- Co robisz? — Warknął w moją stronę.
- Przytulam cię. — Wzruszyłam ramionami. - Chyba mam do tego prawo.
- Kochanie!? kim jest ta dziewczyna? — Powiedziała, a raczej pisnęła blond włosa.
Zaraz, zaraz. Kochanie?
- Connor? Jakie kochanie? — Zmarszczyłam brwi, robiąc krok w tył, a kiedy po prostu zignorował moje słowa poczułam ból nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej.
- Skarbie potem dokończymy rozmowę, dobrze? — Skierował do blondyny, która skinęła głową i na moich oczach pocałowała go w usta.
Patrzyłam na to, co przed chwilą zrobiła ze łzami w oczach.
Jak to jest możliwe, że aż tak się pomyliłam co do niego?
- Connor... — Powiedziałam, a mój głos w połowie słowa się załamał.
- Zamknij się kurwa. — Syknął, wbijając boleśnie swoje długie palce w moje blade ramię.
- Puść to boli! — Krzyknęłam, próbując wyrwać się z jego silnego uścisku, lecz na marne. Był zbyt silny.
- Zamknij się kurwa, wszystko potrafisz spierdolić!- Krzykną, a ja czułam, że chłopakowi powoli puszczają nerwy.
Kiedy doszliśmy do łazienki, podparł mnie o płytki znajdujące się na ścianie i zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość.
- Nie krzycz na mnie!- Rzuciłam, kiedy z moich oczu wypłynęła łza.
- No i co beczysz idiotko! Zniszczyłaś mój plan, dumna z siebie jesteś?
O co mu do cholery chodzi?
Jaki pan?
Gdzie mój stary Connor.
Nigdy wcześniej się tak wobec mnie nie zachowywał.
- A teraz marsz do Ashley i powiedz jej, że robiłaś sobie durne żarty, i że nie jesteśmy razem!
- Wiesz co? teraz nie będę musiała robić sobie żartów. Zrywam z tobą! — wydarłam się, uderzając go następnie w policzek. Zasłużył na to.
Chłopak momentalnie wziął dłoń z mojego ramienia i chwycił się za bolący go policzek.
- Ty suko! — zadarł się, a po chwili poczułam ból na swojej twarzy.
Bolało.
Bardzo bolało.
Przez to, że moją twarz skierowała się w drugą stronę, upadłam z hukiem na podłogę.
- Pamiętaj ze mną się szmato nigdy nie zrywa, do póki ja tego nie zrobię. Rozumiemy się? — Warknął, zaciskając palce na mojej szczęce.
On naprawdę był jakiś psychiczny.
Najpierw zaczął się na mnie wydzierać, że mam powiedzieć jakiejś lasce, że nie jesteśmy razem, a kiedy już z nim zerwałam powiedział, że z nim się nie zrywa.
Związałam się z jakimś popierdolonym psychopatą.
- Pytam czy się rozumiemy! - Kopnął mnie w brzuch, kiedy mu nie odpowiedziałam, a ja zawyłam z bólu.
Resztkami sił mu przytaknęłam.
Nie chciałam aby zrobił mi więcej krzywdy.
- Pamiętaj, spróbuj komuś pisnąć choć słówko, a urządze ci takie piekło z życia, że się nie pozbierasz skarbie. Ogarnij się trochę i wstań z tej podłogi, wyglądasz jak szmata. — Splunął na mnie, wychodząc z pomieszczenia.
Poniżył mnie, pobij i zostawił.
Nie chciałam widzieć tego potwora nigdy na oczy.
W co ty się wpakowałaś idiotko.
****
Minęło dość sporo czasu, a ja nadal nie mogłam się ruszyć.
Nic nie robiłam, a płakałam.
Bardzo bolał mnie brzuch, a kiedy poczułam, że zachciało mi się wymiotować jak najszybiej podniosłam się i uklękłam przy muszli klozetowej.
Zwróciłam całe śniadanie, które zjadłam w domu.
Zjechałam wzdłuż ściany, która była za mną. Nie byłam wstanie stanąc na prostych nogach.
Co ja teraz zrobię? Co się w ogóle stało? — Biłam sie z myślami.
Żałowałam, że wtedy do niego podeszłam.
***
Chyba po dwudziestu minutach w końcu udało mi się wstać z podłogi. Szłam opierając się o ścianę.
Sięgnęłam po plecak i zobaczyłam dwadzieścia nieodebranych połączeń od Lucasa, lecz nie przejmowałam się już tym.
Miałam gdzieś czy będzie na mnie krzyczał, bił.
Miałam to w dupie.
Podeszłam do lustra i to co zobaczyłam mnie przeraziło.
Blada twarz, spuchnięte oczy od płaczu i purpurowy polik.
Dotknęłam go, lecz szybko tego pożałowałam. Tak bardzo bolał...
nałożyłam na głowę czarną czapkę z daszkiem i powoli zaczęłam kierować się na parking, patrząc się cały czas w dół.
Zakryłam jeszcze policzek włosami i wzięłam rękę z brzucha, żeby nie wyglądało to podejrzanie.
Podeszłam do samochodu ochroniarza, który jak widać szczęśliwy nie był.
Chciałam być już w domu.
Wsiadłam bez słowa patrząc się cały czas na buty. Chłopak nic nie mówił, ani nie ruszał z miejsca.
Nie wiedziałam co robić. Pochyliłam lekko głowę do góry, aby zobaczyć co robi, lecz jak szybko wpadłam na ten pomysł, to tak szybko tego również pożałowałam.
- Mia? Mia, co ci się stało? —
Zapytał, odrywając ręce od kierownicy.- N-nic. — Odpowiedziałam, chcąc brzmieć normalnie. - Możemy już jechać do domu?— Poprosiłam.
- Dlaczego tak długo cię nie było?
Nie chciałam z nikim rozmawiać, a już na pewno nie z nim.
- Spójrz na mnie. — Rozkazał, kiedy się nie odezwałam.
Ja jedynie bardziej odwróciłam głowę w stronę okna.
- Mia. —Powiedział, dotykając mojego ramienia, które mnie niemiłosiernie bolało, od nacisku blondyna.
Syknęłam z bólu, starając zrobić to jak najciszej, a chłopak wlepił we mnie zaniepokojonym wzrok.
Zatrzymał rękę w bez ruchu, odsuwając zarzuconą bluzę z mojego ramienia
Słyszałam tylko jak bierze głęboki oddech. Był zły.
Kurwa.
- Kto ci to zrobił. — Słyszałam w jego głosie jak próbuję być spokojny, lecz słabo mu to wychodziło.
-Nikt. Wywróciłam się na wf. — Skłamałam, zazgryzając wargę.
- Nie kłam. — Warknął, układając swoją dłoń na moim podbródku, z chęcią uniesienia mojej głowy.
- Proszę, zostaw mnie. — Poprosiłam, kody poczułam pieczenie, które dochodziło spod moich powiek.
Brunet nic nie robiąc sobie z moich próśb, skierował mój podbródek w jego stronę tak, że jego spojrzeniem spotkało się z moim, a ja rozkleiła się na amen.
- Boże, Mia... — Szepnął.
Szatyn bez wahania wziął mnie w ramiona, a ja wypłakiwałam mu się w klatkę piersiową.
Czułam się tak... Bezpiecznie.
_______________
No i kolejny rozdział za nami! liczę na gwiazdki<3
CZYTASZ
Prywatna Ochrona.
Storie d'amoreCześć, nazywam się Mia. Mia Williams, mam siedemnaście lat. Przez pewien incydent rodzice bojąc się o moje bezpieczeństwo podjęli decyzję o zatrudnieniu mi ochroniarza. Od tego momentu wszystko zaczęło się walić. W skrócie moje życie obróciło się o...