadzieścia nieodebranych połączeń od Lucasa, lecz nie przejmowałam się już tym.

Miałam gdzieś czy będzie na mnie krzyczał, bił.

Miałam to w dupie.

Podeszłam do lustra i to co zobaczyłam mnie przeraziło.

Blada twarz, spuchnięte oczy od płaczu i purpurowy polik.

Dotknęłam go, lecz szybko tego pożałowałam. Tak bardzo bolał... 

nałożyłam na głowę czarną czapkę z daszkiem i powoli zaczęłam kierować się na parking, patrząc się cały czas w dół.

Zakryłam jeszcze policzek włosami i wzięłam rękę z brzucha, żeby nie wyglądało to podejrzanie.

Podeszłam do samochodu ochroniarza, który jak widać szczęśliwy nie był.

Chciałam być już w domu. 

Wsiadłam bez słowa patrząc się cały czas na buty. Chłopak nic nie mówił, ani nie ruszał z miejsca.

Nie wiedziałam co robić. Pochyliłam lekko głowę do góry, aby zobaczyć co robi, lecz jak szybko wpadłam na ten pomysł, to tak szybko tego również pożałowałam. 

- Mia? Mia, co ci się stało? —
Zapytał, odrywając ręce od kierownicy.

- N-nic. — Odpowiedziałam, chcąc brzmieć normalnie. - Możemy już jechać do domu?— Poprosiłam.

- Dlaczego tak długo cię nie było?

Nie chciałam z nikim rozmawiać, a już na pewno nie z nim.

- Spójrz na mnie. — Rozkazał, kiedy się nie odezwałam.

Ja jedynie bardziej odwróciłam głowę w stronę okna.

- Mia. —Powiedział, dotykając mojego ramienia, które mnie niemiłosiernie bolało, od nacisku blondyna.

Syknęłam z bólu, starając zrobić to jak najciszej, a chłopak wlepił we mnie  zaniepokojonym wzrok.

Zatrzymał rękę w bez ruchu, odsuwając zarzuconą bluzę z mojego ramienia

Słyszałam tylko jak bierze głęboki oddech. Był zły.

Kurwa.

- Kto ci to zrobił. — Słyszałam w jego głosie jak próbuję być spokojny, lecz słabo mu to wychodziło.

-Nikt. Wywróciłam się na wf. — Skłamałam, zazgryzając wargę.

- Nie kłam. — Warknął, układając swoją dłoń na moim podbródku, z chęcią uniesienia mojej głowy.

- Proszę, zostaw mnie. — Poprosiłam, kody poczułam pieczenie, które dochodziło spod moich powiek.

Brunet nic nie robiąc sobie z moich próśb, skierował mój podbródek w jego stronę tak, że jego spojrzeniem spotkało się z moim, a ja rozkleiła się na amen.

- Boże, Mia... — Szepnął.

Szatyn bez wahania wziął mnie w ramiona, a ja wypłakiwałam mu się w klatkę piersiową. 

Czułam się tak... Bezpiecznie. 

                        _______________

No i kolejny rozdział za nami! liczę na gwiazdki<3

Prywatna Ochrona. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz